Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:600.63 km (w terenie 111.00 km; 18.48%)
Czas w ruchu:32:27
Średnia prędkość:16.65 km/h
Maksymalna prędkość:57.32 km/h
Maks. tętno maksymalne:190 (97 %)
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:54.60 km i 4h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
57.69 km 0.00 km teren
02:56 h 19.67 km/h:
Maks. pr.:57.32 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

BikeOrient - Niedzielny Rajd Rekreacyjny

Niedziela, 28 czerwca 2009 · dodano: 03.07.2009 | Komentarze 0

BikeOrient - Rajd Rekreacyjny



Nasi wspaniali Organizatorzy, wzorem z naszych lat ubiegłych, po raz pierwszy zafundowali nam zorganizowany przejazd rekreacyjny. Trasa była przedstawiona na drugiej mapce którą dostali uczestnicy wjeżdżając na drugą pętlę zawodów :)

No to do dzieła!
Rankiem pakowanie, niektórzy rozjeżdżali się do domu, inni już dawno pojechali, a my, no cóż, trzeba było się szybko spakować by opuścić ośrodek póki nas sprzątaczki siłą stamtąd nie wyrzucą ;) Mieć na głowie dwa dni do obsługi 130 rowerzystów to chyba o czymś mówi ;)
Rankiem dostaliśmy jeszcze śniadanisko, super makaronik z serkiem Danio i można było śmigać.
Każdy naocznie musiał sprawdzić, czy ten rower to nie aby jakiś transform-bike i nie ma ukrytych pod siodełkiem jakiś poduszkowców czy czegoś, co sprawiało że ten rower wymiatał w terenie! :D Nawet i ja się przejechałam, ale niestety do pięt tzn. do siodełka nie dorastałam :)


Kita na ł'ostro


Kiedy już się wszyscy rozjechali, mogliśmy zacząć swój rajd. Najpierw popędziliśmy na ruiny XVI zamku w Majkowicach, nieopodal Będzynia ;)


Flash idzie pofocić...


no i mnie znalazł, wdrapującą się do okienka, sio!! ;P


Nowe zastosowanie butów spd i stroju kolarskiego, kto zgadnie kto to ma umiejętności nie dośc że rzeźnika to jeszcze spider-man'a?? ;)))


Przy zamku troszkę się rozleniwiliśmy tymi zdjęciami i jakoś duużo czasu tam spędziliśmy, aż zaczęłam wątpić czy jedziemy gdzieś dalej hehe ;)

No ale jak widać, byli tacy którzy bardzo chcieli jechać dalej :)


Jechać... eee co jest, skończyły się Bródy?!?! Przejazd przez Strugę Pruchnicką


A gdzież tam, idealna rowerowa autostrada przeca to jest.... i nad oceanem w lesie ;) Wystarczy spojrzeć po minie, jak bardzo się podobała owa nawierzchnia Tomkowi ;)


Po przeprawie przez "bajkostradę" skręcamy w kierunku Bąkowej Góry... jadą bączki bzzzzzzzz :-)


uśmiechnięty nie-pechowy Józek :)

Czlonkowie Piotrkowskiej Grupy Rowerowej & BikeOrient & DoOkołaPolski - same szychy - nie podskoczysz do nich nikt ;)


Podjazdem docieramy na szczyt Bąkowej Góry,

skąd wspólnie zachwycamy się przepiękną panoramą :)



zrelaksowany Młynarz za czymś/kimś najwyraźniej zatęsknił :-)


ah, już wiem... nie ma to jak męski uścisk dłoni ;) hehe


wspólna fota


Po ochłonięciu po podjeździe poszliśmy zwiedzać okolce Dworka Małochowskich


..oraz ruiny zamku z XIV lub XV wieku... z ktorych odpoczywa & spogląda na nas Flash ;)

w sumie to chyba miał nas już dosyć i chyba wybierał się do domu, ale ktoś mu kraty sprzed nosa zamknął niechcący ;D


Niestety w tym miejscu nastało pożegnanie z Tomkiem bo musiał wracać w drogę powrotną do domu... ahhh wszyscy się powoli już rozjeżdżali, szkoda!

Ale rajd trwa nadal, a na deserek wyprawy byla mala niespodzianka :)))))

hmm czyżby już nie chce się jeździć?


nieee... to tylko "podjazd" pod Fajną Rybę ;D


tutaj już nie było zmiłuj, 100 metrów ostro pod górę... nawet Józek momentami nie dawał rady zarówno tej stromiźnie tylko z przyczepką Extrawheel w połączeniu z rozbawianiem przez operatora aparatu czyli... ciii to nie ja ;) Najtwardsi wymiękają! ;D


Pytając się dlaczego Fajna Ryba jest Fajną Rybą nikt nie miał pojęcia skąd taka nazwa... ale ja wiem ;D Ślimacząc się pod górę z mozołem, po dotarciu na szczyt jest się tak obślizgłym, że nie jedna ryba z wody jest taka fajna w dotyku jak my po wejściu na szczyt, hihihi ;)

Po wjechaniu na Fajną Rybcię po raz kolejny mieliśmy przyjemność pooglądać panoramę na powiat Tomaszowa...

Na górze, siedziała para zapewne "zakochanych", która była z lekka ździwiona ilością rowerzystów którzy zjawili się na szczycie góry ;) Widać było, że byliśmy dla nich niezłym show ;-))))

Po zjechaniu z górki, zapuściliśmy się w drogę powrotną, Orgi pojechali pozbierać dwa PK, za nim pojechał Józek, a my w iście fajnym tempie popędziliśmy w stronę bazy. Liczne wzniesienia powodowały, że prędkość z licznika nie spadała poniżej 40km/h, a mój maks to 57,32km/h :-) Warto byłoby się tam jeszcze kiedyś wybrać poprawić ten maks, warunki to tam są ;D

Gdzieś już przy wjeździe do Ręczna dogonił mnie Józek, pojechaliśmy do Bazy, tam pożegnaliśmy się z pozostałymi rajdowiczami i pomknęliśmy do BikeStatowiczów zajadających się pierogami w Zajeździe. Nawet pomyśleli o nie-mięsożercach i na zachęte odstąpili mi pierożki ze srem.... pyycha, dzięki ;)
Chwile odpoczęliśmy, pogadaliśmy,czas pożegnania niestety nastał i trzeba było kończyć kolejne spotkanie BikeStatowiczów. Szkoda.
Wzsyscy pojechali do domu, a ja... do... :-)))))
Zdjęcia z pozdrowieniami dla BikeStatowiczów uczestniczących w chociaż jednym BikeOriencie :-)






;-)

W Bogusławicach zostałam mile przywitana przez Panią Marię, chwile porozmawialiśmy o tym co tam u nas rowerzystów :), zapraszali mnie na grilla, ale miałam tyle spraw do nadgonienia (głownie sen ;D ), że zaszyłam się na tarasie i zawisnęłam na telefonie :) Przeprowadziłam pewną fantastyczną i ważną dla mnie 25minutową rozmowę i myślę że za dwa miesiące coś z tego wyjdzie :)

Kolejnego dnia pobudka o 3:30, Rano, ok 4 godziny wschód słońca znad maski Kajtka :)

w Wolborzu są magiczne wschody słońca!

Niestety, znowu się pogubiłam i wyjechałam na Tomaszów Mazowiecki :( Dołek totalny, ale jakoś udało mi się wrócić na drogę do domu :)
Po drodze małe zakupy, szmatka na wesele, coś na lato i jesień... poprawiły mi humor ;)
Następnie pod łódzkie schronisko, gdzie zrobiłam coś od siebie dla pewnego potrzebującego pieska - Gacek się nazywa. Kochany 9'cio miesięczny owczarek niemiecki towarzyszył mi na tylnim siedzeniu w drodze do Bydgoszczy... :) tutaj w Bydgo przekazałam go kolejnej osobie, która zabrała go do Redy, nad morze :) - psinka otrzymała szanse na nowe, lepsze życie i kochającego właściciela! Psinka wielce przytulaśna, wkleił się we mnie tak na pożegnanie że omal serce mi nie pękło... :)

Był to piękny, pozytywny koniec dnia... nie wiem dlaczego, ale ja potrzebują robić coś dla innych, potrzebujących... skąd taka przypadłość? Nie wiem, ale moje miękkie serducho bardzo wtedy się cieszy :)

Słów kilka na koniec...
Na takie zawody jak BikeOrient czeka się cały rok. Piotr i Paweł spisali się jak zawsze na medal i te oklaski jakie dostaliście w przerwie losowania nagród były o tysiąckrotność za małe!! :-) Widać, że jesteście odpowiednimi ludźmi, w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie :) Dziękuję za wszystkie punkty schowane w chaszczach i te nad Pilicą, dziękuję za moczenie się w brodach, dziękuję za poranny deszczyk, śniadania i ognisko... bo bez tego nie byłoby czego wspominać! Dziękuję za trud włożony w organizację tej imprezy... Jesteście wielcy!!! :-) AMEN :D

Pozdrawiam! :)
Kategoria BikeOrient.pl


Dane wyjazdu:
109.88 km 80.00 km teren
06:48 h 16.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

III maraton na orientację Bike Orient - Ręczno 2009 :-)

Sobota, 27 czerwca 2009 · dodano: 28.06.2009 | Komentarze 5

27 czerwca - dzień wyczekiwany 360 dni :)

Od wczoraj, w podróży do miejsca startu był Flash... ale nikt nie wiedzial o której do nas dojedzie :)
Ok. godziny 5 rano, zbudził mnie dziwny hałas dobiegający ze strony przechowalni rowerów, rąbania, trzaskania - a ja swoją czujnością zbudziłam Kitę ;) Do tej pory nie wiem kto to tak walił, ale wyglądając przez okno ktoś wbił się do pomieszczenia obok, nic nie wyglądało na włamanie więc poszłam dalej się położyć. No niestety, czasami zdarza mi się usnąć w stanie czujności... ;P Położyłam sie spać, przecież byłam zajechana po wczorajszej imprezce :)
Przed godziną 6 otrzymałam sesemesa od Tomka, że czeka na dworze... nim się skapnęłam, że wypada odczytać sms'a który mnie zbudził, było to pewnie dobre 20 minut hehehe ;) Zaprosiłam naszego Gościa do nas i w miłym NIE ŚPIĄCYM towarzystwie zjadłam leniwie wstęp do śniadania ;) Co najlepsze, Tomek przyjechał na rajd swoim ostrzakiem..... czyli rzeźnik zabrał ze sobą swój zakład rozbiórki mięsa;D i przecinal trawę, piach, haszcze na oponach zapewne 1' ;D;D;D aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! ;D
Pogadaliśmy i kiedy wszyscy się zbudzili poszliśmy na śniadanie - tam, okazało się, że pogoda nie jest cudna i zaczęło padać. Przez chwile naszły mnie czarne myśli, że może lepiej zostać w pokoju ;D , ale ferwor walki o dobrą zabawę szybko przegonił ten pesymizm :)

I ETAP:

Wreszcie nadeszła ta godzina i stanęliśmy na starcie III edycji BikeOrient, ahh!! :)
Otrzymaliśmy mapę i w drogę!.......
Dziękuje Józkowi za przekazanie mi swojej mapki w wersji "small" ;)
Na pierwszy ogień wyruszyliśmy na...


PK 1 - gospodarstwo agroturystyczne nad lewym brzegiem Pilicy.

Dojechaliśmy tam bez problemu, asfaltem, przeganiało mnie mnóstwo ludzi i już wiedziałam że będzie mocna rywalizacja! Do punktu dostaliśmy się chaszczami, za innymi uczestnikami rajdu, dojechaliśmy nad brzeg by podziwiać szybszych od nas zawodników przechodząco-przepływających przez Pilicę - szok, tak od razu się moczyć? :) Widocznie byli spragnieni tak bardzo przygody, że musieli ;)
Za kolejny punkt do zdobycia obraliśmy...


PK 4 - prawy brzeg strumienia.

Pojechaliśmy szoską na Paskrzyn, stamtąd mały mętlik która droga jest tą właściwą, i dlaczego kapliczke mam po prawej, a nie lewej stronie ;) Dobrze, że Łukasz miał kompas, a Józek mnie przegłosował, bo pojechaliśmy tak jak faceci mówili czyli "kapliczka po lewej stronie ręki" ;)
Zaczął się teren i szukaliśmy coś, czego nie ma ;) Nagle zauważyliśmy grupkę rowerzystów stojącą na środku drogi i wychodzących z chaszczy hmmm... czyżby tam był punkt? No niestety ;) Sama w życiu bym go tam nie odkryła!!!!!!!!!!!! :P
Szczęśliwi, z tłoku na punkcie. Ale zdezorientowani... Czyżby kolejne punkty były nie mniej fantazyjnie ukryte? ;> Wreszcie ruszyliśmy na 9, którą początkowo mieliśmy omijać.

PK9 - teren poszukiwań węgla brunatnego - dół.

Tam dotarliśmy bez większego problemu, przewidująco zapuściliśmy się na oklep przez las i punkt został odnaleziony :)
z 9, pojechaliśmy na: PK7

PK7 - koniec drogi...

Oj tak, tam wszystkie drogi się kończyły :) Spędziliśmy na tym punkcie dobre pół godziny, roztrajając się i go szukając... a po nim ani widu ani słychu! :D Wreszcie zrezygnowani, totalnie zrezygnowani, bardzo, bardzo zrezygnowani zadzwoniliśmy do Kity, który potwierdził, że PK rzeczywiście tam istnieje hmmm....??? Na szczęście faceci wpadli na pomysł pojechać w kolejną drogę i tam znaleźli punkt... a ja? chłopaki stoją, coś robią, ja wjeżdżam za nimi, patrzę... i?? "jest punkt!!!" ;D hehehehe oni widzieli go z daleka, a ja dopiero przejeżdżając obok niego ;))

PK2 - wał wydmowy przy ścieżce.

Na pk7 totalnie już się zgubiłam i zdałam się na orientacje chłopaków - tyle ścieżek w lesie, że też można je wszystkie skumać, która czyja? ;)
Po dłuższym jeżdżeniu natrafiliśmy na jakieś zabudowania - tam, pomoc z zewnątrz czyli spytaliśmy się "tamtejszych" która to ta Góra Kożubowa :P Trafiliśmy naprawdę idealnie, chociaż ja, znowu pojechałabym innym wariantem na rozdrożu dróg hihihi ;P

Pociachaliśmy nasze karty i ruszyliśmy dalej... dokladnie na:
PK6 - prawy brzeg pilicy


Po dłuższym czasie wreszcie udało się jakoś dojechać na punkt :) Po naszej stronie rozstawieni byli ludzie biwakujący, którzy na nasz widok zaczęli się śmiać hmm.. ciekawe dlaczego ;) Ale mieli rozrywkę! :)
A co się okazało... no to, że punkt jest po drugiej stronie rzeki i trzeba się tam dostać - jest Bród - super ;D Po obserwacji kąpiącego się plażowicza, przekroczyłam linię brzegową i heja banana :) Trochę orzeźwienia ;) Na punkcie - a był on żywieniowy - niestety nie było już śladu po bananach... szkoda, bo sama też nigdzie wcześniej nie kupiłam - nie lubię zielonych bananów ;/ A do słodkiego to mam przeogromny wstręt :P Na punkt po chwili dojechała Monia z Darkiem i Wiktorem... Monia była wielce zafascynowana podłożem jakie pieściło jej bose stopy tuż przed wyjściem na brzeg hehe ;)
Chwile odpoczęliśmy i pora było ruszać na kolejny punkt

Łukasz & ja w tle na "przejeździe przez pilice" :D - foto ze strony bikeorient.pl :)


PK8 - szczyt wzniesienia

nie pamiętam już jak tam dojechaliśmy, ale wiem, że na pewno terenem ;) Bo cóż by innego mogłoby dzisiaj być pod mymi kołami jak nie piach, szuter, trawa, leśna ściółka i Pilica ;)
Bardzo ładnie położony punkt, cisza spokój, szum traw i błękitne niebo :)


PK3 - Diabla Góra - pomnik

Wreszcie wyczekiwany przez Devila punkt - jego sanktuarium - Diabla Góra ;D
Dojazd do niej był naprawdę fajny, chyba najbardziej charakterystyczny, bo wzdłuż kamieniołomu, gdzie porobiliśmy sobie zdjęcia. Pod górę, natrafiliśmy na poletko jagód z których sobie gratis skorzystaliśmy ;)

Na Diablej Górze spotkaliśmy Wikiego, który punkt obstawiał :) Chwila odpoczynku i w drogę. Zostały nam dwa punkty :]


PK10 - skrzyżowanie dróg...

Wbrew opisowi, wcale skrzyżowaniem dróg miejsce owe nie było :(((
O ile dobrze pamiętam, droga na ten punkt to istna męczarnia... Sahara, niemalże taka, jak ta pamiętna z II edycji zawodów, gdzie razem z Asica szukaliśmy dostępu do wody a przy brzegu PK ;D


PK 5 - kępa drzew w ksztalcie okręgu.

Na brzeg Pilicy i kładkę, doprowadził nas, a raczej wskazał nam drogę - młody skory rowerzysta, którego bardzo gorąco pozdrawiam :)
Kolejne single tracki - tak tak, każdy znalazł coś dla siebie ;D i jesteśmy na kładce. O dziwo nie było tam punktu, szkooooooooda ;)
Szukając kępy drzew, mijaliśmy wiele okręgów z drzew, pięknych, okrągłych kęp... ale jak się okazało, ta najbardziej nie przypominająca z daleka okręgu była tą o którą chodziło organizatorom hehehe ;D Ja tam nie wiem, bo faceci znaleźli punkt, więc nawet nie przyglądałam się za mocno, ale jak na moje to byłoby ostatnie miejsce do którego bym się przejechała hehe - ale ze mnie orientatorka ;P

Powrót szoską, baaaaaaaaardzo szybko, gdzie na kole u Józka było bardzo hardcorowo i w mig rozładował mi bateryjki hihi
Na metę dojechałam pewnie czerwona niczym buraczek z lekkim niedotlenieniem czaszki, bo obecność mózgu już dawno nie stwierdzono ;)

II ETAP:

W powrotnej drodze Józek coś wspominał o drugim etapie hmmm... drugi etap?
Siedząc już na schodach po tym pierwszym, stety niestety zostałam psychicznie zmuszona ;D;D do wodzenia wzrokiem za wskazującym paluszkiem Józka, który zapętlał się między czterema PK na drugiej mapie ;D;D;D
Oooo raaajuuuu ;D wschód zachód północ południe taaaaaaa jaaaaaasne, nie mam sił ;)
"jem banana i absolutnie nigdzie się STĄD NIE RUSZAM! :D" - foto ze strony bikeorient.pl


Ale jednak, kilka wiadomości doszło do kanału słuchowego i nie wiele myśląc spryskałam łańcuch wd40 i ruszyliśmy zdobywać kolejne punkty ;D
A co tam raz się żyje, jak już umierać to konkretnie ;D
Zatem ruszyliśmy najpierw na grodzisko stożkowe, gdzie koledze ze Szczecina wskazaliśmy położenie lampionu ;) (wcześniej nabijaliśmy się ze zmęczenia naszego materiału z kogoś, że szuka po chaszczach z drugiej strony punktu ;D )
Po błyskawicznym zaliczeniu tego punktu, Józek z Łukaszem wywieźli mnie na PK14, czyli miejsce dawnego cmentarza cholerycznego, gdzie przebijaliśmy się w terenie, singletrackach... bardzo szybko punkt został odnaleziony :) Ale palmę dzisiaj już mi dobrze przegrzało, przez co niezbyt wiedziałam co ja tam robię i dlaczego nadal znajduję się w siodełku a nie w jaccuzii np. :D Cos tam sobie zaczęłam pod nosem podśpiewywać, nie wiele z tego pamiętam, ale wiem że na pewno było coś o uduszeniu pewnej osoby hehehehe... Chyba trochę z tym przegięłam (czyt. musze sobie kupić bardziej klimatyzowany kask ;D ), bo później Józek myślał że to było na poważnie hehehe :) W drodze powrotnej schodziliśmy z jakiejś skarpy, gdzie zerwałam sobie kwiatka motywatora i towarzyszył mi w kolejnych kilometrach aż do końca II etapu ;D
Z racji tego, że moje siły były już z deka na ukończeniu, odpuściłam sobie 12'stkę... i pojechaliśmy na kamieniołom piaskowca... tam, kiedy Hose pojechał szukać drogi, walnęłam się na rozwidleniu leśnych dróg i zrobilam sobie krótką przerwę... mogłabym tam leżeć tak z godzinę, ale droga się znalazła uuuuuu ;)
Odnalezienie Kamieniołomu poszło gładko, spowrotem, zjeżdżając z górki było bardzo przyjemnie, puściłam hamulce i...... zabłocone opony zaczęły się czyścić i dostałam w prawe oko poważną wartstwą błota:( Głupi ma zawsze szczęście, bo przyhamowałam o zamkniętych oczach i na szczęście utrzymałam prosty kurs roweru... a jedynie metr dalej zatrzymałabym się w kałuży;D Ufff z błotkiem w oku który już mocno nie przeszkadzał śmignęliśmy na metę... tam uhahani i zmęczeni wreszcie mogliśmy odpocząć, wyjąc błoto z oka ;D
Nauczka na przyszłość - za wszelką cenę kupić banany przed BO, bo tylko one dają powera :D

O dziwo, w czasie na metę dotarło 120 osób z 138... ciekawe co się stało z tymi 18stoma leniuchami?

Oczywiście tradycji stało się za dość i nasz team BikeStats.pl otrzymał kolejne wyróżnienie za najliczniejszy team :) super, tradycji stało się za dość :)

Wieczorem było ognicho, ale niestety padłam jak mucha i szybko zawinęłam się spać.

Generalnie imprezka na 6+, jak zawsze. Podziękowania dla naszych Orgów Piotrka i Pawła! Oraz dla wszystkich ktorzy współtworzyli ten rajd!!! :)

BRAWO!!!!!!!

//fotorelacja z niedzielnego rajdu nastąpi w kolejnym wpisie ;-)
Kategoria BikeOrient.pl


Dane wyjazdu:
20.76 km 10.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

BikeOrient after party ;D

Środa, 24 czerwca 2009 · dodano: 26.06.2009 | Komentarze 1

Z samiuśkiego ranka, po godzinie 6 rano trzeba było się sprężać by zdążyć po chłopaków i pojechać na łikendową imprezkę BikeOrient.
6:35 - "dobrze że wczoraj wieczorem zapakowałam kilka (niewartościowych) tobołków, będzie dzisiaj lżej..."
Plecak, aparat, jedzonko, rower hmmm dużo tego jak na jeden raz zejścia z IV piętra - trudno, lecimmmm!!!
Szybki wylot z domu, przy samochodzie zorientowałam się, że w domu nie rozkręciłam V'ek i nie zdejmę kola ehhh... Spuszczać powietrza nie miałam ochoty, poszukalam imbusy - są! 20 minut zostało do 7, ufff rower udało się zapakować, no to jadę! Próbuję wyjechać z zatoczki, spoglądam w prawe lusterko aby obok samochodu nie uszkodzić i... na trawie widzę coraz to bardziej oddalający się plecak i dwie torby ;D o żesz w mordę, nie zapakowałam wszystkiego!! :P
Jak już się ogarnęłam, popędziłam na błonie - to takie osiedle jak by co ;)
Devil miał dzisiaj to szczęscie że się spóźnil - nie musiał na mnie czekać :)
Zapakowaliśmy manatki, dla ciekawskich, do mojego super kombi terenowego Jaguara zwanym przeze mnie ot skromnie i pieszczotliwie Kajtkiem - upchaliśmy 3 osobo-rowery + bagaże ;)
Podjechaliśmy do Tesco i w drogę. Dawno nie jeździłam w trasie, to też zdarzyło mi się na trasie Bydg - Ręczno pozamulać, no sorryyyy :):):):)
Po drodze do Ręczna, zawitaliśmy na schronie kolejowym, znanym z PK z II Edycji BikeOrient. Kiedyś Kita sobie obiecał, że zabierze lampki i przejdzie się na sam jego koniec :)
Podjechaliśmy zatem pod las, zostawiliśmy samochód i... zastanawialiśmy się co zrobić? Montować rowery, czy 4km z buta?! Montować je i później znowu upchać? eeeeeeeee?!?!?!?!?!?!
Słoneczko nas jednak dobrze na trasie dogrzało, więc nie wiele myśląc poskładaliśmy nasze rumaki i ruszyliśmy :)
Przed schronem okazało się, że nie mamy za dużo lampek, moja jest z deka rozładowana, ale weszliśmy :) Ciemność, chłód, historia i tajemniczość tego miejsca powodowała wytężenie wzroku i słuchu. Z każdym metrem nasilały się różne myśli, mniej, lub bardziej dziwne ;) Extrema!!! :)

I o to wybił 350 metr naszej "ciemnej" podróży.
hmm co tam jest u góry... oo woda się skrapla... schron z deczka zdewastowany ;/


Zatrzymaliśmy się, na końcu znaleźliśmy wyjście.

W środku zostawiliśmy rowery, pofociliśmy na zewnątrz...



...i wróciliśmy się po nie... ale co się stało gdy weszliśmy do środka to nie zapomnę nigdy. z taką prędkością światła jak z niego wyszliśmy nie biegałam jeszcze! :D Wypędził nas stamtąd niczym ogień głośny, dźwięk dobiegający z początku schronu - "uciekamy, to jakiś zwierz!!!!!!!" Rowery pod pachę, kto pierwszy ten lepszy zaczęliśmy się przepychać do wyjścia, uff wszyscy zdążyli - uciekamy! Chłopaki jednak mnie uspokajali, nie mniej jednak po dłuższej chwili udało mi się nakłonić ich do nawiania czym prędzej ;)
Łukasz spróbował wiać na szczyt schronu ;-))))))))

Po drodze znaleźliśmy kolejne bunkry.
Tam, przestrzeń była bardziej otwarta i nie było się teoretycznie czego bać:P

klimatycznie się zrobiło...


no to żeby nie było, rozrabiać też umieją ;)


ehem ;)



Po powrocie na początek schronu kolejowego, zobaczyłam stojący pod nim samochód - to jego silnik narobił tyle przeszywającego hałasu!! :D:D:D
Po emocjonującym zwiedzaniu zebraliśmy się w drogę do samochodu,



po drodze Łukasz zakumplował się z padalcem ;P fuj ;P
Ponowne pakowanie zajęło nam mniej czasu jakżeśmy przypuszczali - super! :)



Moglismy zatem ruszyć do Reczna.
Tam, przybyliśmy jako pierwsi :) Otrzymaliśmy numerki 1, 2 i 3 :) i jeden pokój który nam się nie podobał bo był za daleko i wymieniliśmy go na niezłą willę ze stołem na środku - super! Dziękujemy :)
Po południu dołączył do naszego pokoju Mr Hose :)
Wieczorkiem przygotowywanie sprzętu, powitania kolejnych BikeStatowiczy, rozmowy i mała imprezka ;) Próbowaliśmy przekabacić Orga na przeciek kilku mało istotnych 19'stu informacji, ale najwyraźniej użyliśmy zbyt małego kalibru sprzęt do tego ;(((( ;D


bez "przecieków" ale i tak było wesolo :):):)



Bardzo udany dzień i Zlocik BikeStatowiczy - było super :)
Kategoria BikeOrient.pl


Dane wyjazdu:
36.50 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

IV OTWARTE MISTRZOSTWA BYDGOSZCZ - THULE CUP 2009

Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 23

jestem wieśniakiem mów mi Elvis
fajnym cieniasem mów mi Elvis
super cykorem mów mi Elvis
jestem potworem ;P


No tak, jeżeli ktoś jest obdarzony takim talentem jak ja, to ma super fajną przygodę na pobudkę...
Wchodzę sobie rano do kuchni, rodzina robi już sobie śniadanie. Jak codzień, sięgam po jakieś jogurcicho, ryż czy cokolwiek do zjedzenia. Wyjmuję z lodówki najlepszy - ryż z toffi - tylko jeden był w sklepie :) Otwieram wieczko - wkladam na 20 sekund do mikrofalówki... i rozpędzam się do mojego pokoju po łyżeczkę by ją umyć... Wracam, i co widzę? Mój ryż z polewą toffi SIĘ PALI!!!!!! Skandal!!!
Szybka akcja wyciągnięcia i pod wodę - mój pyszny ryż! ;-P
Sprawcą domowego pożaru było... niedokładne otworzenie wieczka ;/ Paskudstwo było tak mocno z jednej strony przygrzane, że po prostu nawet nie skumałam że może te 2 centymetry kwadratowe w czymś przeszkadzać. Nie skumałam tego z włożeniem do mikrofali, bo zawsze wszystko dokładnie obdzieram, a teraz jakoś nie wiem... nie rzuciło mi się w moje zaspane oczy to ustrojstwo ;P
No nic, po ognistym poranku, bez zjedzonego ulubionego ryżu, zabrałam się za zwijanie się na imprezkę jaką były mistrzostwa bydg. Thule Cup. Mialam nadzieję że wystartuję, pojechałam na traskę, ale po jakimś czasie stwierdziłam że to nie dl amnie ;)
Nie jestem kaskaderem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ;-(((((
Przy okazji, poznałam new bikestatowicza Pichulca, który mnie w terenie załamywał swoimi "nie-umiejętnościami" i w ogóle jestem jakiś ewidentny przykład na to, że po prostu mam za dużą wyobraźnię żeby uprawiać XC :P:p:P

Dwa bałwany które na nas charczały ;P To pewnie te same, które 2 lata temu chciały ukraść mi rower :P:P


Sesja w lesie






Do biegu, gotowi, start ;)


Jeden z największych hardcorów na trasie!!!!!!!!!!!!!!! Uwierzcie bądź nie, ale nawet dziewczyny po tym zjeźdżały O.o









Ta sesyjka bardzo przypadła mi do gustu :)




Szkoda pędziwiatr :D


Kita pędziwiatr :D




Akita Amerykańska - przesympatyczna Ratowniczka ;) Na nie-szczęscie nie musiała nikogo lizać - cucić ;)


wielce misiasta :) Siersciuche miała tak mięciutką że mogłoby się ją głaskać i głaskać... :)))))))))))))))))









Dekorowanie zwycięzców przez naszego Olimpijczyka Marka Leśniewskiego :)


mastersi bodajże :)


Najstarszy uczestnik - rocznik 1953 :) Pierwszy i ostatni w swojej kategorii wiekowej :)


zwycięska uczelnia


Na koniec polecieliśmy jeszcze wszamać kebaba wege na powitaniu wakacji na Różopolu i szoską od Zamczyska do domu. Ostatnio często wracam terenem wzdłóz doliny śmierci - lubię się masakrować przez tamtejsze pola i piaski i zjeżdżać z tamtejszych pagórków - to takie przygotowanie psycho-fizyczne do BO ;)

Pozdrawiam ;)

LINK DO PEŁNEJ GALERII ZDJĘĆ NA PICASSIE:
http://picasaweb.google.com/agenciara69/IVOtwarteMistrzostwaBydgoszczy#

Dane wyjazdu:
24.69 km 0.00 km teren
01:27 h 17.03 km/h:
Maks. pr.:36.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Lubię Żołędziówkę... pokonywać z buta ;)

Piątek, 19 czerwca 2009 · dodano: 19.06.2009 | Komentarze 0

Dzisiaj przez Bydgoszcz przeszła straszliwa ulewa, niemalże taka, jaką kiedyś przeżywałam w DG z Moniką... wielce współczułam wszystkim rowerzystom, których obserwowałam z zaparkowanego samochodu - nie dało się jechać, wycieraczki nie nadążały odbierać wody, a przednia szyba jak później się spostrzegłam poprzez ekspresowe zaparowanie dodatkowo ograniczyła widoczność! Podobno w Oplach tak jest, że przednia szyba lubi parować, nie wiem, nie znam się, ale nim się skapnęłam że to para ujechałam kilkaset metrów w tych ekstremalnych warunkach z oczami przy szybie ;) hehehe człowiek uczy się całe życie ;)
Wreszcie moglam sobie "legalnie" pojeździć po kałużach.... lubię w taką pogodę jeździć blachosmrodem ;)
NO ale że jest to blog rowerowy, to napiszę, że dzisiaj odebralam dwa plakaty promujący wielką masę krytyczną w Bydgosczy, która 27 czerwca przejedzie przez nasze miasto pod eskortą policji. Jej hasło to "bezpieczne wakacje". Przy okazji z Wab'em pojeździliśmy po myślęcinku, zjechałam z dwóch, a nawet 3 górek przed którymi zastanawiałam się 3 razy - zjechać, czy nie ;) Ale do 4 razy sztuka i z żołędziówki zrezygnowałam "na pierwszym drzewie", czyli dojeżdżając do niego i schodząc z roweru ;P Ja nei wiem jak to jest... po gorach lubię po kamolcach jeździć (ale na niezbyt stromych zjazdach), a tutaj boję się zjechać z żołędziówki... wszystkie kobit na wyścigach z niej zjeżdzają... tylko nie ja ;/ musi mi sie kiedyś udać, musi!! (wmawiam to sobie teraz, tylko na blogu, bo na żywo mówię że "nie", nie dosc że cykor, to jeszcze blogowa ściemniara ;) hehe)

Dzisiaj oficjalnie pękł tysiak w tym roku ;) Powiem szczerze, jest to masakryczny wynik, ale NIESTETY się tym nie przejmuję. Przeez ten tysiak było kilka bardzo fajnych wypadów "w dechę", szczególnie Zlot i pobyt u moich Miłych Wrocławian, w sumie fajnie przejechany tysiak ;)

moglo by być ich więcej, ale jest wiele powodów dlaczego tak nie jest - trudno. ;P

POZDRAWIAM!
Kategoria T jak terenowe


Dane wyjazdu:
81.41 km 6.00 km teren
03:38 h 22.41 km/h:
Maks. pr.:41.77 km/h
Temperatura:
HR max:190 ( 97%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Kwieciste manewry między chmurami, burzą i kałużami ;-)

Czwartek, 11 czerwca 2009 · dodano: 11.06.2009 | Komentarze 1

Zaplanowana niegdyś wycieczka Serock - Pruszcz została zrealizowana w dniu dzisiejszym :) O 11 godzinie w Myślęcinku stawiły się takie osoby jak: Wab i... i ja ;-P
Popedałowaliśmy zatem w stronę Pruszcza przez Niemcz, spotykając po drodze kolegę, niestety nie miał czasu :P Procesji tez kilka było i jakoś tak brakowało w koło maków na łące ;-)

foty BY WAB :-)


Ciemne chmury balansowały dzisiaj na słonecznym niebie, początkowo delikatnie, z czasem zataczając coraz szersze kręgi :)

Kościółek w Serocku pw. Matki Bożej Różańcowej




bikestatowo w Serocku


Jechaliśmy przepiękną aleją dębową między Serockiem a Łowinem - polecam!!


aleja dębowa


Pruszcz nie wywarł na mnie jakiegoś większego wrażenia, jedynie co mi się tam podobało to dworzec ;-)
dalej na Wałdowo i Zbrachlin, gdzie dorwaliśmy czynną stację benzynową... ojj jedyna na trasie, dzięki niej mnie nie zasuszyło (od środka bo od zewnątrz bywało różnie ;D )

Cudny stary kościółek na trasie Zbrachlin - Topolno - wejście



zawijasy


oto i on od strony szosy



Jako że przez te miejscowości nie powinniśmy wg planu jechać - wylądowaliśmy w Topolnie - tam - dorwały nas pierwszy raz w dniu dzisiejszym chmury :P Mimo wielkiej nadziei Witka że nas nie zlapią zaczęło padać - ale przecież wcale nie padało eee tam tak nam się chyba wydawaaaało hehe ;-)

ciemne chmury? ee gdzie tam ;)


Chwile jednak schroniliśmy się na drzewiastej alei, no bo przecież jeśli "rzeczywiście pada" to sobie chwilke postoimy co nie ;-) ;-) ;-)
W sumie ciągle dzisiaj mieliśmy z wiatrem, no.. prawie zawsze ;)
Pierwszy raz w życiu jechałam w odwrotnej kolejności rundkę Rudki, Grabowo, pierwszy raz wspinałam się na serpentynkę w Kozielcu. Tam już obmyślaliśmy strategie działania czyli jak się wbić pomiędzy dwie chmury ;D Mniej więcej się to udało... no tak troszkę ;-) Deszcz nas dorwał gdzieś w Hutnej Wsi i niestety brakowało już mi sił jechać szybciej... na szczęście po jakiś 1,5-2 km odnalazł się przystanek PKS (przy jaskini Bajka) i tam sobie przeczekaliśmy złośliwość matki natury ;)





Niebo stawało sie coraz to jaśniejsze i po ok 20 minutach mogliśmy ruszyć na Strzelce Górne i Jarużyn.

oo chyba przestaje padac


W Jarużynie poszerzyli wreszcie dość konkretnie drogę - super! Wreszcie żadne auto nie będzie mnie spychało na dziury. Później lasem - czarnym szlakiem, było troszkę kałuż i w ogóle super - na Zamczysko. Tam pożeganie i każdy śmignął w swoją stronę.
Było szybko, fajnie i logistycznie z uwagi na balansowanie między chmurami :)
w domu klapłam się spać - spałam jak zabita ;D
Pozdrawiam ;)

opisy zlotu forumrowerowe.org i lansie po Wrocławiu JUZ JEST!!

3:35:20
157
190 ;P
4424
4% 0:10:03
17& 0:37:28
76% 2:45:08
Kategoria T jak terenowe


Dane wyjazdu:
2.95 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

WrocLOVE dzien III - Bydgoszcz

Wtorek, 9 czerwca 2009 · dodano: 09.06.2009 | Komentarze 6

WrocLOVE dzien 3
Dzisiaj spalismy niemal do 10, oj dawno tak nie bylo;) Po wczorajszym rzezniczeniu nawet dalam sie skusic na zdrade micha:P chociaz fizycznie jest ok, to z sakwami wydaje mi sie z deka ciezko;) W planach mielismy pojscie do ZOO i tak tez uczynilismy:) Czas mijal szybko - za szybko ;) W przesympatycznym towarzystwie Wioli i Asi zajzelismy w paszcze hipopotamowi, czy tez obserwowalismy porzadkujace ogrodek kapucynki:) Tygrysy klapnely w cieniu, niedzwiedz brunatny przeszedl na diete kapusciana (wegetarianska! :D ) a karaluch samobojca zwiedzal zoo bez biletu:P

Ludzie!! Dawać paluszki, jesteśmy głodni!!


nam też żałują paluszków... zaledwie jedna marchewka i co Ty na to koźle??


jeszcze nie teraz, ale juz niedługo za mną zatęsknicie... dobre żarcie i Pacanów czeka!


ja tu zostaję... motylem byłem, jestem i nie chce utyć!


ehhh.... doprawdy nie wiem jak to się stało... jeszcze przed wczoraj jeździłem po górach a dzisiaj co to ma być?!?!


misiek zamknij ten dziób i wstawaj, idziemy robić kebab!


kebab?! a zostawicie mi bułkę, co??


ha, ha, ha weźcie zejdźcie na ziemie i chodźcie się opalać!


i raz i dwa i trzy i trójkącik!
(hymn Zlotu ;D "Szły sobie słonie, zielone słonie... każdy kokardkę miał na ogoonie" ;D )


oj, zachowujecie się jak zwierzęta!! a ludzie?? pfff myślą że ja taki glupi i pozuje jak myśliciel..., tymczasem kiedyś wykorzystam moment i stąd uciekne by zagładzić świat!!!


no to stary, ja się zakamufluję i będę udawać jeżozwierza :P


no to Wy tu obmyślajcie, a ja poleżę i poczekam na jakiegoś tłuściutkiego przedszkolaka, głodny się zrobiłem jak mi o kebabie gadaliście ;D


ehh dajcie spokój... bo jeszcze ta czerwonowłosa to usłyszy, podobno ma coś wspólnego z lwicą i zadaje się z misiem!


the end ;P

Czas naglil, niestety lwa nie bylo nam dane obejzec bo braklo czasu :((
Zatem pozegnania nastal czas. :((

Na dworcu PKP we Wro, kręcili jakieś scenki :)


aktorka podobna do Liszowskiej po lightowaniu gramów i cieniowaniu ;-)



Serdecznie dziekuje za super aktywny wypoczynek, w imieniu niezjedzonej szynki, cebulki, cukru w herbacie i nie wypitej kawy ;-)
DZIEKUJE ZA PAMIEC, I GOSCINE!

ciag dalszy relacji i fotek pozniej:)

Dane wyjazdu:
122.71 km 15.00 km teren
06:40 h 18.41 km/h:
Maks. pr.:34.16 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

WrocLOVE dzien II

Poniedziałek, 8 czerwca 2009 · dodano: 13.06.2009 | Komentarze 6

opisy ukończone patrz -> Zlot forumrowerowe.org oraz WrocLOVE 2009 :)

Czas przejazdu "na oko",

Dzisiaj przed pracą Cześka przejechaliśmy się asfalcikiem w kierunku na Blizanowice, oraz pojeździliśmy sobie wałami.


Kolejnym punktem dzisiejszego dnia była przejaźdżka z Piotrkiem - Młynarzem, z którym również ostatni raz widieliśmy się koopę lat temu! Tak to jest, że tak daleko mieszkam i na wielu imprezach nie bywam prócz bikestatowego bikeorientu :P
Czesiek zatem odholował mnie pod Instytut Niskich Temperatur (tak bynajmniej pisze Piotrek u siebie na blogu ;) ), któregoż to pilnuje Pannica z wielkimi kolanami ze swoim chłopem ;)
a niech będzie chociaż raz od tyłu! :P


Czekajac na Piotrka zakręciłam ze dwie pętelki i spotkałam małego koziołko-jelonka ;D który uciekał przed obiektywem


niestety trudy zlotu, deszcz i moja wysokość zapominalskość zapomniała przesmarować łańcuch, który nieźle to sobie jeździł po ślimaku w uszach ;)
Na szczęscie Piotrek wybawca skołował trochę tego cudownego specyfiku i zabraliśmy się za serwisowanie rowerów ja - smarowanie, a Piotrek regulacje hamulca ;) Troche sobie poeksperymentowaliśmy, ale udało się wykonać obie czynności hehehe uff a ile zachodu przy tym było i moich nowatorskich pomysłów to lepiej nie pytać ;)

Razem z Mlynarzem popędziliśmy zatem w kierunku wyspy Opatowickiej...
a tam... przemiły widok :) również słynne Cześkowe łabędzie :)


widoczek


i tak oto rozmawiając i poginając przed siebie dojechaliśmy do...... Siechnic podobno ;)



Cześki rządzą! :D


kolejna moja durna mina ;P ---------śluza w...???---- (1)


nie ma Mlynarza bez... ;)


pogadaliśmy sobie o wszystkim i o niczym, trochę o stylu życia Wrocławkich studentach (hehe ;D) trochę o wyprawach przed i za - nami i czas szybko mijał w tak sympatycznym towarzystwie :)

na szczęście Piotrek wymyślił świetną traskę w terenie - oj tak, teraz zaspokoiłam mój niedosyt i Wrocław i okolice poznałam ze strony urbanizacyjnej oraz naturalnej ;)


tyle jeździliśmy w terenie, że aż ślimaki zaczęły mylić nasze rowery z podłożem ;)

buhaha nie wiem czy ktoś to zauważył... ale zez tego ślimaka jest genialny ;D


szybki jak błyskawica :)


ŚLUZA W RATOWICACH ;D


piff paff poddajcie się Wrocławianie, zabieram Wam wszystkie ścieżki rowerowe do Bydg. ;) - ratowicki jazz


widoczek z jazzu


się chyba zgapiłam na to co Piotrek robił i fotek dobrych nie porobiłam hehehe



a na cześć Białego Micha rozpierała go energia ;-) ;-) ;-)


spowrotem cisnęliśmy już sobie a to asfalcikiem, a to wałami - naprawdę we Wro są świetne trasy do jeźdżenia - wspominałam już coś o tym? ;)
Niestety podoga coś się już zaczęła psuć...

rozstaliśmy się pod Instytutem i powróciłam do zwiedzania okolic z Cześkiem... :)
niestety po tym ciśnięciu trochę mnie siły opuściły, a raczej wiara w swoje siły, ale w sumie jeszcze było ok i pojeździliśmy sobie jeszcze trochę, np. pojechaliśmy do........


hmmm no gdzie by tu...??



do LEŚNICY! :)


bardzo ladny pałacyk


pokarmiliśmy kaczuchy...


a spowrotem doznałam niesamowitego blokerskiego optymizmu ;-) szczęściarze mieszkają w tych blokach ehhehehe ;D


zbędne błotne gramy


w między czasie do domu zjechały z imprezki Wiola i Asia i popędziliśmy w te pędy żeby mieć jeszcze trochę czasu na pogaduchy ;) I wtedy chyba wyszedł na wierzch mój charakterek - że uparciuch straszny jestem ;-)) no tak to jest, każdy żyje swoim stylem życia i zawsze różnice się uwidoczniają, począwszy od jadłospisu ale taka już kolej rzeczy i da się z tym żyć hehe ;)

Tym razem, jako że kolejny dzień zapowiadał się jako nierowerowy, dane było sobie pospać 10 godzin yeeeahhhh :):):)

Pozdrowienia dla wszystkich i dla Asi za to że mnie jednak ocaliła przed spadnieciem z kanapy ;-) ;-) hehehe było super!

1 część z Piotrkiem ok. 60km, av. ~21-22km/h
2 część z Cześkiem ok 60km. av. ~18-19km/h

Dane wyjazdu:
60.47 km 0.00 km teren
03:55 h 15.44 km/h:
Maks. pr.:51.14 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

GÓRY SOWIE & WrocLOVE

Niedziela, 7 czerwca 2009 · dodano: 07.06.2009 | Komentarze 2

Powrót z gór sowich & jazda po WRO :)
Niedziela - dzisiaj z ekipą zaplanowaliśmy powrót ze zlotu.
Pożegnanie z szaszłykiem, ostatnie miziance w stołówce ;(((


Dość pokaźną grupą udaliśmy się zatem do Wałbrzycha...
Najpierw trzebabyło zjechać ze "ściany płaczu", niektórzy poczuli swąd spalonych tarczówek, a co ja miałam ze sakwami powiedzieć? :P ....avidy dały radę!
nie powiem... z górki jechalo się z sakwami lepiej niż pod górkę hehe :P Roksana mimo kontuzji, dzięki wsparciu chłopaków (którzy holowali się przyssani do jej ramienia ;-)))) ) rzeźniczyła na trasie powrotnej :) Spotkaliśmy na trasie konio-krowę, czyli konia w biało-czarne ciapki, szkoda że nie sfociłam tego wybryku natury ;)
Wałbrzych niestety nie jest urokliwym miastem, zaniedbany, a w pobliżu dworca jedynie zagazowana dymem tytoniowym knajpka z fast-foodami - ochyda! kupiliśmy sobie zatem prowiant w żabce ;P
W pociągu okazało się, że przesiadka Roksany i spółki na którą się czaili może nie wypalić, więc trzeba było wziąć w obroty konduktora o długich siwych włosach, urody pewnego satyryka-kioskarza ;) ale udało się go przekonać o poinformowaniu tamtego pociągu o nas... teraz pozostało nam ślęczenie 2 godziny między przedziałami z rowerami - miodnie!

We Wrocławiu przesiadka, tam też czekał już na mnie Gwiazdor pobytu we Wro czyli Czesiek zwany legendarnie Czesław III ;-)
Pożegnałam się z ekipią i ruszyliśmy na podbój Wrocławia!! :-)

p.s. proszę mnie poprawić jeśli źle opisałam fotki ;-)

na pierwszy ogień przejechaliśmy przez Most Grunwaldzki...


po czym zajechaliśmy pod Halę Stulecia... nowe fontanny :)


a ruch tam jak w Paryżu na wsi!! szok, jaki ten Wrocław zaludniony!! ;)


no to nie będę inna ;)


tuż przy Hali Stulecia znajduje się słynna Iglica - charakterystyczny stalowy słup wysokości 96 metrów ustawiony 3 lipca 1948 ;)


od tej pory Czesiek pozytywnie mnie zaskakiwał i aparat wedle rad po prostu nie był chowany ;) Oj nie byłam przygotowana na takie wrażenia....... :)

Pojechaliśmy zatem miastem nad Odrę - wizytówkę bikestatowych Wrocławian ;) To przecież dzięki Odrze zachwycały nas zdjęcia pięknych mostów, jazzów i zachodów słońca :)



miło widzieć most na własne oczęta :) Most Bartoszowicki - podobno najwęższy we Wrocławiu :)


widok z profilu


śluza


kolejny z najsłynniejszych mostów - Most Milenijny, którym to miałam przyjemność przejeżdżać kilka razy :)


barki...


a teraz uwaga... od tej pory zaczęły się mocne wrażenia :)
Uniwersytet Wrocławski - marzenie każdego Polaka tfu... bikestatowicza ;)


nówka tramwaj i UW


UW again :)


klimaciarskie drzewko przed UW


KLIMACIARSKA BIKERKA!! Studenci wroclawscy to naprawdę wyluzowani ludzie! szkoda że do nas taki styl życia nie doszedł... :(





była miss bikestats, to teraz czas na mystera ;)


wkraczamy na Stary Rynek... powolutkuuu


by zza zakretu dostrzec urok zabytkowych kolorowych kamieniczek - cóż za blask średniowiecza!


dobra fucha nie jest zła :)


prawie jak w Pradze!!!



fontanna

i na tle kamieniczek


dorwałam nawet Krasnala ;) ale czego symbolem jest to nie wiem... ;>


pomnik Aleksandra Fredro


kolejny symbol Wroclawia - Stary Ratusz, którego budowa rozpoczęła się od 1299 roku



wystawa... Wrocław niegdyś...


oj po tylu wrażeniach trzebabyło się orzeźwić ;-)


Ostrów Tumski nad Odrą... niesamowicie romantyczne miejsce... :)




można się napawac takimi widokami wśród zachodzącego słońca...


------------ nie pamiętam----------------


Katedra Św. Jana Chrzciciela to największa ikona miasta Wrocławia widziana prawie z każdego zakątka miasta. Ta gotycka bazylika o wysokości 91 m i długości 68 m jest dotychczas najwyższą budowlą Wrocławia. Przepiękna budowla kryje w swoich wnętrzach wiele znakomitych zabytków, śladów historii: ołtarz, Kaplica Zmartwychstania, płyta nagrobna biskupa wrocławskiego Władysława, figura NMP a Dzieciątkiem, Kaplica Najświętszego Sakramentu, Kaplica Św. Jana Chrzciciela, Kaplica Św. Kazimierza Jagielończyka, Kaplica Mariacka, KapliŚw. Jadwigi Śląskiej, Kaplica Św. Józefa, Kaplica Św. Elżbiety, Kaplica Elektorska.




mnogość atrakcji, oraz ścieżek rowerowych wywarło na mnie ogromne wrażenie... Wroclawianie... jesteście szczęściarzami! Koło północy zakończył się ten piękny dzień a moc atrakcji została przeniesiona na dzień kolejny.

Pragnę podziękować Cześkowi za super wypad! :-)

Dane wyjazdu:
48.11 km 0.00 km teren
04:00 h 12.03 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

I Zlot forumrowerowe.org - Gory Sowie! dzien II

Sobota, 6 czerwca 2009 · dodano: 12.06.2009 | Komentarze 2

Pobudka o godzinie... wczesnoporannej ;) Pierwsza śniadaniowa bułka i dalej spać. Szykowal się przecież całodniowy wypad w góry :) Wstaliśmy na dobre koło 7 godziny, wszamałam mój pudding ryżowy żbunkrowany na specjalną okazję - tak, to ten sprezentowany pod choinkę ;) Całe 640 gram postawiło mnie na nogi i byłam gotowa do odjazdu ;D

Nie śpimy i zwiedzamy okolice - 7 rano :D


allleluuujaaaaaaa świeże górskie powietrze, jakieś 10 stopni - to jest to!!! ]:->


śniadanko :)


koło 10'tej wyjazd na trasę - schronisko Orzeł - kierunek Sowa... dalszy schemat trasy niezapamiętany ;D


Szaszłyk i Xanagaz... szaszlyk towarzyszył nam wszędzie - przy ognisku, przed schroniskiem, w jadalni... fajny kot, chyba nie ma takiej osoby która nie ma z nim zdjęcia ;-)


no to piona! na drogę ;-) //made in szaszłyk ;-)


i polecieliśmy w drogę na szczyt Sowy - Wielka Sowa - 1014,8 m n.p.m.

hmmm chyba pieszym szlakiem nie bałdzo da się jechać ;) ojj ciepło się mi zrobilo ;)


dawamy pod górę... po kamolcach... byli i tacy co bokiem wjeźdżali :)


cicha woda ;)


yeahhh po kilkudziesięciu minutach Wielka Sowa zdobyta!
pamiątkowe zdjęcie


no to lecimy dalej


chwila dla fotoreporterów


na kolejnym punkcie przystankowym rozdzieliliśmy się na dwie grupy. nabijaczy kilometrów i tych turystycznych. wiadomo do jakiej się przyssałam ;) skądś te foty się znalazły ;)

medytacje kto z kim jedzie


my zostajemy na turystycznej :)


humory dopisywały :)




ooo i nawet ja się załapałam ;) foty by xanagaz


tu się fajnie zjeźdżało, cud miód malina!


strumyczki najbardziej kocham w górach, zaraz po kamolkach i trasach rowerowych ;)


strumyczek again


Xanagaz wpadl na super świetny pomysł by zjechać z mało powiedzianej stromej górki... i się udało ;) ale filmik wrzuce później, brawo za odwagę :)

pol-uję ;)



inni tyż polują ;)


rowerowa panorama


później jechaliśmy przez pole, a następnie czekał nas techniczny zjazd po kamolcach... niestety, Kubusiowa doznała urazu nogi, więc musiała zostać odcholowana blachosmrodkiem do schroniska. posiedzieliśmy z nią na transport, mięśniorki się zastoily, pierwsze kilometry po pół godzinnej przerwie to była tragedia, szczególnie pod górę :P
ale daliśmy radę ;)

w oczekiwaniu na ekipę -coś długo nie nadjeżdżali to pstrykałam foty... a ekipa siedziała i zmieniała kapciochy, a Roksana masowała obolałą nogę...


pierwszy kilometr i znowu przystanek ;D


później singel track.... momentami mało przejezdny ;)


i szybki zjazd... (ale tym na foto nie zjeźdżaliśmy ;) ) a na końcu zjazdu.........................



szlaban!!!! niestety, chłopaki troszkę pocisnęli i mimo wszędobylskiego wrzasku "uwaga szlaban!!!" niektórzy zamiast wcisnąć hample jeszcze mnie wyprzedzali :(( niestety, zanim dojechałam, już jeden "zawodnik" leżal pod szlabanem - groźnie to wyglądało - utrata przytomności, ale po kilku chwilach się pozbierał i mogliśmy jechać dalej - na szczęście uff!

pechowy szlaban



tama :)


widok z tamy w dół


na zamek niestety już nie mieliśmy sił jechać :( ale byli i tacy co mieli ochotę... cieniasy asfaltówką pognały do schroniska :P


w drodze do schroniska, wyprzedził mnie biegacz - nasz forumowy kolega z single speedem ;) skasowana przerzutka, hak i coś tam jeszcze hehe pechowiec ;)

w schronisku wzieliśmy cieplutki prysznic, na ognisko nie było już szans gdyż ciągle padało. siedzieliśmy zatem na dole w "restauracji", później było losowanie nagród na którym już wymiękałam i oczy się same zamykały ;) wygrałam... koszule nocną, czyli męską koszulę w rozmiarze M - wystarczy dla mnie hehehe ;D
do północy siedzieliśmy na schodach między 1 a 2 piętrem i rozkręcaliśmy imprezę ;) później przenieśliśmy się na chwilę do naszego pokoju i... poszliśmy spać :) rano przeciez trzebabyło zbierać się na drogę powrotną ;((
ale i tak było super zawadiacko ;D


statów z pulsometra nie będzie... bo zapomnialam je zapisać :-((( k***

kolejne relacje w toku ;-)