Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody, imprezy

Dystans całkowity:1640.42 km (w terenie 866.20 km; 52.80%)
Czas w ruchu:85:37
Średnia prędkość:16.78 km/h
Maksymalna prędkość:43.41 km/h
Maks. tętno maksymalne:205 (105 %)
Maks. tętno średnie:168 (86 %)
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:63.09 km i 3h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
60.25 km 52.00 km teren
04:58 h 12.13 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Złoto dla Zuchwałych 2016 - Dąbrowa G... Chełmińska ;)

Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 14.03.2016 | Komentarze 2

Start na TR100 z myślą o turystycznym wykręceniu 60-70km - wykonany :)


Na dworze o 8 rano - masakrycznie zimno, w nocy było -1. Tak, temperatura w tych okolicach to dla mnie dramat.
Stąd też był to mój pierwszy start z bagażnikiem na oriencie = zabrałam w trasę  2 różne kurtki = zapewniłam sobie komfort termiczny. Rok temu wymarzłam na Złocie do szpiku i "odchorowywałam" to wymarznięcie przez 3 kolejne dni, więc w tym roku poszłam po rozum do głowy. Nici z light bika dla przebieranek w trasie = chyba się starzeję:).
Ale było warto! Towarzyszyła mi mała sakwa, a w niej kurtka windstopper, a na sobie wisiała kurtka "codzienna", zimowa bez polaru. Po prostu przed startem jak ją zdjęłam (a raczej zsunęłam w 1/4 :) ) aby ubrać windstopper to w pół sekundy zapięłam ją spowrotem na sobie a windstopper poleciał do sakwy. Na rozgrzanie się na początkowych km spisała się na złoty medal! Czułam się wygrana już na starcie :-).

Oczywiście jak to u mnie bywa, zaliczyłam już kolejny raz wtopę orientacyjną na... wyjeździe z bazy :). To samo zrobiłam w Lubostroniu, to samo na DT w Sępólnie, to samo na pewno więcej razy mi się przytrafiło, więc wcale się nie zdziwiłam :).
Przecież miałam robić południową część mapy, przecież miałam zacząć od PK3 (wschód)  :).  Pojechałam na północny-zachód, czyli "do domu" i na dodatek pojechałam jeszcze "twardziej do domu" bo gapa jestem i nie skręciłam w drogę na punkt :). GAPA! Paluszki mi zamroziło przez te 500m, wiało mi w szyję i może dlatego? :) Coś w tym jest ;), choćby "winny się tłumaczy". :)
No cóż. Trzeba było przystanąć i zrobić korektę na mapniku. Odkryć północną część mapy, aby wyruszyć na PK2. Zamrożone palce nie pomagały, a wręcz rozwaliłam folię w mapniku. Jednak ta poprzednia, która służyła mi 5 lat była niezniszczalna, też mnie pokusiło na zmianę.


PK2. Drzewo strzelone piorunem na górce.

Jak już się ogarnęłam ze wszystkimi "pierdołkami", ruszyłam na punkt. Na "moim" skrzyżowaniu, gdzie planowałam skręcić w prawo, stoi ktoś wpatrując się w mapę, a przed jego rowerem przebiega pokaźne stadko saren. Najwyraźniej leciały skubane z PK2 na PK5 :). I czemu mnie tam nie było? Wjeżdżam, podbijam bez czytania opisu, jadę na PK8.


PK8. krawędź wąwozu.

Droga łatwa. Przed wjazdem na główną leśną drogę spotykam dwóch facetów, którzy wskazują, aby pojechać "za samochodem w lewo". Tak od siebie... :). Odpowiadam więc: "a to zależy" i słyszę śmiech. Lubię zawsze sprawdzać na mapie, co "podpowiadacz" ma na myśli. Panowie kierowali mnie na asfaltową drogę, to miło z Panów strony :). A punkt oczywiście odnaleziony.


PK17 - najbliższa wierzba przy rowie.

Okazuje się, że po wyjeździe z punktu, moim oczom ukazuje się przepiękna panorama na zakole Wisły. Uwielbiam - więc chwilę napawam się tym widokiem. Odnajduję piaszczystą drogę prowadzącą w dół. Niektórzy mieli przyjemność poruszania się na tym odcinku do góry - no to mnie się poszczęściło :). Jadąc przez Gzin, czuję, że robi mi się tak ciepło, że nadszedł ten moment na założenie Windstoperru. Teraz jest mi znowu... IDEALNIE. Jadę zadowolona z siebie asfaltem przez Czarże, szukam drogi na punkt. Znajduję, skręcam, jak się okazało o ok.30m za wcześnie. Ktoś właśnie podbija punkt przy "mojej" wierzbie. Zostawiam rower i lecę pół minuty przez pole jak prawdziwy nawigator na azymut, nie ważne po czym, byle do celu ;) ;) ;).


PK15 - drzewo na skraju rowu.

Zjeżdżając z punktu, po przeciwnej stronie drogi woła mnie gospodarz: "Proszę Pani, gdzie Pani chce jechać?". Odpowiadam  podśmiewając się i klepiąc mapnik: "Na punkt!".;) -"Ale gdzie chce Pani jechać, bo widzę że się Pani zgubiła!". Tutaj już nie mogłam ze śmiechu :). Pomknęłam z myślami - no chyba jednak nie ;), ale to miło. Punkt 15 bardzo prosty. Nieco się zastanawiałam w którą "drogę" wjechać, ale ostatecznie wjechałam w prawidłową, punkt szybko podbity.


PK19. kępa wielkich drzew.

Ten punkt mnie trochę martwił, nie lubię szlajać się pomiędzy kałużami większymi i mniejszymi. Chyba boję się, że nagle przede mną wyrośnie bagno i mnie wciągnie :). Na dodatek, wybrałam opcję przez pole, przez mało fajną błotną drogę, ale zawsze coś. Dojazd na 19 to walka z kompasem (czy aby na pewno jestem w dobrym miejscu bo drogi brak, za to jest piękne powalone drzewo) w niedalekim towarzystwie innego zawodnika. Udało się.


PK13 - duża wierzba na brzegu Wisły.

Ten punkt to dał mi do wiwatu wraz z kolejnym "nadwiślańskim". Jednak moje obawy co do "kałuż" się sprawdzają idealnie - nie mam wyczucia w takim terenie/stresuję się?. Jadę wzdłuż wału, istna sielanka, jest mi fajnie, miło, ciepło, cudownie bo ściągnęłam windsotpper. Wiosna! Niestety jak się za dużo rozluźnię, to nie pilnuję mapy i... chcę skręcić "na już" przez wał bo stwierdziłam że wał już mi zaczął skręcać na południe... eee... przecież on ciągle leci lekko na południe, ale cóż, wiosna idzie ;). Wjeżdżam w drogę na wał, chwilę jadę, obserwuję teren, zjeżdżam w teren, szukam mojej drogi na punkt... nie ma. AGA! Rozleniwiłaś się, wracaj na asfalt. OK, kajam się za moją głupotę (nie odliczyłam się) i postanowiłam szukać oczami wału na wprost (czyli elementu wału, który w krajobrazie jest usytuowany poprzecznie)- jest! Teraz już mknę spokojnie przed siebie, teraz jest już wszystko OK.
Zajeżdżam pod punkt i szukam dużej wierzby... jednej, drugiej, trzeciej... wszystkie duże :). Wracam się do mapy - wierzba ma być trochę dalej. JEST! Mapa nie zawiodła (gratuluję Organizatorom świetnej zgodności PUNK-MAPA!).


PK10 - granica kultur.

Wyjeżdżam kierując się na jeziorko. O dziwo, jeziorka w lesie lubię, wtedy bardzo łatwo się nawiguje. Po drodze śmieję się, oby nie było takiej granicy kultur jak na niegdysiejszych zawodach, że straciłam pół godziny bo punkcik był... źle postawiony. Podjeżdżam, skręcam w lewo - bingo.


PK7 - duże powalone piorunem drzewo.

Tutaj lekkomyślność moja obrała najazd na punkt od północy. z 10 idealnie wjeżdżam w drogę, aż za idealnie mi idzie. Wjeżdżam do Rafy. Dojeżdżam do jakiś kałuż i o losie, myślę że już jestem na miejscu. Stoję i rozkminiam - GDZIE JA JESTEM, że każde drzewo powalone piorunem jest bez punktu?! Myślę, myślę..., rzeźba terenu się zgadza - stoję nie w tym miejscu! Straciłam tam trochę czasu na rozmyślania, ale najtrudniejsze było dotrzeć na punkt, bo fizycznej drogi w terenie pod moimi kołami NIET. Przejeżdżam 500-600metrów w stronę punktu. W oddali zobaczyłam dwóch zawodników i z nimi najeżdżam na "cypelek" (tak tak, cypelek to tak naprawdę nie cypelek ;) ). Popełniam głupi błąd - bo zostawiam rower z mapą i idę szukać punktu. Nim się wróciłam aby spojrzeć na mapę, jeden z zawodników już ma punkt. Chyba się ucieszyli że na mnie trafili, bo chyba się gdzieś wcześniej zabunkrowali w lesie ;).


PK5 - drzewo na granicy kultur.

I od tego miejsca zaczęło się to, czego się nie spodziewałam - pierwsza walka z podjazdami i z wiatrem. Jadąc otwartym terenem, ślimaczyłam się niemiłosiernie, ale jak się okaże to nie jeden raz. Pomyślałam, że odcięło mi paliwo, więc pora na wewnętrzne wzmocnienie się co też uczyniłam.
Piąteczka była tak prosta, że nie ma o czym pisać ;). Prócz tego, że... kiedy z oddali dojeżdżałam do głównej drogi z planem aby na niej przystanąć aby się zorientować w terenie, zauważyłam, że stało na niej 3 zawodników, a z prawej... jechał nią akurat Daniel i skręcił w "moje prosto". Cóż, co tu więcej dodawać... punkt podbity :))))))). W sumie trochę szkoda, bo był zachaszczowany i może musiałabym ruszyć główką aby go znaleźć? :)


PK1 - początek rowu, drzewo na W.

Niestety tutaj popełniłam bardzo poważny błąd taktyczny - objechałam "dobrymi drogami" kawał obszaru, zamiast znaleźć terenowy, krótszy odpowiednik. A był to błąd dlatego, że droga na punkt wiodła pod taki wiatr, że chyba prędkość spadła do 10km/h :). Punkt okazał się tak prosty do odnalezienia, że lekko zawiedziona jego prostotą a zarazem wkurzona wmordewind-masakrą, pojechałam na 9tkę.


PK9 - wschodnia skarpa wąwozu.

Sił przybyło, więc jest i 9tka. Widzę duży wąwóz, widzę wschodnią ścianę - wystarczy się na nią wdrapać. Dojeżdżają kolejni zawodnicy, pytają się gdzie ta wschodnia ściana :). Tutaj już zastanawiałam się mocno czy jechać dalej na południe mapy mając prawie 3h czasu, czy nie. Resztki izo w bidonie, brak paszy. brak formy, dużo poziomic na mapie, oraz mój rozum podpowiada, aby dokończyć rajd na spokojnie - więc wybieram kierunek w stronę mety.


PK4 - drzewo 15m na NW od skrzyżowania.

I jak na sielankę przystało, znowu mózg nie pracuje i nie przejeżdżam "łącznika" pomiędzy dwoma asfaltami i ląduje w okolicach poprzedniego punktu. Nadrobiłam pewnie z 1km... oj nieładnie, ale na szczęście słońce pięknie świeci, pod kołami asfalt... nie jest tak źle. Jakaś kobita obserwowała oszołoma, który rower zostawia w rowie i idzie w chaszcze. Punkt podbity.


PK3 - drzewo 15m na S od skrzyżowania.

Jadąc na metę, byłam święcie przekonana, że nie mam zrobionego PK2... jadę w słońcu i wyciągam w trakcie jazdy z sakwy kartę startową... dwójkę mam podbitą! I co teraz? Meta? Już...??? Ale zaraz zaraz... Nie mam PK3! Już prawie jestem na głównej drodze do bazy i robię korektę, jadę na wschód. Na ostatnim skrzyżowaniu przed punktem w zasadzie można już dojechać po śladach :). Organizatorzy o tej godzinie powinni ruszyć w trasę "wygrabkować" niektóre skrzyżowania w lesie :)))). Miałam pewne obiekcje, czy szukać 10m dalej drogi, ale ślady i głupi pomysł z 10metrami :) mówią swoje. Znajduję skrzyżowanie, znajduję punkt - pora zakończyć tą piękną przejażdżkę i wracać spokojnie jak na wojnie na metę.

Reasumując - "moje" podbydgoskie orienty są jak zawsze atrakcyjne. Do dzisiaj żaluję, że nie było mnie na ostatnim Azymucie, ale niestety nie udało mi się wystartować. Złota ilość punktów na mapie - była idealna. Uwielbiam dojeżdżac na punkt po kilka kilometrów. Skala mapy - również moja ulubiona - na takich uczyłam się jeździć na BikeOriencie i tak zostało mi do dzisiaj. Jedynym malutkim niedosytem na tych zawodach były mało zachszczowane punkty, lubię czasami trochę poszwędać się po wielkim lesie w poszukiwaniu punktu :), a może to ja tak dobrze nawiguję? Trzeba to zweryfikować :-).

Dziękuję za super zawody i do zobaczenia latem!!!

p.s. niektóre perforatory przydałoby się umieszczać na ziemi , bo więcej sił mam w nogach:)


Trasa na Endomondo. 

https://www.endomondo.com/users/4547842/workouts/6...




Dane wyjazdu:
70.00 km 50.00 km teren
04:03 h 17.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Azymut Orient

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 0

Azymut Orient, a do towarzystwa do nocnego orientowania się w lesie ...Diabelskie Moce na l'a pier'niku ;-)

Powrót na metę ok 1 w nocy :).


Dane wyjazdu:
109.60 km 70.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Maraton na Orientację - SZAGA

Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 1

Bardzo fajna impreza na orientację.
Przepiękne tereny do jazdy.

Tylko gdyby nie te dwa niedziałające promy... nie musiałabym kosztem zdobycia trzech PK naginać do mostu na Wronki...
Tak ot... "zaryzykowałam" pojechanie z pierwszego nieczynnego promu na drugi, który "miał" być czynny. No właśnie, miał...
Eh... strasznie było mi smutno. Przyjechałam poszukać PK, a nie nabijać bezsensownie km po asfalcie :(((((. Wniosków z tejże sytuacji jeszcze nie potrafię wyciągnąć. Póki co, nasuwa mi się tylko jeden - "Pan Kazio i Pan Mietek, co to lotoją promem, w soboty wolo leżeć bykiem na ploży, zomiost tyle rowerów wozić. Imprezy im się zochcioło w środku lata, to se niech sami radzo"....




Ale do rzeczy.
Na bazę docieram z ogromnym opóźnieniem. Miałam jechać 2 godziny, jechałam z 3,5. Po prostu bomba!
Na miejscu, ni stąd ni zowąd spotykam... jak zawsze ostatnio... ;-) Darka vel. Djk71. Ktoś tu się porządnie rozjeździł :).


Start TR150 - o północy! A ja idę spać, dobranoc ;)




Moja trasa - TR100 - startowała o godzinie 9:00. Czuję się w miarę na siłach, aby zrobić dzisiaj setkę. Pogoda piękna, jedzenie upchane po wszelkich zakamarkach, rower odpicowany (wymieniony napęd), więc... czegoż chcieć więcej? A no... wypadałoby jeszcze nie przegapić odprawy ;-). O, udało mi się ją przegapić..., będąc w sklepie? :). Jednak Org był na tyle miły, że zrobił dla mnie mini-prywatną odprawę - DZIĘKUJĘ!!!
Pada magiczne słowo START i... nigdzie mi się nie śpieszy :). Mam 12h czasu, na zrobienie sety - spoko, luzik, damy radę :).


Na pierwszy ogień idzie
PK2. Proszę o wybaczenie za brak opisów PK, ale jeszcze są w aucie razem z mapnikiem ;-). Na punkt docieram bezbłędnie. O dziwo, chwilę po mnie docierają biegacze - no no no, brawo!!!




Przepiękne zielone miejsce :).






Na drugi ogień zmierzam na...
PK8. Punkt przy brzegu jeziora. Wyjeżdżając, wpakowuję się w jakąś drogę na 8mkę z powalonym drzewem, kilkoma "chaszczami" na drodze. Myślę sobie: "oho, nie będzie ten rajdzik taki miły ;-)". Długa prosta, zakręt "w lewo" i docieram do punktu, rozmyślając czy to tu, czy 80m dalej wg licznika. Ktoś mówi, że to jednak tu :). Schodzę więc nad brzeg jeziora i... nie ma... No cóż, trzeba się trochę naszukać PK, bo widzę, że schowane. Punkt został skryty w drugi zakamarek, przy którym stałam i... rozmyślałam gdzieżby tu szukać punktu ;-).


Kto nie widzi punktu, ten trąba ;-)




Kolejny PK, to PK6 - wiadukt kolejowy.
Na punkt prowadzi piękna asfaltowa droga. Delektuję się przepiękną pogodą i radością ze zdobywania "szybkich" punktów :).

"Ta linia kolejowa to na pewno za kilka km będzie miała coś w spólnego z moim punktem" :)




I o to jest - Wiadukt Kolejowy.




Chciałabym wszystkim TR150 podziękować za wydeptanie ścieżki przez pokrzywy prowadzącej pod lampion :-). Niektórym już podziękowałam osobiście ;-).





Spoglądam w mapę i... CHCE MI SIĘ TERENU, WIĘC JADĘ. Kompas ładnie działa, więc pcham się bodajże na północ. Niestety, moja terenowa sielanka kończy się po kilkuset metrach za sprawą znaku "teren prywatny". Nie rozdrabniając się, cofam się do asfaltu i pędzę na PK4.

W takich pięknych okolicznościach pogody i przyrody było mi dane jeździć :).







PK4 - dąb na skarpie.
Ten punkt dał mi po prostu DO WIWATU. Wjeżdżałam dobrą drogą, jednak w jej połowie pojawiło się skrzyżowanie którego nie było na mapie i...... wedle mojego super kompasu za całe 19,99zł, który wcześniej tego dnia sprawił mi psikusa w postaci nie pokazania białej "dupki" na słońceo godzinie 12:00, skręciłam w nie tę drogę, którą powinnam i... w efekcie czego........ na poszukiwania punktu 4'tego straciłam uwaga... 70minut. W sumie już 2x wycofywałam się ze zdobycia się go, jednak "wewnętrzne coś" nie pozwoliło mi odjechać bez niego... No wariatka jestem no, nie potrafię opuszczać miejsca przy PK, jeśli wiem, że jestem niedaleko niego... Wreszcie napotykam znak, który widziałam wcześniej na mojej drodze "droga pożarowa" i stwierdziłam, że to na pewno tu. Nieopodal, stoi parka rowerzystów - oj, chyba moje męki wreszcie się skończą - JEST! Dąb na skarpie, był dla mnie... dębem nad brzegiem :P. Szukałam kompletnie innego "wyglądu" okolic PK... Szukałam wysokiej skarpy, a nie wielkiego, ogromnego, dębu nad brzegiem Warty :P

Piaszczystym terenem udaję się na prom w Chojnie, aby przeprawić się na drugi brzeg. Niestety, po przesympatycznej jeździe na azymut przez późniejszy przepiękny las, przydarza mi się niemiła niespodzianka...

PROM JEST NIECZYNNY.



Zanim ogarnęłam sytuację, chwilę czekałam nad brzegiem, później rozlegały się odgłosy "haaaalllooo"... po czym... postanowiłam odczytać tablicę informacyjną promu. Na niej jak byk napisane - sobota do 15:00. Była godzina ok. 13:00. Wracając do roweru, natykam się na kawałeczek kartki B5 przyklejonej na bramce o awarii promu... Szybki telefon do Orga - drugi prom jest w Wartosławiu. Rozmawiam o opcjach z osobami, z którymi spotkałam się na PK4 i przytakuję, że kto nie ryzykuje, ten się nie bawi ;-).

Wyjazd z Chojny...




No to moja zabawa w poszukiwanie drugiego promu kosztowała mnie......




... przeczytaniem karteczki w Wartosławiu na budce - AWARIA PROMU.



W tym momencie ręce i nogi mi opadły. Zafundowałam sobie ponad 20km "odcinka specjalnego" bez zdobywania punktów. Przecież na most do Świerakowa nie opłaca się już nadrabiać drogi... :(.
Staram się pocieszać. Że jest piękna pogoda (na "plus"), że siedziałabym teraz w pracy (ooo wolałabym siedzieć w pracy, jak poginać "puste km, bez zdobywania PK, w końcu po to tu przyjechałam, szukać PUNKTÓW!!!! :-( na "minus" )... Jako, że "+" i "-" daje minus :), szukam kolejnych plusów. Chociaż ile bym ich nie wynalazła, w serduchu pozostaje mały minusik za "puste km"...
A dlaczego? A no kondycja moja jest dość ograniczona i dodatkowe km automatycznie skróciły mi kilometraż na super zabawę w poszukiwanie punktów. Wielka, wielka szkoda... :-(

Przejazd przez Wronki i dojazd w okolice ok. 1km od PK11 odbył się oczywiście z pomocą mapy w telefonie. Dalej WRESZCIE mogłam delektować się jazdą na orientację i wrócił mi wreszcie humor :). Oczywiście musiałam to "uczcić" poprzez wspinaczkę na nie tą górkę co trzeba... a co tam, po co patrzeć na mapę, po której stronie drogi jest kropeczka??? :P

Zadowolona, z PK11 uciekam na:
PK5. Większej górki Orgowie znaleźć pewnie już nie mogli :P. Wdrapanie się na szczyt moje tętno na pewno wprowadza na wysokie częstotliwości ;-). Postanawiam zarządzić konsumpcję dodatkowej dawki energii i... po kilkunastu minutach mam ochotę zrobić jeszcze zachodnią stronę mapy, lekką nogą... ulalala! :D

Śmigam zatem na PK3 - skrzyżowanie dróg. Słyszę, jak łańcuch zaczyna mi grać melodie których moje uszy nie cierpią. Mały telefon i umawiam się na dostarczenie na niebieski szklak/ew. skrzyżowanie w Sierakowie mojego Rohloffa. Za co baaaardzo baaaaaardzo mocno dziękuję!!!!!! W sumie to tyle godzin na rowerze odbiera mi logiczne myślenie i zamiast POPROSIĆ o dowiezienie rohloffa, od razu przechodzę do sedna tematu jakby nigdy nic :P. Mózg zlasowany :P.

Zjeżdżam na
PK1 mostek. Droga przepięknymi szerokimi duktami. Mosteczkiem okazał się baaardzo mały mosteczek ;-). Mijam go na ok. 6 metrów, po czym naciskam klamki... ooo.... jest punkt :).

Jako, iż mam ochotę na jeszcze 2 punkty, decyzji o zjeździe na metę nie podejmuję :). W międzyczasie w drodze do miasta spotykam się z Miłym Kurierem, który dostarcza mi "paczkę z Rohloffem" :)))). Tylko dziwne, że nie po nocy? ;-) ;-) ;-) Międzyczasie dochodzi do mnie wiadomość, że po zachodniej stronie nie mam dwóch punktów do zaliczenia a... trzy. No to obieram taktykę. Na "dzień dobry 9 i 10", a jak dam radę to i 14.

Drogi prowadzące na punkty - cudowne!

PK9 - dostaję się tam przepięknym czerwonym szlakiem i bardzo fajną drogą. Już nawet nie pamiętam jaki był to punkt, bo wszystkie trzy nad wodą :P. Chyba był to punkt z wodą, gdzie trza było zejść na dół do dziewczyn :).

PK10 - wiedziałam, że nie leży w miejscu gdzie jest narysowany na mapie... szukałam go za daleko jednak... znalazłam go. :) Niemalże przy samym "czubku" jeziora stojąc do niego tyłem i obracając się :).


W drodze na PK14 :). Uszasty robił za fotomodela znakomicie :).




PK14 to małe pomieszanie z poplątaniem.... zaczynam robić się głodna, ZNOWU wjeżdżam w drogę, w którą nie powinnam wjechać (powinnam pojechać z 200m dalej!!!), cofam się, spotykam harcerzy i odpowiadam na "CZUWAJ!". :) Wjeżdżam w kolejną przeicnkę - jest górka! A Harcerze... Harcerze to wychodzili z tej drogi, która też prowadziła na PK, a nie było jej na mapie. :P

Na PK14




No to szczęśliwa i zadowolona z siebie mogę dumnie jechać na metę. Na liczniku coś ponad 100km... nieźle :). Pogoda sprzyja, tylko nagle zaczyna łapać mnie ból ramion. Norma od niewyjeżdżenia tego na rowerze... Turlam się więc bezwładnie z asfaltowych górek po odpowiednim rozpędzeniu się, kręcę "na zapas", żeby pojeździć bez pedałowania... i nawet na koniec wybieram skrót na Świeraków... a tam takie widoczki:






Jednym zdaniem, GDYBY NIE TEN ODCINEK SPECJALNY PRZEZ WRONKI - byłoby cudownie!!! :)

Pozdrawiam :).

P.S. Pierwsza setka w tym roku pękła ;-). Po 11stu miesiącach od ostatniej :P.


Dane wyjazdu:
115.79 km 70.00 km teren
07:06 h 16.31 km/h:
Maks. pr.:30.07 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

IV Rowerowy Bydgoski Rajd Niepodległości

Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 11.11.2010 | Komentarze 7

IV Rowerowy Bydgoski Rajd Niepodległości



Standardowo jak co roku, wybrałam się na Rajd Niepodległości :)
I jak co roku, rajd miał inną trasę i w tym roku można było dołączyć we fordonie :)))) Kiedy już zamykałam drzwi od domu, spojrzałam na klatce za okno a tam... deszcz chlapie ;D Chwile wcześniej wróciłam z Nazgulem i na deszcz się nie zapowiadało ;P Na szczęście wracając się do domu znalazłam całe przyrządowanie błotnika, cóż za radość ufff tyłek będzie suchy :)

jadą jadą po moich włościach, przyjechali z centrum miasta w deszczu... buuu... na szczęście w rzeczywistości nie było tak źle i na reszcie trasy przeszkodziła raz tylko mżawka :)


pierwszy przystanek pod doliną:


wszyscy obowiązkowo mieli biało-czerwone flagi, ja moją machnęłam na kokpit ;)


pomnik na Dolinie Śmierci


tutaj delegacja składa pamiątkowy znicz:


niewiele jest ich niestety jak co roku...






Borówno, czekamy na delegację która poszła zapalić znicz... ja w tym roku rownież zostałam na szosie.




Pyszczyn:






jeden z moich ulubionych miejsc Dębogóra, tubylcy mówili że lasem możemy sobie pomarzyć że przejedziemy... ah tam marzenia się spełniają w lekkim tylko błocku ;-) niektórym od razu humory się polepszyły no cóż... błoto dla niektórych to coś więcej niż tylko... błoto ;-)


drugi punkt w okolicy Dębogóry:


bardzo piękne miejsce


i bardzo klimatyczne!


Organizator


mowa przesympatycznego Księdza :) :


i składanie znicza:





musi być tutaj pięknie latem!


Koronowo i biały misiu ;) uzupełniam niedobór węglowodanów... ;)


czekamy na ogonek po terenowym podjeździe:


cały czas towarzyszy nam zaplecze techniczne policja i asekuracja medyczna:


popasik w Bytkowicach (bufet) i tamtejszy folklor :)


na bufecie reklama rowerowej brzozy w dziurki ;) A dziurę w brzuchu ma.... ;D;D;D hahaha


Osowa Góra... tutaj zawsze uchowają się nasze znicze :) miejsce jest w małej przebudowie, za rok na pewno będziemy mile zaskoczeni.






do Brzozy jechało mi się masakrycznie... w Bytkowicach nie widziałam nic wegetariańskiego i pożywiłam się tylko 7'daysem ;P na szczęście w Brzozie były rogale nie-marcińskie ;) dwa 7daysy ze spuszczonym powietrzem i jeden wafelek to stanowczo za mało na cały rajd ale więcej mi się do sakwy od aparatu nie zmieściło ;P

...wszyscy musieli być mocno głodni w Brzozie, bo przy pomniku tylko delegacja... a szkoda!


dlatego chociaż uwieczniłam ten moment. przede mną akurat stała policja (tajniacy) i kogoś złapali i jeden do drugiego ze śmiechem rzekł... Mariusz, uśmiechnij się! ;-))) ale pewnie buraka złapałam ;-))))


rogale dodały mi sił i pełna energii dotarłam do mety - Stary Rynek



zimno było momentami jak diabli że paluchy od rąk odpadały, a momentami... rozpływałam się ;-) i w końcu nie wiem czy ubrałam się za ciepło czy za lekko... dosłownie nie wiem ;P ale rękawiczki to zimowe mogłam jednak wziąć!

a w domu czekał na mnie i na mój pamiątkowy medal kto? no kto? :D






taki dzień niepodległości może być 365 dni w roku :-) oby było minimum z 10 stopni cieplej ;-)
Dziękuję wszystkim za miłe pogawędki, oraz Organizatorom za kolejny piękny Rajd :)

pozdrawiam,
Agnieszka.

Dane wyjazdu:
68.49 km 0.00 km teren
03:45 h 18.26 km/h:
Maks. pr.:42.27 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wyścigi Psich Zaprzęgów - Minikowo 2010

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 03.10.2010 | Komentarze 3

Wyścigi Psich Zaprzęgów w Minikowie pod Bydgoszczą mają swoją tradycję od co najmniej 2 lat. Może i więcej... nie wiem, ale zaraziłam się tym sportem mniej więcej 2 lata temu... A dlaczego...? to trzeba zobaczyć na własne oczy, aby się przekonać jaka magia towarzyszy w takich zawodach :)
Wyruszyłam z domu coś koło 10:30, oczywiście wybrałam rower, bo jak mam się mrozić w aucie (wysiadła całkowicie klima - i dobrze ;P) to wolę na rowerze :)
Jednak pogoda dzisiaj DOPISAŁA!!! :)))))
Pierwsze kilometry upływały przy dobrej muzyce, aż na Kamiennej na czerwonym świetle spotkałam watachę rowerzystów :) Wśród nich, jakiś obiektyw się we mnie wcelowuje, mam pewne podejrzenia czyj, ale kolor amortyzatora rowerzysty wzbudza zwątpienie ;)
Wreszcie kiedy zapaliło się zielone i podjechałam bliżej byłam 100% pewna że to ten Rowerowy Abstynent KITA :D Kita zrezygnował z wycieczki na Brdyujście i spontanicznie potowarzyszył mi, po drodze zwołując ekipę na wycieczkę do Minikowa ;-) Obstało jednak na tym, że dzisiaj robi regenerację po wczorajszym maratonie i odprowadza mnie jedynie do rogatek Bydgoszczy, a jedynie Łukasz Diabeł miał ochotę się przejechać :)
Z Kruszyna do Minikowa jakieś 3km z wiatrem... no no ale i tak formy trochę zbrakło pod górkę ;)
W Minikowie zawitaliśmy coś po 12'stej i niestety obejrzeliśmy starty kilku zawodników :-( Ale i tak było warto bo te uśmiechnięte mordy które czekają na start mile się ogląda :)
najmłodsza kadra!




W między czasie uścisk dłoni Prezesa (a właściwie dwóch ;) ) z Kotliny Kłodzkiej ;) który by mnie najchętniej powiesił za tego perfidnego sms'a z opóźnionymi pozdrowieniami, którego wysyłałam 200 metrów dalej spoglądając czy na pewno mnie oczy nie mylą bo na 100% nie byłam pewna ;-)))
Współczuję okrutnie takiego powrotu do domu z przygodami...








młody narybek psi ;)
AKITA, który próbował zjeść mi rękawiczkę ale po szczenięcych wariactwach z Nazgulem wiedziałam jak ułożyć rękę żeby zrezygnował i zajął się relaksowaniem przy mizianiu pod szyjką ;)


Nuka, Nanuk, Daisy ;)


wysyłają 3 skrajnie różne spojrzenia :))


zaprzęg na mecie :) ciekawe jak to jest na tych hulajnogach z tyloma psami....


GO GO GO






Jako że została już tylko dekoracja, zwinęliśmy się bo czas naglił Łukasza i pojechaliśmy nówką ścieżką rowerową prowadzącą na Osową Górę... suuuupeeeer :)

Spontan to był dzisiaj na maxa :)




Powrót pod wiatr, przed PKP pożegnanie z Łukaszem i powrót na lajcie z trenażerowym nawykiem do którego tęsknię - 90 obrotów żeby mi ten dzisiejszy wypad wyszedł na dobre :)

Pozdrawiam,
Agnieszka.

P.S. Za tydzień zawody w Przyłękach... na pewno będę :) I możliwe, że spróbujemy swoich sił po za konkursem w BJ :)

Dane wyjazdu:
91.20 km 60.00 km teren
05:11 h 17.59 km/h:
Maks. pr.:40.35 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

III Rowerowy Rajd Brdy - dzień pierwszy

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 12.06.2010 | Komentarze 4

III Rowerowy Rajd Brdy 2010.

Zacznę od tego, że nie ma to jak urwanie się z pracy i to w czasach abstynencji rowerowej :). Ale każdy kolarz na głodzie jest rządny kilometrów, nie ważne czy czynny czy bierny ;)
W sobotę, wczesnym rankiem w Bydgoszczy zebrała się pokaźna ekipa ludzi, których łączy jedno - pasja.
Ja rozpoczęłam dzień po 5'tej, wcząchając niezwykle rzadkie w mym życiu konkretne śniadanie, dopakowując bagaż (plan zmieszczenia się w 1 sakwie :D ) no i zabrać na pożegnalny spacerek moje kudłate stworzonko. Było ciężko wracać do domu z niuniem, najchętniej zabrałabym go ze sobą ale w życiu twardym trza być nie miętkim.
Żeby nie bić piany, lać wody i nie zanudzać, może przejdę do foto-opisu, bom chyba już za dużo tego wstępu naściemniała ;-)

Droga na zbiórkę to walka z wiatrem i własnymi przemyśleniami - w końcu nie często jeżdżę ostatnio rowerem i forma spadła, ale jakoś udało się dotrzeć na czas :)

Po przyjeździe na czas (z czego jestem happy) można było zapakować micha do wagonu ;)


czekając na autokar, podziwiam nowy licznik Szkod'nika ;) i jego rekord prędkości... ma chłopak power :D


w autokarze jak to w autokarze... wszyscy siedzą ;) twórcze foto by Szkoda ;)


i się nuuuudzą, śpią a jak nie śpią i się nie nudzą to rozbawiają towarzystwo ;)


Do Chojnic dojeżdżamy innym autokarem, gdyż ten z pięknymi różowymi firankami :D popsuł się bezczelnie, ja to mam pecha hehe

Fontanna w Chojnicach - upał już lekko doskwiera, więc miło było się ochłodzić :)


ratusz w Chojnicach


uczestnicy Rajdu :) - ogromny szacunek za przejechanie z ową przyczepką całej sobotniej trasy!!!


rynek w Chojnicach again


and again :) pierwszy raz tu jestem i bardzo mi się spodobała starówka


wg mnie ma coś w sobie, taki maluśki kolorowy Wrocław z tych Chojnic ;)


zagwozdka - CO TO JEST?


:)


---------------OPIS NIEDŁUGO----------
//jezioro



/fabryka na trasie?


już dawno nie miałam przed moimi kolarskimi okularami takich widoczków :)


//kaskada


//bufet
[img=http://files.myopera.com/agenciara/albums/3524072/DSCF9704.JPG[/img]

//bufet2


//szukajac drogi


//skrzyzowanie 2 rzek


//michu


//tablica fojutowo


//fojutowo - kanał


//witek po 2 str.


//widok na most


//bufet i foto przy figurkach
Kategoria Zawody, imprezy


Dane wyjazdu:
19.20 km 19.20 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kujawia Orient - Bydgoszcz :-)

Niedziela, 15 listopada 2009 · dodano: 15.11.2009 | Komentarze 6

Kujawia Orient odsłona no.1 :-)

Dzisiaj odbył się pierwszy rajd na orientacje pod osłoną Kujawii.
Zostaliśmy zaproszeni do lasów na glinach. Myśleć byłoby można że będzie to przytulny oriencik z punkciku do punkciku, ale w rzeczywistości było inaczej........ w końcu nie daleko pada jabłko od jabłoni: KujawiaXC -> KujawiaOrientXC :D:D:D:D




no to od początku ;D
Pogoda piękna, stawiło się na starcie ok. 25 osób, niestety bez VIP'a Sebka który nie miał możliwości dotrzeć na Kujawię ;>. Na pewno dostałbyś wyróżnienie, chociażby słowne ;) za zawodnika z najdalszej miejscowości hehe :)))
Kiedy usłyszeliśmy magiczne "start", zauważyłam że przednie koło źle założyłam - nie działał licznik :D Wszyscy ruszyli a ja... serwis, przekładka i dopiero mogłam ruszać, przecież na oriencie bez licznika ani rusz! :D
Odnajdując arcy prze-trudny pierwszy PK, znowuż nastawiałam nadajnik i magnesik w kole, więc minutki cenne leciały a przede mną 9 PK :P
Mapka 1:50 000 hmmm w którą teraz stronę? Wcześniej było łatwo bo po prostej, a tu teraz trzeba myśleć gdzie wschód, gdzie zachód ;)
Ruszyłam zatem i jakoś udało mi się odnajdować kolejne PK :) Czasami brakowało wielu dróg na mapie, przez co dużo się wahałam którędy jechać, ale jak już pojechałam na "czuja" po tych DŁUGICH (!!!!) rozmyśleniach to zawsze dobrze :)
Najwięcej wahań przysporzył mi PK, przy rozwidleniu dróg, jeden z pierwszych; punkt na polanie; oraz... ten na wzgórzu dzięki któremu zrezygnowałam i zaczęłam rozmyślać że czas do mety zasuwać a nie pierd...pierdziulić się z moją kiepską orientacją w terenie w dodatku po wzgórzach ;D Objechałam ich chyba z 4 i nie widziałam PK :(((( Czułam się jak pijany zając nie wiedzący na co ma jeszcze wjechać (wysokiego!!) :P Ze względu na czas, zrezygnowałam z PK9, jak się później okazało troszkę nie słusznie. Dojazd do PK7 - ostatniego na mojej mapie, to wielki freestyle ;D To w prawo, pod górkę, z górki na butach na pazurki, w lewo... w chaszcze, chaszcze, chaszcze... przy płocie od szosy no.5.... ale przez chaszcze, chaszcze....... czyżby już droga? o JEST PUNKT!!! Punkt leżący przy przecince, no to BUCH! w przecinke, będzie krócej ];->
Przecinka jednak szybko się skończyła i kolejne 0,5km pokonałam w ślimaczym tempie po lesie i nie rzadko w chaszczach z buta ;D Ale za te "ułatwienia" bylam zła! :D
Na mecie zjawiłam się jako pierwsza z kobit ale... z zaliczonymi 8 PK ;-) Gdybym tylko nie zrezygnowała z szukania pozostałych PK, to na pewno dojachałabym mniej więcej tak samo jak Gosia, tudzież może z 20 min później ;-)

Ogromne gratulacje za zalatującą harpaganem trasę dla Kity :D Nie było łatwo, (tereny bardzo interwałowe), punkciki trzeba było sobie czasami dobrze skojażyć, ale to jest właśnie piękne w orientacji :)
Oficjalnie zajęłam zaszczytne II miejsce z czego bardzo się cieszę bo sama sobie na nie zapracowałam (jechałam sama) :-))

Myślę że był to jeden z ostatnich wypadów rowerowych w tym roku.
Odbębnię jeszcze coś w grudniu i niedługo wiosna ;-)

Pozdrawiam!!!

Dane wyjazdu:
91.00 km 40.00 km teren
05:00 h 18.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

III BYDGOSKI ROWEROWY RAJD NIEPODLEGLOSCI 11 listopada 2009

Środa, 11 listopada 2009 · dodano: 11.11.2009 | Komentarze 8

III BYDGOSKI ROWEROWY RAJD NIEPODLEGLOSCI 11 listopada 2009

Dzisiaj stwierdziłam, że teraz Agę rowerującą można spotkać tylko na rowerowych imprezach :P Life is brutal and very kopas w dupas, nie wiedziałam że polubię jazdę samochodem ;) Żartuję... no może trochę ;) To Nazgul zabiera mi czas i chwała mu za to wielka.

Dzisiaj wybrałam się na coroczny, 3 już Rajd Niepodległości - mój -2 - organizowany przez stowarzyszenie RowerowaBrzoza.pl

Pobudka o 5 rano... chce mi się spać, za oknem ciemno, niuniek jeszcze śpi...... śpię dalej! :D
Godzina 6 rano... pora się zwlec z wyra :) mój pychol idzie ze mną na spacer, po czym wracamy do domu i szykuję się do wyjazdu... mam na to trochę ponad godzinę a do zrobienia wiele istotnych rzeczy!

Śniadanie, szukanie ciuchów które pochowane były po różnych kątach pokoju, części rowerowych...
Dnia wczorajszego, zauważyłam, że przy przenoszeniu łańcucha który leżał do czyszczenia moja mother zagubiła mi połowę spinki :( Więć albo kucie łańcucha albo... ostatnia deska ratunku - dziękuję Krzysiek :-)))))))))

Zapakowałam się szybkim tempem do samochodu i "no to sruuuu" na pompajkę, z małym stresikiem czy aby pompajka działa (ale na JET'cie rzadko kiedy nie działa) i czy zdążę na Rajd ;)
Na szczęście ulice puste... ;)
Na Starcie byłam przed ekipą nadjeżdżającą z Brzozy :) Super, udało mi się zdążyć moim bezłańcuchowym pojazdem wyciągniętym z blachosmrodu :)
Szybka interwencja mechanika w moim wykonaniu i rower zdrów jak ryba, można jechać :)


Sam rajd był jak zawsze piękny i długo by pisać - a i tak nie odda się całego klimatu i tego co wtedy w duszy gra :) ... więc... po prostu trzeba to przeżyć na własnej skórze :))

Jak co roku ulice puste, miasto jeszcze śpi, a nasza rowerowa załoga rankiem jest gotowa do Rajdu. Pierwsze kilometry są zawsze intrygujące, gdyż co rusz spotyka się znajomych i czasami można porozmawiać z kimś kogo daaawno na rowerze się nie widziało :) Tak jest, ten rajd łączy wszystkich tych, którzy z różnych względów nie mogą spotkać się na co dzień - w ten dzień spotykamy się wszyscy w słusznym patriotycznym celu. W eskorcie Policji przemierzamy kolejne osiedla i miejscowości. Jest fajnie na trasie, ale w miejscach Pamięci Narodowej zawsze ogarnia nas zaduma i całkiem spontanicznie na chwile odrywamy się od rowerowych myśli... ... ... ...
Każdy kolejny Rajd pozostawia maleńki ślad gdzieś głęboko w każdym z nas :) Dla nas rowerzystów nie jest zwykłym dniem wolnym od pracy, a dniem Hołdu dla tych, którzy polegli za naszą Ojczyznę. I życzę każdemu aby w tym Rajdzie odnalazł cząstkę siebie i odkrył, że chociaż życie pędzi do przodu warto się na chwilę zatrzymać.


Przejechaliśmy piękne 90 kilometrów, pogoda jak zawsze DOPISAŁA!! Mimo że miało padać, to było sucho, ciepło, humory dopisywały, ekipa również :)
W takiej grupie nie straszne nam wiatry i deszcze, ale dobrze jak ich nie ma :)))
Pomimo wczorajszej załamki i dzisiejszego zastanawiania się nad aktualną formą bardzo cieszę się że pokonałam te wszystkie przeciwności i nie poszłam schować nosa pod kołdrę z żalu jaki ten świat jest zły ;-) ;-) ;-)
Jeszcze raz dziękuję Krzyśkowi za spinkę do łańcucha :):):):):):):):):):):):):):):) Pewnie nie zdążyłabym na rajd gdybym musiała imadłem rozkuć łańcuch...

Organizator - p. Zbyszek z RowerowejBrzozy oraz "bratnia dusza" ;-) - na Placu Wolności



Sznurek rowerzystów dojeżdżający na Dolinę Śmierci - Fordon


Pomnik - Dolina Śmierci






Ku pamięci, składanie znicza.


Ekipa pod Golgotą, nowy nabytek na naszych górkach, który nawet widzę z balkonu a w nocy albo jak jest śnieg to straszy bo nigdy nasze górki tak masakrycznie oświetlone nie były w oddali ;P


kolejny z wielu punktów - Pyszczyn - obelisk Poległych Żołnierzy 8 Pułku Piechoty w Pyszczynie w 1945r.


Dębowa Góra - miejsce straceń około 800 ofiar zamordowanych przez okupanta - mężczyzn, kobiet i dzieci. Masowy grób odkryli mieszkańcy okolicznych wsi we wrześniu 1944. We wrześniu 1939 r. doszło tutaj również do walk leśnych między oddziałami pierwszego batalionu 35 Pułku Piechoty Wojska Polskiego z niemieckimi oddziałami pancernymi. W wyniku walk poległo 20 polskich żołnierzy. W grudniu 1946 r. przeprowadzono ekshumację zwłok poległych i pochowano na cmentarzu w Wudzynie.

Patriotycznie ;> Gosia i Michał


Koronowo:


W Sicienku zastaliśmy znicz z roku ubiegłego :) Tam nigdy nikt jeszcze nic nie rozkradł, w zeszłym roku był znicz z I rajdu :)




Meta Stary Rynek :) Szczęśliwi i mający lekki niedosyt ;-)






a w domu czekała na mnie moja mała pchełka, ktora była też nas zobaczyć na dolinie śmierci :)


Dziękuję za udany rajd, Organizatorom za wytrwałość w organizacji, oraz wszystkim uczestnikom. Do zobaczenia za rok!!

Dane wyjazdu:
29.16 km 27.00 km teren
01:53 h 15.48 km/h:
Maks. pr.:39.53 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Fordon Bike - czyli nasz fordoński rajd na orientacje :)))

Niedziela, 4 października 2009 · dodano: 04.10.2009 | Komentarze 9

Uwaga, pierwsza pozytywna wiadomość: znalazłam licznik od wyprawy na Bornholm hehehhe. A był w szafie z ciuchami (co on tam robił?)

Dzisiaj oto, po raz pierwszy po 52 dniach wsiadłam na mojego białego micha :)
Powód - rajd rowerowy na orientację - Fordon Bike, który odbył się jakiś 1km od domu, po przepięknych terenach na górkach fordońskich :)))
Jest to 3 edycja i oczywiście udana :)
Dzisiaj, pedaliłam z Pichulcem i dobrze się bawiliśmy, mimo tego, że zdarzyło się pomylić na mapie prawo z lewym ;))))))
Było i chaszczo-rowero-chodzenie, i błądzenie, i ślepota, i podpytywanie się ludzi ;), i wmordewind ;) no i oczywiście perfekcyjne trafienia na punkty też się zdarzały:))

Ogólnie sympatycznie :)

Rower i ja niestety nie jesteśmy w formie hehehe, no ale cóż, rower się podreperuje (po przeprawie przez pilice i nieserwisowaniu dostał w kość, a raczej support ;D ) i ja zacznę więcej jeść i będziee ok ;))

Pozdrowienia od przyszłego bikera i ja również wszystkich serdecznie pozdrawiam!





foto by Wab, KujawiaXC Ostromecko 26 wrzesnia 2009 - mój czarny miś do kompletu :))
Kategoria Zawody, imprezy


Dane wyjazdu:
74.93 km 45.00 km teren
04:20 h 17.29 km/h:
Maks. pr.:43.41 km/h
Temperatura:
HR max:205 (105%)
HR avg:168 ( 86%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Spektakularna (moja) porażka - Metropolia MTB Maraton.

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 12.07.2009 | Komentarze 15

Zapowiadało się całkiem fajnie, 55km w terenie w lasach na glinkach.
Początkowo dawałam z siebie 95% możliwości i te marne 5% zadecydowały o dalszej kolei rzeczy. A szło mi uważam że ZAJEBIŚCIE!!!!!!!!
Zgubiłam się na ok. 11kilometrze, jadąc w myśl "droga z pierwszeństwem", czyli po szerokiej CZARNEJ leśnej drodze, zakręcającej agrafką w lewo, gdzie wjazd "na wprost" wydawał mi się niemożliwy bo wyglądał jak by nikt tam nie jechał. Zła ocena sytuacji, nie spojżenie się na drzewa, jedna chwila, jeden moment przeważył o dalszej jeździe :( Nadrobiłam myślę od 4 do 6km na górzystej i interwałowej prostej i kolejne 2km naprowadzona na trasę którą już jechałam :(
Dojeżdżając do bufetu (29km z mojego licznika - jeśli ktoś wie na którym km był bufet to bardzo proszę o informacje!!!!!!!) ździwione miny ludzi mi nie pomagają. Z optymizmem ruszam dalej, podobno 40km przede mną :( Niestety po pół km padła mi psycha, (dość mocny teren!!!!) a po kolejnych 2,5km widząc przed sobą ogromne interwałowe wzniesienia postanowiłam zjechać na główną drogę :( Nie wytrzymałam psychicznie presji zgubienia się (sic!!!!!!), nadrobienia km, samotnej jazdy, 40km przed sobą i nieznanej liczby limitu czasowego i wytrzymałość swojego organizmu w gonieniu do mety byle szybko! Do tego dochodziła obawa o jakąkolwiek złość na mnie za to, że nie zadzwoniłam by poinformować o zaistniałej sytuacji - organizator miał "nieczynne z jakichkolwiek powodów" telefony. Ogólnie jedna wielka porażka, nie wytrzymałam presji jaka na mnie ciążyła :((((((((
Zjeżdżając na główną drogę, oczywiście pojechałam w złą stronę - w stronę Pieczysk. Pytając o drogę nawrociłam się, po drodze napotkałam Orga jadącego na quadzie - nie miał wesołej miny, a ja miałam doła - nie dość że jadę "nieregulaminowo" to jeszcze nie potrafię odbierać sygnałów z zewnątrz - tj. znaków na drzewach.

smutny grubasek na mecie


Na mecie wyjaśnienia.
Losowanie nagród i samotnie, depresyjnie do domu.
maraton:43,71km
time??
av ok 16,x

2:49
168
205
3703
0% 0:01:23
10% - 0:17:04
88% - 2:30:30