Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:601.02 km (w terenie 101.00 km; 16.80%)
Czas w ruchu:31:12
Średnia prędkość:17.23 km/h
Maksymalna prędkość:4138.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:205 (105 %)
Maks. tętno średnie:168 (86 %)
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:60.10 km i 3h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
89.05 km 0.00 km teren
05:00 h 17.81 km/h:
Maks. pr.:4138.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ V -> Bornholm - PL <-

Piątek, 31 lipca 2009 · dodano: 07.08.2009 | Komentarze 6

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ V

Moja piosenka tego Bornholmowego dnia :-)

http://youtu.be/DquxhG8jj8c

Piąty dzień, ten jedyny niepowtarzalny. To dzisiaj powolutku zmierzamy do zamknięcia w piękną postać wspomnień wyprawę na Bornholm. Uświadamiam sobie że marzenia się spełniają, że chociaż czasami jest źle, można odnaleźć w życiu kilka chwil radości. :-)))

No to do dzieła!

Dzisiaj dzionek przywitał nas niezwyczajnie. Koło 6, budzi nas małe plumkanie za oknem... tfu... plumkanie i za oknem? Było to tylko zwyczajne oberwanie chmury nad naszymi namiotami!!! :)

Budzimy się, wskakujemy do Sebka namiotu i debatujemy... co dalej? Wcinamy śniadanie i rozmyślamy... (niektórzy uśmiercają jakieś małe robalki kciukiem, cieszę się że jestem wege ;)))) ) ...i tak musimy stąd wyjechać na statek, więc? Nie myśląc wiele, wszyscy byliśmy zgodni i zaczęliśmy pakować namioty. Nie było to przyjemne, ale jak mus to mussss. Odzialiśmy się w różne szeleszczące wdzianka i jakoś przetrwaliśmy ;)



Powoli niebo się przejaśniało... gdy już wyjeżdżaliśmy z naszego pola namiotowego, niebo ponownie odzyskiwało swój błękitny kolor - szczęściarze!!! :))) (wiatraki w tle)


Dzisiaj w planach zdobycie 4 z 4 rotund na wyspie...


czyli rotundę w Nyker!


przyzwyczailiśmy się już do tych pustych, gładkich uliczek... :))


Do rotundy było trochę pod wiatr... trochę sił mnie to na dzień dobry kosztowało, tym bardziej, że w bidonie tylko pycha woda o smaku i zapachu wczorajszej zupki chińskiej hehe ;-) Miodzio ;P Z deczka wysuszona ;) usiadłam sobie w przejściu budynku i czekałam na towarzyszy, nawet samej nie chciało mi się bidonu napełnić ;)

Po kilku łykach chłodnej wody, od razu zachciało się żyć! :)))

Sebek wypatrzył po drodze taki oto cudny kamieniołom.


Łosie z nas, że chcieliśmy jechać dalej!! Dzięki Sebek :)


W drodze do okolic Ronne mój mały orientacyjny error ;D Pojechaliśmy za daleko... pomieszały mi się kierunki... ale nadrobiliśmy może z 1 km :)

Jako iż mieliśmy pod wiatr, całą droga powrotna zapowiadała się z wiatrem, a my mieliśmy wykręcony świetny czas, pozwoliliśmy sobie zahaczyć o lotnisko.


nie kłamię, był wtyłowind, yeahh



Serwis podniebnych maszyn



Po drodze tak miło się jechało, że postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na przeglądanie "witryn sklepowych" ;-))) Komu kartofelki? :)



tego domku Roksana mi nigdy nie zapomni ;D;D;D Głównie dzięki temu, że nie dość, że skręciłyśmy w jego stronę zamiast do Ronne, to jeszcze go sfociłam hehehe


Śmigamy sobie pięknie z wiatrem, i znajdujemy piękne miejsce widokowe na Bałtyk... cuuudooo!!!



Sebek i plaża


Zwiedzamy również w środku kościółek w Pedesker. Byłyśmy juz to z Roksaną.






piękne te stateczki...



i organy... coś dla mnie ;D


nutnik... może kiedyś wezmę się za rozszyfrowanie tego i wrzucę moje wypociny na BS ;)



Kolejny cel to Oster Somarken... tutaj kolejny mój błąd, bo popędziłam prosto, zamiast ścieżką rowerową. Na szczęscie w porę się skapnęliśmy że znowu "zaspałam" ;)


Znęcamy się nad kuniami :)



Tutaj przekazujemy pałeczki czyt. przewodnik Sebkowi, my tu byłyśmy pierwszego dnia, więc nie wtrącamy się do planu zwiedzania :)
środek młynów Suseregardmolle - zdjęcia młynów w 1 dniu wycieczki.


dalej lecimy na plażę... zachęcam do tego moich towarzyszy i nie żałujemy :)


cud i miód :)


dlaczego długi rękaw? Otóż wszystkie koszulki z kr. miałam mokre, a nogi sobie troszkę spaliłam i nie chciałam ich dopiec :) Żeby nie było, kolejna górna warstwa to strój kąpielowy ;)


przecudne, mieniące się promieniami słońca fale i morski błękit!


wydmy


plaża again :)


kamolce w morzu, super widok!


nie moglam oderwać aparatu naprawdę :))


łabędzie w locie.


Roksana i Sebek :)


kamolki again and again :) pozbierałam kilka nieco mniejszych kamolków do mojego mini glonojadkowego aqua... jeden kamolek już cmokają, a niedługo zrobię im całkowite przemeblowanko :)


Sebek zalicza punk przecięcia równoleżnika z południkiem i lecimy do Dueodde.

Po drodze mamy z wiatrem... rozmawiamy i podśpiewujemy sobie z Roksaną stare (i nowe ;) ) dobre polskie przeboje :)))))
Stąd też link do klipu Indios Bravos na początku opisu :)

W "dudach" ( ;)) ) kosztujemy niesamowicie ogromne i pyszne lody... nigdy wcześniej nie jadłam tak boskich, ogromnych lodów jak te w "dudach"!!! Wcinając lody, lecimy na plaże, tam krótka sesja zdjęciowa, przyglądamy się z plaży latarnii morskiej i wracamy się do rowerów. Oczywiście wszystkie stoją nietknięte ;) Po drodze mamy zwiedzać fortyfikacje... ale zbrakło drogi i drogowskazu do nich. Kolejny punkt do zaliczenia następnym razem ;D

Dom artystki przy drodze rowerowej do Ronne :)



Pytanie za 100 punktów... ile widzisz waluty na obrazku?? ;D Mała podpowiedź... podliczamy wartość wszystkiego prócz asfaltu ;) (klik na powiększenie)


Po wydaniu kilkudziesięciu koron w Netto, oraz oddaniu butelek, udajemy się do portu. Ostatnie spojrzenie na port z perspektywy siodełka ;)


michu zakwalifikował się jako pierwszy do wejścia na pokład - ZDRAJCA!!!!!!! ;)



Pakujemy się na górny pokład i... powolutku żegnamy się z Nexo...


Odpływamy... ale nikt się nie smuci, humorki dopisują :)



no... może troszkę rozmyślamy o tym co było ;)



następny przystanek - Poland :P


Nasza wyspa marzeń :)


Wypływając na pełne morze, dostajemy od Neptuna trochę rozrywki... :) Naszą małą jednostką buja z lewej na prawo... zajmujemy miejsca VIP'owskie na tylnej częsci statku i zabawiamy się na koniec dobrej przygody ;) Przy pomocy kilku fal, prawie zatopiliśmy naszą jednostkę ;-)) Przejście z jednej strony na drugą bez ślizgnięcia się jest cudem... wystarczył jeden raz co mnie zarzuciło i w sekundę znalazłam się na drugiej stronie, żeby w drugą stronę trzymać się w drodze na koniec statku wszystkiego co się da ;D Z pomocą nadchodzi Roksana i jej pomocna ręka :D Po chwili szukając większej ilości wrażeń schodzimy pokład niżej - tam duńczycy urządzają "imprezę" i zostają wyproszeni przez majtka ;) a przecież tylko ich dopadła fala hehehe... Niestety, po zmienieniu kierunku płynięcia, rejs był nuuudny i odezwało się we mnie nadrobienie ilości snu ;)

Jeszcze tylko zachód słońca... :)






nic nam więcej nie potrzeba... oprócz błękitnego nieba :)))



powoli pomarańczowa kula wpada do morza :)


Po zachodzie słońca/a może i przed, nie pamiętam ;) kimnełam się w dyskotece, chyba musiałam długo spać ;) Dołączyli do mnie moi towarzysze i do końca rejsu siedzieliśmy w 50/50 wygodnych fotelach :P


O 22:30 mieliśmy zawitac w Kołobrzegu, w rzeczywistości dotarliśmy chyba z 10min opóźnieniem. Z lądu rozlegał się błysk fleshy (nie rzeźnika Flasha ;D), czujemy się "wyjątkowo" jak podróżnicy I klasa ;)))))


W porcie czeka na nas Najlepszy z Najlepszych Kolarskich Kolobrzeżaninów czyli Jurasek we własnej osobie :-)

Czekał nas nocny objazd Kołobrzegu.

Ale zanim to nastąpiło, musieliśmy wrzucić coś na ruszt więc... poszliśmy na pizzę :) Jakież było moje głodne zdziwienie, kiedy wszyscy jedli, a moja pizza... się spaliła w piecu ;D Musieliśmy trochę poczekać na nią, ale w sumie nie było źle, dobrze się siedziało, tylko pod koniec robiło się chłodno ;)

Nasze plany co do noclegu były bardzo zmienne, nikomu nie chciało/nie opłacało się rozstawiać mokrych namiotów. Jeżdżąc po Kołobrzegu, na rozgrzanie, doszliśmy do wniosku, że chwile pobędziemy na dworcu a później pójdziemy na plażę na jedyny niepowtarzalny wschód słońca. Jurasek oprowadził nas po głównych uliczkach miasta...

odwiedziliśmy port Jachtowy



remizę Strażacką, wcześniej ratusz,

kościółek...


Przez cały czas było mi zimno... straszny ze mnie zmarzlak. Dziękuję Wam za wyrozumiałość! :) Rowerowaliśmy do niemalże 3 godziny... jeszcze nigdy wcześniej mi się coś takiego nie przytrafiło, dzięki :)

Plażowanie o 4:52 ;)


zdarzyło nam się przymknąć oko w takiej scenerii... delikatny szum fal nie pomagał czuwać :)


na szczęście ktoś jednak czuwał i udało się nie przegapić magicznego wschodu słońca!



DZIĘKUJĘ ROKSANIE I SEBKOWI ZA WSPANIAŁE PIĘĆ DNI NA CUDOWNEJ WYSPIE BORNHOLM, ORAZ JURASKOWI ZA JAK ZAWSZE ŚWIETNE SPĘDZENIE CZASU NA ROWEROWO :-), JESTEŚCIE WSPANIALI!!! :-)))


było pięknie!


Dane wyjazdu:
81.89 km 0.00 km teren
04:54 h 16.71 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ IV

Czwartek, 30 lipca 2009 · dodano: 07.08.2009 | Komentarze 2

Bornholm wyspa marzeń! Dzień IV


Noc minęła mi niespokojnie. Grupka polaków po skończonej naszej biesiadzie przeniosła się do ogniska i "imprezowali", a późną nocą, wiatr tarmosił nasz tropik. Tlące się ognisko wydawało dziwne dźwięki... jednym słowem nie wyspałam się ;P

Dzisiaj postanowiliśmy, że pierwsze co robimy to się zwijamy i jedziemy z bagażami do gospodarstwa żeby zjeść, wypucować i się uszykować do wyjazdu.

Podjechaliśmy do gospodarstwa.

Szykujemy sobie śniadanie i... na nodze zauważam jakiś czarny punkcik.
Pierwsze wrażenie - mucha, przecieram ręką nie spodziewając się najgorszego - k... k.. kkkkleszcz :( Zszokowana i lekko oszołomiona tym faktem dzielę się tą informacją z Sebkiem... Roksana je śniadanie i chyba nawet nie wie co się dzieje hehehe ;)
Na szczęście Sebek ma mocne nerwy i potrafi takie ustrojstwo "obsługiwać". ;) Stoję grzecznie i czekam na egzekucje, z racji szybkiej reakcji ratunkowej, nogi jeszcze się pode mną nie ugieły :P Ustrojstwo wyszło całe, pokropiłam wodą utlenioną którą rzuciła mi Roksana i w 5% mdlejąca przez kilkanaście sekund obserwuję miejsce. ;)))) Chyba będę żyć ;P Mój pierwszy kleszcz w życiu :-((((((((( u nas w bydzi ciężko takie ustrojstwo złapać mimo że często gęsto przesiadywałam w życiu w lesie i mieszkam przy górkach. PASKUDSTWO FUJ!!

Jak by nie patrzeć, do dzisiaj mam po tym g. ślad, a pisząc relacje jest 7 sierpnia. I do tej pory nie dotknęłam tego palcem bleee ;D

Na śniadanie wcinam zaparzoną w bidonie zupkę chińską, dość oryginalne danie ;P korzystamy z łazienki i wcześnie dość mykamy na trasę.

Postanowiliśmy jeszcze dzisiaj z rana odwiedzic kamieniołom który wczoraj mijaliśmy.



Kierujemy się ścieżką rowerową do Sandvig. Po drodze chcemy odwiedzić ciekawostkę turystyczną Madsebakke. Drogowskazy kierują na Helleristinger... ale w rzeczywistości trafiamy na...



Madsebakke - czyli pochodzące z epoki brązu...


malowidła naskalne :) z czasów 2 tys. lat przed naszą erą


Rysunki przedstawiają okręgi,


okręty, stopy... coś mam kiepski przewodnik i musicie sami skojarzyć co jest co ;)



Madsebakke & Roksana & nasze kozy ;)


jakie mamy humory?? :)))


a jakie widoki z Madsebakke? też cudne :)



Dalej lecimy do Allinge zwiedzać latarnię morską.


przepiękne wybrzeże... czujemy się jak w bajce :)


latarnia morska Hammer Odde



Sebek - CEL, Roksana - PAL! :D



spoko spoko to tylko ćwiczenia ;)))



powracamy do naszych zostawionych rowerów... i znowu podziwiamy wybrzeże



święta trójca again! żeby nie było :P



Brzegiem wschodniego wybrzeża śmigamy do Tejn do Netto - czyli standard ;)

port jachtowy w Tejn.



Sebek dojeżdżajacy :)


Ekipa poszła robić zakupy, a ja niczym paparazzi poszłam szukać malowniczych okazji ;)


Stateczek wpływający do portu.


Stary człowiek i morze ;-)


W Netto, zakupiłam super świeży z lekka zielony chleb... oczywiście musiałam go wymieniać, w języku polskim ;) czyli "Excuse me" & podsuwając naocznie kasjerce pod dziubek ;) W mig chlebek został wymieniony i mogłam zabrać się do pałaszowania dżemu pomarańczowego ze skórkami pomarańczowymi :) Z pozdrowieniami dla Olka :-))))))


Kiedy drugie śniadanie zostało wszamane, udaliśmy się do Olsker. Po drodze mijaliśmy Straż Pożarną.

Rotunda w Olsker.


Tutaj spotykamy 4-osobową grupkę polaków. Korzystamy z usług toilet i ruszamy do Tejn. Czeka nas fajny zjazd :)

Czekając na ekipę zjeżdżającą z Olsker.


Niech się dzieje wola nieba, następny przystanek... wodo-spad :) Ah te ścieżki rowerowe brzegiem wielkiej kałuży....


po drodze natykamy się na kamieniste wybrzeże. Roksana popędziła krętą drogą którą widać w oddali i zniknęła nam z zasięgu wzroku :) Więc teraz kobito czytając tego bloga możesz nadrobić zaległości hehehe ;D


agenciara łoś super ktoś ;P





ehhh żyć nie umierać :)))


tak podróżują inni :) Co ciekawe, ludzi przy tych rowerach, ani w okolicach nie widzieliśmy. Wszędobylski bezstresowy luzik!!!!!


Jaskinia i kawałek ciekawskiego Sebka ;)


Odnajdujemy Roksane i śmigamy na wodospad Dondal... terenem :)


zostawiamy nasze fury :)


i wzdłuż potoku w dolinie kierujemy się do naszego celu


jest!! wodospad Dondal :) 5 metrowe skalne urwisko.


Dno doliny porasta wiele ciekawych i chronionych gatunków roślin. No i dwa takie polskie kwiatki ;)


Marzenie każdego polskiego bikera ;) na parkingu przed Helligdomsklipperne...


ha! kto kolwiek widział, kto kolwiek wie ;D


dzisiaj uważałam na pastucha ;P mam cię wreszcie KROWO! ;)


:))) nawet trzy :)))


oh trzymajmy się mocno, bo wrażenia i wysokość będą gruuube


Helligdomsklipperne - Święte Skały...


czyli jeden z najbardziej malowniczych odcinków bornholmskiego wybrzeża.


skalny klif opadający pionowo do Bałtyku.


kamienne molo ;)


Neptun coś niespokojny ;)


Sebek zwęszył atrakcje :)



znowu u góry...


Wpychamy się do groty :) Było tam ciemno jak w d... lesie ;), chłodno jak... w mokrej piwnicy i rześko jak... nad morzem ;)



Czekamy na odpowiedni moment żeby wyjść i żeby nas fale nie ochlapały :) UWAGA!!!! Żadne ciuchy i żaden aparat nie ucierpiał podczas fotografowania tego momentu ;)))


ma-sa-kra :) za żadne skarby nie przeszłabym po tym dwunożnie ;D





jesttt... udalo sie przejsć ;)



Po wielu miłych chwilach na skałkach, musimy niestety opuszczać to miejsce. Było bardzo fajnie, wróciliśmy po nasze rowery bardzo zmęczeni :):):) Chwila odpoczynku, przekąski i możemy ruszać dalej brzegiem morza. Po drodze zaczęło lekko kropić... coś się ciemnawo zrobiło, ale na szczęscie największy deszcz nas ominał i o tysiąckroć więcej wody leci spod kół niżeli z chmur :)


Za cel obieramy Gudhjem, niewielkie miasteczko położone u stóp góry Bokul.






wiadukt Roksana, Sebek i Wiatrak Holenderski




widok na Gudhjem z wiaduktu powyżej miasteczka.


again


Wiatrak Holenderski przerobiony na sklep :)))


Gudhjem Kirke z 1893 roku



Tym razem dopada nas większy zimny deszczyk i chowiemy się w garażu :)


obskubane drzewko w Gudhjem.



W miasteczku tym, był niespotykanie duży ruch. Jako iż główną stromą uliczką nie można poruszać się na rowerze, zapinam micha na górze, Roksana gdzieś odpoczywa i razem z Sebkiem idziemy zwiedzać miasteczko.






Stromym zjazdem udajemy się do portu.



V O L V O :-)


Po małych poszukiwaniach odnajdujemy Roksanę czekającą pod muzeum i pędzimy szukać noclegu.
Z
Po drodze zachaczamy o trzecią z czterech rotund na wyspie - w Osterlars :-)))



Jakieś 2 km od Rotundy odnajdujemy nocleg. Mimo wczesnej pory, ok. 17, rozbijamy się pod drzewkiem, słoneczko praży, lekko się opalamy. Postanowiliśmy resztą wybrzeża zwiedzać bez sakw i to było dobre rozwiązanie :) Beztroskość totalna... trzeba było tak od razu ;-)

Mykamy z wiatrem do Svaneke.


Pogoda była przecudna, bagażu 95% mniej... poczucie wartości beztroskości wzrosło hehehe


Pod wiatrakiem, ja, udaję że focę (leżę na brzuchu w krzakach ;D) a Roksana z Sebkiem zagadują pewną Polkę. Okazuje się, że są rozbici na tym samym polu namiotowym co my ;)


Przez tą chwilę, ogarnia mnie muł.. i chciałabym już być na rowerze... i oglądać takie widoki!!! ;)


pola, drzewka, morze, błękitne niebo... jak tutaj można psychicznie i fizycznie wypocząć!!


niespodziewanie skręcamy na Joboland... chcielibyśmy go zobaczyć, ale z drogi nic nie widzimy i rezygnujemy z jego zdobycia :P


Kościółek na trasie.


najbardziej rozchwytywany drogowskaz przy kościółku ;) Swoja drogą, gdyby jakiś duńczyk przeczytał by tego bloga, to by się za głowę chwycił ;) POLACY ;p Ale lepsze to, niż załatwianie się w polach ;)


"Chcę tu zostać i razem z Tobą być, nawet kiedy, jest mi źleeee" :-)


zdobywamy kolejne skały!



widok na Svaneke.


skalisto trawiaste wybrzeże v. 2. Prowadząc rowery wbijamy się na pieszy szlak, na którym pasą się konie :)


Port Jachtowy w Svaneke.


Płyty po wewnętrznej ogrodzonej częsci kościółka w Svaneke


Svaneke Kirke - inny niż pozostałe :)


Wieża ciśniej projektu Jorna Utzona w wersji poziomej ;)


Najstarszy na wyspie tak dobrze zachowany wiatrak holenderski w całej Danii z 1643 roku!


Przy zachodzącym słońcu mkniemy do naszego ostatniego na naszej wyprawie noclegu...



Było i z górki i pod górkę. Ci, którzy twierdzą że Bornholm to płaska wyspa mocno się mylą. Podjazdy są, krótkie, mniej lub bardziej strome, max 500m ale są :))) Najlepszym sposobem na zwiedzanie wyspy jest nocleg w jednym miejscu. Tak mi się wydaje :)
Cały wyjazd chyba dał trochę we znaki Roksanie. Zajechaliśmy ciut kobitkę, ale twarda jest i się nie poddała :)

W śródziemnomorskim klimacie zjeżdżamy na nocleg, pięknie tak się podróżowało i żałujemy że nigdy nie podjechaliśmy na zachód słońca. Może będzie okazja żeby to zrobić następnym razem ;)

Dojeżdżając na pole, ognisko już się pali, poszłam się za jedyne 15 koron wyprać do gospodarza i przyłączyliśmy się do Polaków i Niemców. Rozmowy jak zawsze do nocy, również o wegetarianiźmie, gdyż polka którą wcześniej spotkaliśmy jest weganką ;)

To był pełen wrażeń dzień. Kolejny piękny z wszystkich pięknych. Jutro, nasza wyprawa już się kończy, ale nikt się nie smuci, humory nam dopisują. Wszyscy wiemy, że wykorzystaliśmy nasz czas na wyspie 100% :) Bez bagaży byłoby na 150% ;D

Pozdr...

Dane wyjazdu:
50.64 km 0.00 km teren
03:21 h 15.12 km/h:
Maks. pr.:55.69 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ III

Środa, 29 lipca 2009 · dodano: 05.08.2009 | Komentarze 0

Bornholm wyspa marzeń - dzień III


Dwa noclegi na pięknej wyspie Bornholm za nami. Dzisiaj dzień, którego nie mogliśmy doczekać się od dawien dawna - zwiedzanie naskalnego wybrzeża wyspy i ruin zamku Hammershus.

A więc pobudka jak zwykle o 6:30, Roksana znowu miała powody do uduszenia nas śpiworem za tę potworną godzinę, ale jakoś przez cały wypad nie przyszło jej to do głowy :D

Tradycyjnie szybkie tankowanie węglowodanów i udajemy się na zakupy do Netto w Ronne.

Rankiem zachaczamy o Nylars, już tutaj z Roksaną byłyśmy... Przepiękny park.



więc postanawiam na chwile lenistwa i znęcania się nad krzaczkami róż ;)


Wyjeżdżając z Rotundy Roksana jak zwykle poczuła wiatr we włosach i musieliśmy nawrócić naszą sprinterkę z głównej drogi na ścieżkę rowerową prowadzącą do Nexo...
Po drodze, spotkaliśmy w lesie wystawę dzieł jakiegoś artysty... coś pięknego, było tego naprawdę sporo!



Odin i ja z grzybolkiem


Wiking wykonany w 1996r.


bójcie się ;) wikingowie i rowerzyści opanują całą wyspę ;)


tititi niegrzeczny!!! ;)


funfle do tańca i do różańca ;>


Jadąc cudną ścieżką natrafiamy na pola golfowe... Sebek o mało co nie oberwał z jednej z piłek... żartuję ;)

Przepiękną ścieżką rowerową dojeżdżamy do stolicy Bornholmu... czyli...


odpoczynek pod Netto, towarzysze robią zakupy


i wyruszamy na zwiedzanie miasteczka :) kolejne miejscami odludnione ;)


więc trzeba było szukać jakiś obiektów poruszających się... czyli dać się wyprzedzić ;)


Kościółek w Ronne przy porcie.


panorama na okolice portu


"nie zabierajcie mnie stąd, proszę, Roksana, nie pisz do PL żeby mnie zabrali, będę już grzeczna" ;))


unikatowy zegar sloneczny na rynku w Ronne - kamienny obelisk Japońskiego autora w kształcie przypominającym Stonehenge


ratusz



Z Ronne kierujemy się na Hasle... coraz bliżej zamku :)
Jesteśmy bardzo spragnieni wypoczynku na plaży :)

W okolicach Sorthat :)




pokochaliśmy takie widoczki :):):):)


Na plaży w Muleby'ach urządzamy sobie godzinny wypoczynek na plaży. Kąpiemy się w zimnym morzu ;P i wysychamy na w miarę ciepłym piasku. Trochę wieje, ale jest przyjemnie :)

Znęcamy się nad miśkami :)


Kolejnym celem była kopalnia gliny, szukamy jej jadąc po pieszym szlaku... Roksana łapie kapciocha, tj. odkręca jej się zaworek w dętce... uff wystarczy napompować :)
Na kopalnie gliny ocznie nie natrafiliśmy, ale na tablicę informacyjną owszem ;) Problem tkwił w tym, że nikomu nie chciało się tam już jechać ;) hehe

Jezioro Rubin So, o iście rubinowym kolorze, cudo!


byłyśmy ;)


Kościółek w Hasle z XVI wieku


Kamień ruiczny przy kościele


i w całej okazałości


malowidła


ojojoj coś niewyraźnie ;)


a więc powtarzam Wam moi mili... rower rower i tylko rower wybawi Was od grzechu :)


Pogoda jest wprost idealna, błękitne niebo, piękne tereny... wyruszamy na podbój Jons Kapel!
Lecimy sobie mile z górki, zatrzymujemy się by odnaleźć drogę do Jons Kapel. Spotykamy "tubylca" który wskazuje nam drogę...

i zamiast na Jons Kapel lądujemy w...


kolejnych kamieniołomach hihi




trzaskamy kilka fotek i pieszym szlakiem o gramaturze szuterku mkniemy kilkaset metrów na właściwe miejsce :)

Odstawiamy nasze rumaki i pieszo idziemy zwiedzać, Roksana stwierdziła że nie schodzi więc... udajemy się tylko we dwójkę.

Po schódkach w dół.. 20 metrów.



JONS KAPEL!!!!!!!!!!!!!

"Legenda mówi, że mnich Jon próbował nawracać pogańskich Bornholmczyków na chrześcijaństwo. Miał to czynić ze skały zwanej dziś Jons Kapel (Kaplica Jona) znajdującej się na zachodnim wybrzeżu wyspy. Ta izolowana, ok. 20 metrowej wysokości turnia pełna jest grot i zagłębień, którym nadano nazwy związane z imieniem egendarnego duchownego. Za skałą znajduje się imponująca, 40-metrowa ściana granitowego klifu, o którą rozbijają się z hukiem morskie fale. Do Jons Kapel wiodą z malowniczej ścieżki (widać stąd brzeg Szwecji oddalony o niespełna 40 kilometrów) biegnącej wzdłuż krawędzi wysoczyzny strome i długie schody."


na kamolkach






dziwnie nie bojące się ptaszysko. 0 reakcji na nasze osoby.


Na Jons Kapel trochę pobyliśmy, pewnie będzie jakieś 20 minut ;)
Pora było ruszyć tyłek do góry, Roksana zapuściła kimonko na ławce ;))

Większość drogi do Vang to świetny zjazd serpentynkami gdzie moja prędkość osiągnęła 55,69 km/h. Na więcej nie pozwalała wyobraźnia :P Sebek za to zapuścił się w szaleńczą pogoń na dół... "na szczęście" wyhamował go samochód jadący przed nim i licznik nie zagrzał się od zliczenia ogromnych prędkości ;))

Jesteśmy w porcie jachtowym





i złapani na obijaniu się ;)






nasza święta trójca w niewielkim porcie jachtowym w Vang :) Sebek chodzi po wodzie ;P


kryty strzechą młyn wodny Vandmolle z 1811 r.


Z Vang wreszcie przychodzi nam kierować się na zamek Hammershus.
Ręce strasznie mnie pieką, pomimo balsamowania chyba się troszkę spaliłam. O nosie nie wspominam - masakra :P Wiążę sobie biało-czerwoną flagę na lewym ramieniu aby słońce już nie grzało i lecimy dalej. Kolejnym razem, nie zapomnę olejku do opalania - Bornholm to bardzo słoneczna wyspa! :)

Twierdza Hammershus - jedna z najpotężniejszych fortec północnej Europy - od środka.


zza murów :)


między murami ;)


na murach ;P tym razem rusztowanie hehe


Sebek na murze... widoki pierwsza klasa!


gdzieś nam Roksana zniknęła hmmmm... może już poszła do rowerów?



Roksana się odnalazła. Wracając do rowerów, Sebka zaczepiają jakieś młode dziewuszki ;) Mylą go z duńczykiem. ;-))) hihi jasne... podrywaczki ;D

Koło 20'stej kierujemy się już na nocleg. Dzisiaj śpimy na północnej części wyspy. Do noclegu kierujemy się jakimś pieszym szlakiem - skrótem. Mijamy kamieniołom, stoimy na rozwidleniu dróg i zastanawiamy się w którym miejscu mamy mieć nocleg... Przebiega jakaś osoba, podajemy adres - wskazuje nam domek, obok którego 300 metrów dalej stoimy ;D

Ruszamy przed siebie - rzeczywiście jest nocleg :) Kobitka ma dwa pola namiotowe. Pierwsze full pełne, drugie... 300 metrów dalej wgłąb lasu ;D hardcore ;D
Nikomu nie chce się latać ani do kibelka, ani po ciepłą wodę ;P

Dzisiaj mój rower robi jako stelaż do "tropiku" :D


Sebek częstuje żel-miśkami ;)


Na koniec dnia, wspólnymi silami rozpalamy ognisko. Przynajmniej próbujemy, bo Sebkowi popsula się zapalniczka :D Na szczęście znalazł drugą - zuch gość o wszystko zadbał, a tak mało miał bagaży :D
Zbieramy w promieniu 5m sianko, ogień załapał i do późnych godzin gadamy przy ognisku :)

Dane wyjazdu:
77.52 km 20.00 km teren
04:42 h 16.49 km/h:
Maks. pr.:50.15 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ II

Wtorek, 28 lipca 2009 · dodano: 03.08.2009 | Komentarze 3

Bornholm dzień II - wyspa marzeń & "KRAINA OZZ*" ;-)

[... TRASÓWKA ZOSTANIE UMIESZCZONA PO OPISANIU WSZYSTKICH DNI WYPRAWY ;p...]


Wtorek - pierwsza noc za nami, spałyśmy jak zabite a noc była w miarę ciepła. Ranki są najpracowitsze, o 6:30 postanowiłam zacząć składać namiocik z Roksaną w środku... jakoś tak same śledziki pchały się do woreczka :)

Widok z namiotu na łazienkę i przyczepki kempingowe


Najadłyśmy się, skorzystałyśmy z wypasionej łazienki... trochę to wszystko trwało, po wczorajszym dystansie wahałyśmy się czy damy rade dojechać dzisiaj do Nexo o czasie... Na jakże miły koniec pobytu na campingu zostałyśmy obskubane z 114 koron (45 karta kempingowa, 69 nocleg) i ruszyłyśmy do Nexo. Dzisiaj dołącza do nas Sebek! :)
Pierwsze metry jak zawsze na rozkręcenie decydujące - wyjeżdżamy z kempingu i... Mamy wiatr w plecy!!! Huraaa! Zadowolone z siebie lecimy po gładkiej jak pro kolarska męska łydka nawierzchni;)) Lecimy 10'tka.

i zachaczamy o lotnisko


Jesteśmy świadkami startu stalowego podniebnego ptaka;)

Przy okazji wiatru namawiam Roksanę do wrzucenia blatu, teraz lecimy z prędkością światła, Roksana się wczuła i ominęła kościółek:)



10km dalej rozbawione i zadowolone z jazdy robimy fotki na pamiątkę...

co by spamiętać, żeby nie dostać mandatu ;)


oznaczenia ścieżek rowerowych są po prostu bombastyczne!!


przy okazji moje oko dostrzega znajome drzewo ;D wpadłam na pomysł by wypróbować buty spd do wspinaczki, całkiem dobrze się sprawowały.


P.s. Tak przy okazji jak juz byłam na drzewie porwałam kilka PRZEPYSZNYCH czereśni ;) niebo w paszczy:))


Trochę się podelektowalysmy i ruszyłyśmy dalej. Przed Nexo. Rowerowa ścieżka wzdłuż morza mną zachwyciła! Cóż za widoki...


no to kiedy sobie popływamy?? ja mogę teraz, zaraz :D



Kolo 11 lądujemy pod Netto i wpadamy na zakupy, kupujemy litrowe jogurty, wodę...
I znowu zastanawiamy się, czym jest tajemniczy "podatek" PANT pod pozycja z woda? Po ładnych kilku minutach możdżenia przypomniało mi się przecież jest to kaucja za zwrotna butelkę, brawo za bystrość;)
W miedzy czasie odczytuje sms-a od Sebka że za kilkanaście minut będzie w porcie... Wszystko ładnie pięknie tylko że SMS został wysłany 15min temu :D Ładujemy zakupy na bagaże i kierujemy się do portu, Katamaran Jantar właśnie przypływa :)



rowerki jako pierwsze zawitały na lądzie :)


witamy się z Sebkiem i zaczynamy nasza przygodę na dobre! :)


Roksana dopija jogurt, Sebek zapina bagaże na rower i ruszamy. Kierunek taki sam jak wczoraj czyli - Nexo Kirke



Dzisiaj wbijamy się do środka i focimy piękne statki zawieszone pod sufitem... spotkamy je w każdym kościołku


malowniczymi uliczkami udajemy się pod dom Andersena Nexo... dzisiaj i ja mam fotę ;)


Dzisiaj kierujemy się na Aakirkeby główną drogą nr 38.

Na wyjeździe z Nexo napotykamy pierwsze piękne duże rondo :)


Pogoda jest na 5+ troszkę wieje ale przecież my się nie damy, sukcesywnie robimy sobie małe, maluśkie zmiany kto chce niech korzysta :)

Sebek w trasie


Roksana w trasie



Dojeżdżamy na pierwszy punkt napojowy (o którym nie wiedzieliśmy jeszcze że jest napojowy, bo Roksana jeszcze nie wpadła na pomysł spróbowania wody ;) ) Kościółek w Bodilsker - cmentarz i szopka.



Święta trójca pod kościółkiem ;) kto nie wierzy niech dotrwa do końca opisu tej wyprawy ;)


Po drodze napotykamy ciekawostkę przyrodniczą, małe Stonehenge ;) Nie pytajcie co to jest nazywa się Hjortebakken ale nic na ten temat nie mogę po polskiemu wygooglować.


ja pod Hjortebakken


w Eggeby-ach wiatrak holenderski


trochę tutaj niewinnie spędzamy czas :)


gadamy, focimy... i zapominamy o całym świecie i dalszej podróży :):):):):):):)


a przecież czekają kolejne wiatraki do odwiedzenia ;) do których po prostu musiałam namawiać żeby cyknąć fotkę hehe

wiatrak przed AAkirkeby


artystyczne domki na trasie jak wiadomo Bornholm to wyspa artystów


W Aakirkebach szukanie Torvet-u czyli rynku. Mamy, udało się!


Na rynku, znajdziemy odlane z brązu pomniki gęsi, które symbolizują podziękowanie za to iż to ptactwo ostrzegało mieszkańców przed pożarami.


chyba chce mi zjeść siodełko ;P


Na rynku mały pchli targ:

Ten straganik przykuł moją uwagę NA MAXA :-) a-la Mikołaje w środku lata ;D




hihi


całkiem ładne ;)))


Na rynku słyszymy znajomy język Polski. Udajemy się zwiedzać Aa Kirke...

najpierw trzeba zaparkować rowerki ;)

by móc w pełni podziwiać architekturę koscioła.

Aa Kirke jest największym i najstarszym kosciołem na wyspie Bornholm.



Kolejnym celem naszej podróży są LASY ALMINDINGEN.

Dolina Echa, czyli Ekkodalen to nic innego jak pionowe granitowe urwiska :)


taki ze mnie karakanik do tych skałek :)


Od samego początku podróży napaliłam się by zobaczyć długowłose krowy... a zaczęło się to w zeszłym roku, kiedy zobaczyłam je na zdjęciach u Mlynarza :) i tak trzymało mnie do dzisiaj, wreszcie je zobaczyłam na własne oczy :)

Ale skubane tak się zakamuflowały, że...


żeby je sfocić natknęłam się prawym biodrem na "elektrycznego pastucha" i przeżyłam małą terapię wstrząsową hehehe ;) Zdjęcia oczywiście mi się nie udały ;P

Więc postanowiliśmy iść gdzie indziej pofocić ;P

sorki za jakość fotki, ale mi się podobała ;)


Sebek wspinający się


napisy naskalne - kto wie o co chodzi z tym imieniem i nazwiskiem? google znowu wypluwa treści po "chińszczyźnie" ;P


byłyśmy i wdapałyśmy się :)


czy ja coś wspominałam w tytule o krainie Ozz? Oto rozstrzygnięcie sentencji myślowej, wszędobylskie muchopszczółki, nazwane przez owadoznawcę Sebka bzykami :)
na szczęście wytresowane, osiadały niczym mucha ale nie gryzły, bynajmniej ja nie czułam.


W lasach Almindingem naprawdę uroczo spędzaliśmy czas, polecam każdemu!!

Rokkestenen - czyli bornholmski chybotek... coś nam techniki brakowało więc...


co 4 ręce to nie jedna ;D


a głaz tylko lekko drgnął, bo siedziałam na nim ja ;-)))) joke ;)

w relacji u Sebka przeczytacie, że ileśmy się namęczyli i ciężko nam to szło, przyszedł gość z rodzinką posadził na kamyczku swoje maluchy i rozbujał kamlota w mig :) gały to mieliśmy jak pięć złotych ;)

Po pięknej pętelce w tych lasach pojechaliśmy na ruiny zamku Lileborg (ścieżki gruntowe są wspaniałe, lepsze od niejednej asfaltowej ścieżki rowerowej w PL, a jechałam non stop na slickach Authora!)

fundamenty średniowiecznego zameczku Lileborg z 1149r.


jeziorko Borgeso i ruiny ruin Lileborg ;)


jeziorko, ruiny ruin i my ;-)


Ciąg dalszy wycieczki był przeeeeee.......zabawno-masakryczno-optymistyczno-zawracający ;D Juz tłumaczę dlaczego... :)

Otóż nie powiem kto i nie powiem dlaczego (bo nie pamiętam ;) ) wypatrzył na jeziorku Borgeso mostek. Po drugim końcu mostku, jest pieszy szlak który prowadzi na najwyższy szczyt Bornholmu...

Pieszy szlak + droga na najwyższy szczyt + rowery + sakwy + upał + wielkie kamienie na drodze = półgodzinna debata w środku lasu na kamolcach o wszystkim i o niczym ;)
Początkowo byliśmy bardzo chętni pokonać tę trasę, ale po moich nachalnych narzekaniach pacnęliśmy się w środku lasu i obmyślaliśmy strategię działania dostania się na szczyt :) Nie powiem, fajnie się siedziało i leniuchowało, hehe :P:P

Koniec końcem, postanowiliśmy "po ludzku" zdobyć szczyt i objechaliśmy punkt na około szosą :) Jak się okazało, z punktu A do pkt B szosą dzieliło nas może z 0,5km? :D
Było super i lajtowo pod górę, naprawdę pięknie! Mimo iż był to teren, znowu moje slicki dały radę z czego bardzo się cieszę i podjechałam na sam szczyt :)

Rytterknaegten - wieża królewska (Kondgemindet).


schody na Kondgemindet


i widoczki z góry :)


lasy lasy lasy :)




schódki po których się człapaliśmy


Dzień był niesamowicie dla nas długi i piękny... wreszcie przyszedł czas na szukanie noclegu. Odwiedziliśmy jeszcze wiele pięknych miejsc, np. groby wikingów w kształcie łódki, miejsca z pięknymi panoramami na Bornholm, ale miejsca mi tu już nie starcza na opisywanie wszystkiego i czasu ;)

Po drodze, gdy szukaliśmy noclegu, niemalże do łez rozbawiły nas przybiegające na początek swojej działki małe trzy świnki :) Biegły tak szybko, że w podskokach ich ucholki wywijały się góra-dół-góra-dół... hehehe


Razem z Sebkiem udało nam się znaleźć nasz poszukiwany wczorajszy nocleg. Warunki - REWELACJA!!!!
Ciepła woda, czajnik, turystyczna kuchenka gazowa (działająca ;) ), ognisko, toaleta, prysznic (10 koron), plac zabaw, mini trampolina, worek do boksowania, sznurki z rączkami do wywijania fikołków na drzwie, piaskownica, mały 3-kołowy rowerek :D jednym słowem duże i małe dzieci miały się gdzie najeść i pobawić :))) a to wszytko za cenę 20 koron yeahh

Nasz nocleg :)


Podsumowanie dnia - cóż mogę napisać, nie spodziewałam się tylu wrażeń na trasie, dzisiaj był wprost idealny stosunek szosy do terenu. Polecam wszystkim do zwiedzania Bornholmu na slickach, śmiało możecie jeździć na nich w terenie. Lasy Almindingen są cudowne!!!!!

Plusy dzisiejszego dnia:
- pogoda, liczne atrakcje w lasach Almindingen i oczywiście nie tylko :-)
- towarzystwo w komplecie!! :D
- jazda od rana do wieczora :)
- orzeźwiająca jazda w terenie, było gdzie się powspinać z bagażami czasem kilka metrów na przełożeniu 1:1 ;D
- bliskość przyrody plus zalety z dnia poprzedniego ;D
- rewelacyjne pole namiotowe!!!
- i super wtyłkowindow drodze Ronne Nexo ;)
ogólnie jedna wielka REWELACJA!!!! :-)))))

Minusy:
- MOJE WYCZEKIWANE KROWY SIEDZIAŁY POD DRZEWEM W CIENIU I PRZEZ TE OBIBOKI NADZIAŁAM SIĘ NA PASTUCH ELEKTRYCZNY grrr ;D
-więcej minusów nie pamiętam... no... może brak dostępu do kibelka w lasach ;D

kolejna relacja nastąpi :)

ZAPRASZAM NA UKOŃCZONĄ RELACJĘ DO SEBKA HOPPP :)

Dane wyjazdu:
81.11 km 0.00 km teren
04:47 h 16.96 km/h:
Maks. pr.:46.12 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bornholm 2009 - wyspa marzeń! DZIEŃ 1

Poniedziałek, 27 lipca 2009 · dodano: 02.08.2009 | Komentarze 3

Kilka słów wstępu :-)
Bornholm - wiele osób z Was już wie, że ta wyspa dla mnie jest czymś więcej niż punkcik na mapie. To właśnie tam, spełniają się marzenia, to właśnie na Bornholmie można poczuć się lekkim niczym wiatr i oddychać świeżością natury, przyjaźni i radości. Oaza spokoju i zaufania.

Wypad dedykuje wszystkim tym, którzy mieli, mają i będą mieli Przyjaciela od serca. Taką osobę, która chociaż nie jest z jakiegokolwiek powodu blisko, zawsze pozostanie w zasięgu myśli, do końca naszych dni.
Tomku, chociaż tego teraz nie przeczytasz - to dla Ciebie, to dzięki Tobie - bo Przyjaźń to kwiat nie więdnący nigdy :-)


Bornholm dzień 1 - wyruszamy na wyspę.
Swój mały i ciasny namiocik rozbiłam wczoraj na polu namiotowym w Dźwirzynie. Nie miałam pojęcia, że ta miejscowość jest tak "imprezowa". Zasypiałam, a raczej próbowałam zasnąć przy karaoke białego misia, agnieszki co dawno już tutaj nie mieszka i różnych innych fajnych przebojach. Co dwie godziny małe przebudzenia - ciągle ktoś hałasował. Po 3'ciej godzinie obudziłam się na dobre - nie kładłam się już spać, obawiałam się o nie wstanie ;-)

Złożyłam majdanek, coś przekąsiłam, zapakowałam na bagażnik i ruszyłam do Kołobrzegu. Rano dość spokojnie, pogoda od wczoraj bardzo się poprawiła - będzie dobrze! :)
Dojazd do Kołobrzegu zajął mi grubo ponad 45 minut - coś się ciężko jechało - tak będzie zawsze?
Na PKP dojechałam z obawą co się dzieje z Roksaną - nie wydzwania że się 10 minut spóźniam?? Dojeżdżając, nie widzę jej na stacji... hm... no to szukamy!
Jak się okazało, jej ciapąg również się spóźnił i właśnie nadjechał uff :-) Namierzyłyśmy się na stacji i pojechałyśmy do Portu w Kołobrzegu. Dzień wcześniej odebrałam nasze bilety na nasz katamaran Jantar, wiec mogłyśmy kilka minut więcej "pokozaczyć" ;)

Dzyń dzyń pobudka, bo odpłynie bez nas ;>


...nie słysze? już odpływa? niee ;)


jeszcze zacumowany :) Nasz Statek Jantar!


Nasze rowerki dostały po oryginalnej naklejce, zostały wprowadzone na pokład specjalną jednośladową rurą a my z tobołami ruszyłyśmy drzwiami. Ulokowałyśmy się oczywiście na dziobie :)

Odpływamy - port i latarnia morska w Kołobrzegu


ciekawe co będzie dalej, Kołobrzeg coraz dalej... a przed nami 5 dni...


cykamy foty - maszt Jantara


Na pokładzie ani widu ani słychu po Kapitanie, statek nie bujał, trzebabyło znaleźć sobie jakąś rozrywkę ;)

np. obserwacja morza


albo drzemka na górnym pokładzie ;D


albo rozmyślanie nad rowerkiem i przygodą która się zaczyna


...sterowanie-rowerami ;)


z nudów robi się różne rzeczy... może by tak poderwać jakiegoś przystojniaka na hopsnięcie za burtę?


podróż mijała bardzo spokojnie, trochę pokimałyśmy na 2 pokładzie wypiłyśmy herbatkę/kawkę... po ok. 3 godzinach, zaczynała się pojawiać na horyzoncie nasza wyczekiwana piękność:)


co ona tu robi? chce popełnić na morzu samobójstwo? na to pytanie odpowiedzieliśmy sobie po kilku gozinach na wyspie, hehehe, czytajcie uważnie a znajdziecie odpowiedź ;)


Nexo coraz bliżej :)


widać już wędzarnie (których faktycznie nie odwiedziliśmy ;P )


dobijamy, jak tu kolorowo!





Po 4,5h podróży stanęliśmy obiema stopami i dwoma kołami na wyspie :) Od razu zabrałyśmy się do roboty i dziwnie leniwym tempem ruszyłyśmy na podbój Nexo ;)

pod Nexo Kirke


bardzo tu ładnie


kotwica na cmentarzu w Nexo jest symbolem żeglarzy i rybaków zaginionych na morzu.





Malownicze uliczki i domki przyciągają uwagę, czujemy się jak wielcy ludzie w małym pustym miasteczku... Nie focimy uliczek, bo jutro tutaj też będziemy :-)

Dom Martina Andersa Nexo - duńskiego pisarza.


Wyruszamy na pierwsze zakupy do Netto - najtańszej sieci sklepów na wyspie.
Rowerek towarowy :-)


Z Nexo wyruszamy na podbój południowego wybrzeża Bornholmu.

Balka


Mijamy też Snogebak, nie focimy, lecimy do Dueodde by coś zjeść. Natrafiamy na pizzernie, akurat otwierają. Po porozumieniu się z obsługą iż chcemy pizze wegetariańską, rozmawiamy i czekamy spragnieni. Naszym oczom ukazuje się malutka pizza, cieńka, z dodatkami "średniej" wielkości ;) No cóż, 65 koron, a pizza na nas dwie i trzeba tego suchara zjeść ;P Nie polecamy pizzerni w Dueodde! ;P

Po raz pierwszy decydujemy się zostawić rowery - mnogość rowerów nas przekonuje :-)


Plaża należy do najszerszych i najatrakcyjniejszych pod kątem wypoczynku na Bornholmie. Prowadzi do niej 500metrowy pomost








Po powrocie na plaży, stwierdzamy, że nienajgorzej się zapięliśmy, niektórzy to dopiero mają fantazję :D:D:D


Latarnia morska Hammerode Fyr - której dzisiaj też nie zwiedzamy


Jedziemy dalej na zachód, na dłużej zatrzymujemy się by zwiedzić Somarken. |Przypinamy do słupka rowery i idziemy pieszo w stronę wybrzeża.

zazdrościć można takich widoków konikom :)


Przecięcie południka 15' z równoleżnikiem 55' i depcząca po nim Roksana ;)


Przy każdych ciekawostkach tablica informacyjna :)


Slusegardmolle


czyli najstarsze mlyny wodne z 1800 roku






Nasze rumaki jeszcze stoją :) Większośc furtek na Bornholmie jest "samozamykalna", a patentów na to jest kilka :) jeden z nich - pochyłe drzwiczki.


zboża zboża zboża :)


Kościółek w Pedersker





Niedaleko kościółka znajdujem piękny holenderski wiatrak...


i wiadomo co było dalej;D żalllll nie odpocząć i nie zrobić sobie popasu ;)








Na rowerówce nr 10 spotykamy kolejny wiatrak (na wysokości Boderne)




trochę się nabijamy, że trawy nie sciachali i zachacza o nasze nogi - niedopilnowanie, skandal ;)))))


a w tle ciągle morze... :)





Rotunda w Nylars. Wszystkie 4 rotundy sa z XII wieku.


Kościół w Vestermarie


W Vestermarie, niedaleko lasu mieliśmy szukać noclegu. Niestety okazało się, że szukanie taniego noclegu wcale nie jest łatwe, ani jednej tabliczki informacyjnej od strony ulicy :-(((. Tamtejsi mieszkańcy skierowali nas na kemping. Dali tez namiary gdzieś w inną stronę, niczego nie znaleźliśmy, więc rozmyślałam o formie nocowania na dziko, ale ostatecznie popędziliśmy przy zachodzącym słońcu do Ronne. Było non stop z górki :)

Ronne, gdzieś na wybrzeżu.


Nasz kemping. Wyrobiliśmy karty kempingowe, zabuliliśmy za nocleg, ale dostaliśmy w zamian dostęp do prądu przy namiocie, full wypasioną łazienkę z suszarką itd. Warunki dla mnie bomba, jeszcze mogli dać materac pod dupkę ;)
Jedynie co się nie podobało to mnogość ludzi, namiotów i przyczep kempingowych...


Pierwszy dzień na pięknej wyspie zaliczamy do udanych. Dużo kilometrów i pierwsze pomyślne wrażenia :)

-bliskość natury, morza, fal, słońca, chmurek, zwierzątek, króliczków, sarenek, muchopszczółek i innych ;D
-Bornholm to jedna wielka sieć ścieżek rowerowych o nawierzchni nówka niemacanka ;)
-kultura rowerzystów i Kierowców Aut (w żadnym wypadku blachosmrodziarzy!!!) na drodze
-cisza spokój i harmonia, wspominałam coś o tym? ;)

minusiki - trzeba mieć dobre opisy pól namiotowych i dobrą mapę ;) bez tych dwóch rzeczy ani rusz ;P
To nie Polska nie ma tak, że na pewno się coś znajdzie, trzeba doooooobrze poszukać :)

Jutro, dołącza do nas Sebek, jedziemy do niego do Nexo. W trójkę będzie raźniej na pewno :)

Dane wyjazdu:
53.55 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kołobrzegowo z Juraskiem - Bornholm 2009 day -1 ;-)

Niedziela, 26 lipca 2009 · dodano: 26.07.2009 | Komentarze 4

Pobudka o 4 i do Kg. W Kg jak zawsze sympatyczna podroż w towarzystwie Juraska.
Ide spac jutro znowu o 4 pobudka. aha. pan na polu namiotowym mnie nie skasowal bo "taka dzielna" ;) a nad morzem fala sprala mi buty spd kuuurde :D pozdr od nas czyli rower i ja-spimy razem dzisiaj


///
W porze poobiedniej ruszyliśmy na podbój wschodniej części Kołobrzegu.
Najpierw deptako-ścieżką rowerową wzdłóż morza, później "w terenie" :)








Dojechaliśmy do lotnej morskiej atrakcji ;) czyli lotnisko z którego można wyruszyć na zwiedzanie KG z lotu ptaka.



Schron lotniczy - jeden z wieeeeeeeeeeeeeelu









Jazda nad brzegiem morza bardzo mi się podobała :) w drodze powrotnej mieliśmy pod wiatr, złapał mnie katar i czułam się z deka zmęczona. To pewnie dlatego że o 4 na nogach i nie wiele się tego dnia zjadło. Jurasek, dziękuję za podholowanie do Dźwirzyna :-)

W Dźwirzynie rozbiłam się na polu namiotowym, gdzie uprzejmy Pan właściciel, był pod wrażeniem tego co czynię i wygonił mnie do namiotu bez płacenia za nocleg :-)
Trochę sobie pogadaliśmy o tym, ja ta dzisiejsza młodzież jest leniwa, wieją z w-f'u itd... taka jest prawda i gdzie tylko nie pogadam na tematy zawsze jest fajna reakcja ludzi :-) Z resztą w tym roku wracając z BikeOrientu "lansowałam" się w zlotowej koszulce forumrowerowe.org i również kilka osób mnie zaczepiło na tematy rowerowe ;)

Dzień przed Bornholmowy był długi ale bardzo fajny.

Po raz kolejny we wspaniałym towarzystwie Juraska - super jak zawsze się jeździło!
Pozdrawiam :)


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Przygotowania do wyprawy "Bornholm 2009 - wyspa marzeń!"

Sobota, 25 lipca 2009 · dodano: 26.07.2009 | Komentarze 1

Sobotnie przygotowania do wyprawy, nadymanie kół, wieczorem pakowanie...... i ździwko- sprint po przewodnik ktory zostal w pawilonie w pracy:P


W niedziele, tj dzis nocleg na polu namiotowym w dzwirzynie
pozdrawiam z krajowej 25'tki ;)


Dane wyjazdu:
74.93 km 45.00 km teren
04:20 h 17.29 km/h:
Maks. pr.:43.41 km/h
Temperatura:
HR max:205 (105%)
HR avg:168 ( 86%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Spektakularna (moja) porażka - Metropolia MTB Maraton.

Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 12.07.2009 | Komentarze 15

Zapowiadało się całkiem fajnie, 55km w terenie w lasach na glinkach.
Początkowo dawałam z siebie 95% możliwości i te marne 5% zadecydowały o dalszej kolei rzeczy. A szło mi uważam że ZAJEBIŚCIE!!!!!!!!
Zgubiłam się na ok. 11kilometrze, jadąc w myśl "droga z pierwszeństwem", czyli po szerokiej CZARNEJ leśnej drodze, zakręcającej agrafką w lewo, gdzie wjazd "na wprost" wydawał mi się niemożliwy bo wyglądał jak by nikt tam nie jechał. Zła ocena sytuacji, nie spojżenie się na drzewa, jedna chwila, jeden moment przeważył o dalszej jeździe :( Nadrobiłam myślę od 4 do 6km na górzystej i interwałowej prostej i kolejne 2km naprowadzona na trasę którą już jechałam :(
Dojeżdżając do bufetu (29km z mojego licznika - jeśli ktoś wie na którym km był bufet to bardzo proszę o informacje!!!!!!!) ździwione miny ludzi mi nie pomagają. Z optymizmem ruszam dalej, podobno 40km przede mną :( Niestety po pół km padła mi psycha, (dość mocny teren!!!!) a po kolejnych 2,5km widząc przed sobą ogromne interwałowe wzniesienia postanowiłam zjechać na główną drogę :( Nie wytrzymałam psychicznie presji zgubienia się (sic!!!!!!), nadrobienia km, samotnej jazdy, 40km przed sobą i nieznanej liczby limitu czasowego i wytrzymałość swojego organizmu w gonieniu do mety byle szybko! Do tego dochodziła obawa o jakąkolwiek złość na mnie za to, że nie zadzwoniłam by poinformować o zaistniałej sytuacji - organizator miał "nieczynne z jakichkolwiek powodów" telefony. Ogólnie jedna wielka porażka, nie wytrzymałam presji jaka na mnie ciążyła :((((((((
Zjeżdżając na główną drogę, oczywiście pojechałam w złą stronę - w stronę Pieczysk. Pytając o drogę nawrociłam się, po drodze napotkałam Orga jadącego na quadzie - nie miał wesołej miny, a ja miałam doła - nie dość że jadę "nieregulaminowo" to jeszcze nie potrafię odbierać sygnałów z zewnątrz - tj. znaków na drzewach.

smutny grubasek na mecie


Na mecie wyjaśnienia.
Losowanie nagród i samotnie, depresyjnie do domu.
maraton:43,71km
time??
av ok 16,x

2:49
168
205
3703
0% 0:01:23
10% - 0:17:04
88% - 2:30:30

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

B_O_R_N_H_O_L_M 27-31.07.2009

Wtorek, 7 lipca 2009 · dodano: 07.07.2009 | Komentarze 11

W dniach 27 - 31 lipca wybywam na wyprawę na wyspę Bornholm.

Jeżeli chciałby ktoś do mnie dołączyć, proszę się szybko decydować, gdyż liczba osób na statnku jest ograniczona. :-)
Jedyna i niepowtarzalna okazja, aby ujrzeć jedyny i niepowtarzalny wschód słońca nad Baltykiem ;-)))) Myślę że każdy kto wrócił z Bornholmu jest tą wyspą wielce oczarowany... Niesamowite miejsce na ziemi, w zasięgu rowerowych kół!

Może powiem tak...
Idea wyprawy na Bornholm zakwitła dobrych kilka lat temu, kiedy to pewien "wilk morski" oczarowany jej urokiem postanowił, że kiedyś zabierze mnie na pewną cudowną wyspę... On - bywał tam niemal codziennie, ale mimo "rutyny" magiczna wyspa Bornholm była dla niego ostoją ciepła i dobra... Od tamtego czasu wiele się pozmieniało, ale czar trwa nadal... :-) Myślę, że będzie to kolejna z piękniejszych wypraw, której nie za pomnę nigdy... Postaram się do niej jak najlepiej przygotować, aby moje największe marzenie, najpiękniej w świecie się spełniło.




podlinkowano ze strony http://artfiles.art.com


podlinkowane ze strony www.podroze.pl






AHOJ ;-)


Dane wyjazdu:
43.33 km 36.00 km teren
02:23 h 18.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

lans w terenie

Niedziela, 5 lipca 2009 · dodano: 05.07.2009 | Komentarze 0

Miała być seta do Żnina, ale spłoszył mnie wiatr i czarne chmury nadciągające z miejsca spotkania... wymiękłam ;) Z resztą zostałam rano poinformowana że dzisiaj zapowiada się deszczowo-burzowa pogoda ;(
Stwierdziłam, że jak już moknąć, to wypadałoby mieć blisko do domu... zatem zapuścilam się skrótami na Ostromecko bo dawno tam nie byłam :P, a później poczochrałam się w terenie między Starym Fordonem a Strzelcami Dolnymi. Fajne fotki mam, ale nie mam jak wstawić bo mój komp nie działa a na tym padle pod Vistą nic nie działa ;/
Nie mniej jednak raczyłam się dzisiaj dużo w terenie, podjazd na Strzelce Górne, później terenem w las, później znowu las, na czarny szlak, z góry i szoską od Zamczyska do domu.
Kilka małych deszczyków mnie dopadło ale było ok. Rower nadaje się do gruntownego serwisu, ale jak tu się do niego dobrać na balkonie jak non stop pada hmmm...
Pozdr :P
Kategoria T jak terenowe