Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w kategorii

DogTrekking - nierowerowo

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kujawsko-Pomorski Puchar w DogTrekkingu

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 28.07.2011 | Komentarze 2

Niegdyś Monia zasugerowała, aby wrzucać na BS moje DogTrekkingowe zmagania bo strasznie na moim blogu cisza... a oto, relacja z IV edycji Pucharu Kujawsko-Pomorskiego w DogTrekkingu na które to zawody wszystkich zapraszam :D
http://www.dogtrekking.org.pl/


Date: 23/24 lipca 2011
Time: 6h:28min,
DST: 27km :-)


ciut większa mapa:http://files.myopera.com/agenciara/albums/6782062/mapakk.jpg


Kamień Krajeński
- na miejsce startu docieramy bez przeszkód, na dodatek wreszcie kojarząc wreszcie sobie malownicze zabudowania miasteczka z jego nazwą.
Meldujemy się w Biurze, nakreślamy punkty na mapę i obieram kierunek na marsz – pójdziemy przed siebie. Łukasz nie wiele chyba patrząc na mapę chciał iść w prawo, dlatego musiałam porządnie spojrzeć na kompas aby go od tego pomysłu odwieźć ;-)))
O godzinie 20:10 ruszamy na trasę. Niektórzy biegiem, a my, ze szczekającym ze szczęścia Nazgulem gdzieś na końcu startujących. Obciach, obciach, obciach… wszystkie psy idą spokojnie tylko Nazgul ZAWSZE na startach DT drze japę, z resztą to samo robi na starcie zaprzęgu z rowerem, tylko wywalenie jęzora po za paszczę w galopie go ucisza ;-)

PK9
Idziemy zdobyć 9’tkę, idąc zauważamy że część zawodników zaczyna od skrętu na wschód idąc na 10’tkę. Próbuję zasugerować Łukaszowi aby też zacząć od 10’tki bo jest piękna przecinka prowadząca prosto na punkt, ale po szybkiej wymianie zdań, postanawiamy iść zgodnie z początkowym planem - aby po 100 razy nie przekraczać jezdni…
Przechodzimy zatem na drugą stronę jezdni i widzimy pobocze – pobocze okazuje się poboczem zarośniętym przy końcu chaszczami, co nas nie zadowoliło ;-). Skręcamy dwa razy w lewo idąc po obwodzie skraju lasu i bez problemu odnajdujemy punkt nr 9.

PK10
Z owej 9 udajemy się na 10’tkę. Dobra droga prowadzi nas bezpośrednio na nią – punkt przy najprawdziwszej stodole pełnej siana... Dookoła przepiękne widoki na jezioro Mochel.

PK7
Kolejnym punktem jest 7. Cofamy się. Droga, która prowadzi wzdłuż gospodarstwa szybko się kończy – Łukasz postanawia być wytrawnym orientatorem, prowadzi nas przez pole, później przez haszcze, jeszcze większe haszcze, błoto, jeszcze większe błoto…; jezioro błota, morze błota, ocean błota? – STOP – zawracamy do możliwie suchego lądu ;-). Decydujemy się na wycieczkę przez zboże (chyba ktoś wcześniej tędy szedł), które sięgało nam do szyi… przez moment nie widzę mojego psa a słyszę tylko coś kudłatego wesoło buszującego przede mną, i „coś” za mną, co ma ochotę na wydeptanie tajemniczych kręgów w zbożu… może innym razem ;-). Po chwili docieramy na drogę pod linią energetyczną – jest dobrze! Łatwą ręką zaliczamy 7’kę przy ambonie.

PK6
Przez chwilę wątpię w mapę (przez nagryzmolone cyferki na mapie 120,6 głupieję i myślę że skończyła nam się droga nie patrząc na to co jest przede mną ;-) ). Łukasz upewnia, że możemy dalej iść – idziemy ;-). Schodzimy z lekkiej górki, robi się coraz ciemniej i mokrzej. Natrafiamy na mega błoto… Łukasz chce iść w lewą ścieżką żeby je okrążyć, jednak ona zakręca w innym kierunku, mam dylemat i patrzę w mapę i kompas – ups… musimy iść w to błoto! :-)
Odnajduję w miarę suchy kawałek lasu i z daleka widzę ślady traktora o którym mówił Organizator na starcie… to na pewno stąd Go wyciągali :-). Napotykamy powalone drzewo, omijamy je przeskakując przez nie, o mało nie będąc stratowanym przez własnego psa :P. Po drodze znajdujemy mostek, wszystko się zgadza. Łukasz napiera do przodu i nagle error – Łukasz popsuł ;-) mostek ładując prawą nogę bodajże po biodro w dziurę :lool:. Wyglądało to nieciekawie, ale na szczęście obeszło się bez kontuzji. Nazgul napierator próbuje wciągnąć mnie na mostek, postanawiam puścić go pierwszego luzem i samej spokojnie przejść po spróchniałych deskach – udało się! :-) Natrafiamy na wąwóz… jest bardzo ciemno, ale klimatycznie. Trochę błotka, trochę kamieni, droga ciągnie się tajemniczo, wreszcie spoglądam na krokomierz i oczekujemy punktu. Po dłuuuuuższej chwili spędzonej w totalnych wąwozu ciemnicach niespodziewanie wychodzimy z niego i dopiero w lesie natrafiamy na punkt 6, jestem szczęśliwa że jeszcze na dworze nie jest tak ciemno!

PK3
Wracamy do wąwozu, jak mus to mus i tą samą drogą musimy iść na szosę, którą przecinaliśmy schodząc z 9’tki. Po drodze gadamy i droga wcale się nie dłuży, w oddali ciągle słychać biesiadną imprezę i jest mega wesoło :-). Radzimy sobie z mostkiem i powalonym drzewem, z błockiem… i po chwili… dłuższej chwili ;-) pojawia się szosa, którą przecinamy kierując się do wsi Orzełek. Wioska już dawno śpi, psy szczekają, a my mamy dopiero najlepszą część przygody przed sobą. Na końcu wsi drogi nie zgadzają mi się z tym co jest na mapie. Wg mapy, najpierw powinno być rozwidlenie, a dopiero później przecinka w lewo. W rzeczywistości najpierw jest przecinka w lewo a później rozwidlenie… postanawiam skierować się w przecinkę w lewo – i tutaj był mój błąd, wskazania kompasu pokazują że idziemy źle :). Kończy się pole kukurydzy które towarzyszy nam po prawej stronie i przez dopiero co ścięte zboże idziemy na północ. Docieramy do prawidłowej drogi. Za nami widzimy światełka laterek, które gubimy wchodząc do lasu. Droga na PK3 diabelsko się dłuży, ale nie nudzi się nam. Imprezujemy ;-), a Łukasz znajduje śniadanie – ogromną wegetariańską sowę którą ze ślinką pakuje do plecaka :).
Po długiej trasie docieramy w okolice PK3, spotykając na niej kilku zawodników… podobno szukają punktu od dobrych 15 minut. Spoglądam w mapę – punkt jest po zachodnio-południowej stronie mostka. Z daleka widzę intrygujące mnie samotne drzewo i tam kieruję się z Konkurentem z którym razem poszliśmy szukać punktu. Łukasz chyba został na mostku na pogawędce ;-) Jest punkt, 3’ka zaliczona! :)

PK2
Jak się okazało, Łukasz nie tyle co prowadził luźną rozmowę, co omawiał strategię dojścia na 2’ce zielonym szlakiem rowerowym. Szkoda tylko, że nie przeanalizowałam na mapie tego którędy chce mnie do 2’ki zaprowadzić, bo w domu zauważyłam, że była droga na skróty do 2’ki. Trochę już opadnięci z sił, czołgamy się przepięknym leśnym duktem, i idealnie trafiamy na maszt telefoniczny – pk2. Kolejny punkt PK4 na rozwidleniu dróg również idealnie namierzony, chociaż krokomierz wskazywał że zostało do niego z 50 metrów… widocznie musiałam źle odmierzyć odległość.

PK1
Zajechani życiem, kierujemy się na szosę, z której postanawiamy zdobyć 1’kę na mostku. Idziemy przez kolejną śpiącą wioseczkę – Witkowo. Podziwiam kamienną architekturę tamtejszych gospodarstw i skręcamy w las. Napotykamy jakąś dróżkę, w którą za wcześniej skręcamy – jak się później okazało był to skrót którego nie było na mapie :-) :-) Szybko się odnajdujemy i punkt odnaleziony.

PK8
Teraz już wystarczy przez 8’kę iść do mety… w oddali widzimy światełka latarek, które buszują pod słupami energii elektrycznej – jest dobrze ;-) Schodzimy z 8’ki a latarki znikają w zastraszającym tempie – ups, to już nie na nasze nogi takie tempo :). Napieramy przed siebie z prędkością żółwia. Przed nami 500 metrów dalej ktoś puszcza petardę na drogę z zabudowania, włączam latarkę i obserwuję bacznie okolicę. Ktoś wychyla się z okna strasząc mnie tym niemiłosiernie – myślałam że poleci petarda na nas… Kiedy napotykamy na rogatki KK, mamy ochotę teleportować się na metę, ale nie da rady, trzeba iść :-)
Na mecie lądujemy przed godziną 3’cią niczym robokopy którym nogi samoczynnie chodzą ;)
Kukam w nowo nabyty krokomierz, 33km – niemożliwe. Kukam drugi raz w krokomierz – znalazła się funkcja ODO – 27km…
To były pięknych 27 kilometrów! We want’s more! :-)
Aha... miałam napisać, że Łukasz tylko 9 razy spojrzał w mapę, dlatego tak dobrze nam poszło Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Jak mi się coś jeszcze przypomni to dopiszę... ale było mega mega świetnie

Date: 23/24 lipca 2011
Time: 6h:28min,
DST: 27km :-)

P.S. PK9 i PK11 były punktami obowiązującymi na trasie LONG, czyli w tym konkretnym wypadku 35km.