Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w kategorii

Zlot BikeStats :-)

Dystans całkowity:715.49 km (w terenie 215.00 km; 30.05%)
Czas w ruchu:35:21
Średnia prędkość:17.92 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:59.62 km i 3h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
82.00 km 50.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

IV Bike Orient - 2010

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 22

Bike Orient 2010

W tym roku baza rajdu BikeOrient przypadła na serce Łodzi czyli Las Łagiewnicki. Jak na rowerowe szaleństwa jest to idealna miejscówka, z dala od zgiełku miejskich ulic, w ciszy szumiących drzew, z klimatem wieczornych koncertów nadętych żab ;-)

mały żabol pod naszym domkiem w Arturówku ;) wypiął się jak świ... żaba.


BikeOrient
--------------------- tradycyjnie stał się mini zlotem BikeStatowiczy. Z sentymentem wspominam pierwszą imprezę I Maraton na Orientację BikeOrient, która rozgrywała się może w mniejszym gronie, ale za to jaki to był klimat szukając punktów w dość pokaźnej, luzackiej grupce :-)
Czasy się zmieniają i tym razem przyszło mi się zmierzyć z trasą samej. Raczej z wyboru - brak formy, która w tym roku poszła się gonić na górki z Nazgulem hehe.
Ale przecież najważniejszy jest "fun" i po to właśnie przyjechałam, odchamić się od codzienności, która przytłacza człowieka natłokiem wydarzeń niekoniecznie pozytywnych. :)
Chwile przed godziną "0", po rozdaniu map wszyscy obierają taktykę na przejechanie trasy. Moje sokole oko dostrzegło fajne rozwiązanie - wyciąć opis punktów kontrolnych a kartkę zminiaturyzować do... samej mapy ;) A co tam, jak szaleć to szaleć, to tylko kartka papieru, pobiegłam do biura po nożyczki i ciachnęłam tu i ówdzie - REWELACJA!!! Przez cały rajd tylko raz zmieniłam położenie mapy w mym "mapniku by agenciara" ;-) Kita na pewno będzie dumny z mojej kreatywności w ściąganiu jego patentu na mapnik ;)
Ale do rzeczy, natłok napięcia w mózgu między neuronami zasugerował iż swoją przygodę zacznę od strony południowej. ;)
Co nieco podpytałam się o co kaman z czerwonym odcinkiem na mapie i mogłam ruszać.



START


W lewo. Leniwym tempem. :) Wszyscy mnie wyprzedzili! Za mną nie ma nikogo :> Myślę sobie że zrobię swoje - 70 km i będzie git, jadę sprawdzić swą samodzielną pracę na orientację w terenie, a nie walczyć z wiatrakami ;)
W okolicach Moskul spotykam 3 rowerzystów. Jadą w przeciwnym kierunku :) Czyżby już zawinęli kilka punktów i jadą po następne? Po chwilowej rozmowie, okazało się, że... zbłądzili :) Uradowana swym pierwszym kunsztem szczęścia w orientacji naprowadziłam ich gdzie jesteśmy i przyznali mi rację :) WOW, potrafię nawigować, jest OK!!! ;-) Rozjechaliśmy się w przeciwne strony i dalej pedałowałam samotnie. W przypływie różnych myśli zmartwiło mnie jedno - brak dętki, łatek, oraz... kasy :-( Nie wiem jak, po co i dlaczego, ale tak się niestety stało, zadka ze złości nie było jak ugryźć więc pozostały pesymistyczne myśli, że na pewno coś odwalę :P Jak się okazało później - słusznie. :-P



21 - "DNO WĄWOZU"

Do punktu 21 - "DNO WĄWOZU" dojechałam przy pomocy czarnego, bardzo fajnego szlaku. Prężnie odliczałam metry na liczniku, a doświadczona III edycją BikeOrient wbiłam się w gąszcz trawy i znalazłam ścieżkę w dół. Wiedziałam, że taki smaczny kąsek jak zarośla, krzaki czy inne dziwne miejsca, będą wizytówką również i tej edycji :-) Bez wahania przemierzyłam kilka metrów, by odnaleźć swój PIERWSZY LAMPION!!! hehehe cóż za radocha :-)
Rozanielona i zdopingowana do odnalezienia kolejnych punktów, wróciłam się na drogę, by powalczyć na kamienistej ścieżce w dół. Jechało się jak nigdy. Dawno nie byłam na takiej "wymagającej szczęścia w ogumieniu" trasie, to też w myślach miałam brak dętki. Po jakiś 100 metrach w dół, słyszę dziwny dźwięk... hmmm... hamuuuuuulce :) Po kolejnych 10'ciu - grzmoty obręczy o kamienie, "no kuuuźwa, koniec..., wracam do bazy z buta i kończę rajd..." Jednak po przejściu kilku metrów, widzę w oddali dwie osoby które napierają z drugiej strony do wąwozu :) Był to zawodnik o numerze startowym 185, który poratował mnie łatką, "niby nic", ale ja jestem za to bardzo wdzięczna i pamiętliwa :-) Zmiana kapciocha w upale trwało zapewne jakieś 20 minut, jeszcze kilka osób pytało czy wszystko ok, ale dętka nie rama, da się uratować ;)


kapcioszek:


Początkowo nie chciałam jechać tą drogą która jest na zdjęciu, ale widząc że wszyscy tamtędy jadą to... ja też będę "wszyscy" ;) Nie był to dobry wybór, bo droga ta się skończyła, i trzeba było pouprawiać kolarstwo górskie z rowerem na głowie by pokonać z 2 metrową - stromą!!!- skarpę. Ale lepsze to, niż wracanie do bazy na kapciochu na co sobie zasłużyłam tego dnia. :P:P:P

25 - "DAWNA ŻWIROWNIA"


Kolejny punkt - 25 - "DAWNA ŻWIROWNIA"nawigacyjnie ponownie bez żadnego problemu :) Fajne łąkowe tereny, tylko te niebieskie kwiatki na dnie żwirowni... brrr jak tam brzęczały osy ;)

20 - "SZCZYT WZNIESIENIA"


Wróciłam na czarny szlak, przy pomocy którego się poruszałam i poleciałam na "SZCZYT WZNIESIENIA" w Jaroszkach - czyli PK 20. Kolejny bez zajęknięcia, a na nim z ukrycia czaił się "owca" z PGR'u z aparatem który czaił się kiedy dokumentowałam widok ;)


Ruszając na punkt 26, nie oparłam się pokusie o zahaczenie o starą chatę z ok. 1900 roku. Bardzo żałowałam, że nie wzięłam swojej wielkiej kolubryny, byłyby świetne zdjęcia.

Ponad 100-letnia chata w całości:


i z michem ;)


bardzo podobał mi się kamień który stoi tam na schodach - nie wie ktoś może jak się on nazywa? mam taki sam, ale zielony no i znacznie mniejszych gabarytów...


26 - "SKRZYŻOWANIE PRZECINEK"


Czarny szlak prowadził również w kierunku punktu 26'stego, ukrytego w lesie - a jest nim "SKRZYŻOWANIE PRZECINEK" Po wyjeździe spod chaty, przywitał mnie czarny booooorek, który mnie dobrze obszczekał ;)

Żeby nie było za szybko znowu miło, musiałam urządzić sobie skróty prosto przez las. Chciałam się poczuć jak rasowy orientator, rzeźnik, wycinak, a skończyło się na tym, że grzęzłam w błocie i szłam z buta po lesie ;P Tak to jest, jak się chce zaoszczędzić 200 metrów ;) Nawyzywałam się na mój wybór co niemiara, ale szybko ukazująca się leśna droga z czarnym szlakiem uspokoiła moje nerwy :P Nawigacyjnie odnalazłam się bardzo szybko, jak również szybko znalazłam punkt.

19 - "PUNKT ŻYWIENIOWY" LEŚNICZÓWKA


Czarnym szlakiem postanowiłam również skierować się do szosy 708. 200 metrów pojechałam prosto za daleko i nawrotka, szlak skręca w prawo wzdłuż skraju lasu :) Tutaj już walczyłam o to, aby dostać się do 13'stej do bufetu, bo inaczej będzie ze mną źle... Jadąc tą polną drogą, na prostej widzę Jacka - wylegującego się na brzegu drogi. Pierwsze co mi przeszło na myśl, to że pewnie zobaczę zaraz dużo krwi ;P Dojeżdżam i patrzę że nogi całe, o, i nawet jeszcze żyje :)))))) Dzięki informacjom o rzeźniczym odcinku specjalnym, spontanicznie i kategorycznie odbieram sobie tę frajdę zdobycia go :) Nie mam czasu, sił na ceregiele a co najważniejsze kasy żeby odbudować po nim stracone zapasy (hmm jakie zapasy ;D) energii ;P
Dojeżdżam do asfaltówki i widzę... korek ;/ Remont drogi z ruchem wahadłowym. Dojeżdżam do początku i zamiast wlepiać gały w mapę, urządzam sobie jakąś ani to interesującą pogawędkę ze starym dziadem na temat tych zawodów. Żałuję!!!! Żałuję, bo nie przeanalizowałam miejsca w którym jestem, a miałam tyle czasu. Nim się skapnęłam że jestem za daleko minęły dobre 3 kilometry. Leśniczówki szukałam w okolicach młyna wodnego w Jabłonowie :-(

Nim się skapnęłam, że młyn a leśniczówka to dwa różne miejsca trochę czasu minęło :P:P


Zdegustowana biegiem czasu, a gdybym była o drogę wcześniej zdążyłabym na bufet, postanowiłam zrobić sobie przerwę pod młynem i coś przekąsić.


Miło się siedziało, z analizy trasy wynikało ze jeszcze jakieś ~40km do mety. A tak dobrze się siedziało ;) Minęły pewnie jakieś 20 minut i poruszając się zielonym szlakiem spróbowałam poszukać bufetu, a nóż lampion jeszcze tam wisi ;) Przed dojazdem do bufetu, widzę leśniczówkę, oraz ekipę dzięki której wcześniej nie musiałam iść z buta do mety ;) teraz to oni dobrze znawigowali punkt, a był 100 metrów ode mnie :D Bufet jeszcze na szczęście czynny :) Można było zjeść pysznego arbuza i uzupełnić bidony, czyli wielka mila niespodzianka po godzinach "zamknięcia" bufetu :)

22 - OBNIŻENIE TERENU


Z bufetu popędziłam do Dąbrówki Dużej na punkt nr 22 "OBNIŻENIE TERENU". Polnymi skrótami, przez szosę 708, oraz idealnie łąką prowadzącą do punktu. Poszukiwania punktu rozpoczęłam trochę za wcześnie, opuszczając mojego rumaka i szukając czegoś na łące (sama nie wiem czego ;D). Zmylił mnie po prostu opis punktu. Ale wsiadając z powrotem na rower i jadąc kawałek dalej, na punkt wpadam "na czuja". Zastanawiam się którędy dalej jechać i postanawiam cofnąć się kilka metrów, by ponownie na czuja jechać jakimikolwiek drogami. Drogi niestety w tych okolicach nie łączyły się ze sobą, toteż niejednokrotnie zdarza mi się iść z rowerem przez lasek czy łączkę, by znaleźć ścieżkę do lasu. Łatwo docieram do czarnego szlaku i kieruję się do Starych Skoszew. Mijam rzeczkę Moszczenicę, nie wiem dlaczego, ale skądś ją już kojarzę?? Jadąc zastanawiam się i ciągle nie wiem skąd.

23 - CMENTARZ EWANGELICKI

Docierając w okolice punktu 23 wypatruję cmentarzu. Po prawej gospodarstwa, a po lewej... łąki, zboża, i w oddali las. Dojeżdżam do kończącego moją asfaltówkę zielonego szlaku więc coś jest nie tak, zawracam do jednej intrygującej drogi, która zgadzała się ze wskazaniami licznika, ale... cmentarza brak! Cholera, czy ja wylądowałam po drugiej stronie Bałtyku czy też może organizatorzy coś pomylili bo ja cmentarza nie widzę? ;) Cofam się do drogi i pytam się kobity na działce, gdzie jest cmentarz. Mówi, że muszę się kierować w stronę kościoła :D:D:D:D, ale mnie się to nie zgadza absolutnie, cmentarz ewangelicki to na pewno są jakieś pamiątkowe nagrobki i stwierdzam że gdzieś tu być musi! Inna miejscowa kobita, wskazuje mi ścieżkę skąd dopiero co wróciłam. Dziękuję i wlepiam ślepia jeszcze raz w mapę. Droga - jest. Zabudowanie - jest. Kępa drzew - jest. Wjeżdżam 2 raz w to samo miejsce. Cmentarza oczo-j...ego - brak ;-) Lampion w chaszczach - jest ;-) fantazja Organizatorów BikeOrientu = poziom 100. 1:0 dla Was. ;-) Faktycznie, resztki resztek cmentarza ewangelickiego uchowały się zarośnięte chaszczami. To był naprawdę "mocny" punkt jeśli chodzi o łatwość jego zdobycia kontrastującym z obrazem tworzącym się w głowie na myśl o cmentarzu ewangelickim. Człowiek szukał choć części obrazu cmentarzu, podczas gdy z cmentarza zostało tyle co nic. To się nazywa mylne nawigowanie się obrazem myśli, które będąc faktycznie sprzeczne z tym co jest w rzeczywistości, potrafią spartaczyć idealną nawigację położenia w przestrzeni oparte na poprawnych żmudnych przeliczeniach wg licznika. :D:D I na tym właśnie "żerują" :D Organizatorzy BO :D Tam gdzie racjonalne myślenie nie sięga, tam na pewno jest punkt ;-) Nie mylić z racjonalnymi wskazaniami licznika, bo tylko takimi jego wskazaniom, jak ktoś jeszcze nie traci nadziei ma szanse zdobyć punkt ;-) hihihi :-)
Zdobycie cmentarza ewangelickiego na tyle mnie rozbawiło, że miałam ochotę wyboksować, zmieszać z błotem i wygilgać strusim piórem tego, kto obmyślił ten punkt naraz :-P

27 - SKRZYŻOWANIE ŚCIEŻKI ZE STRUMIENIEM


Ostatnie dwa punkty, 27 oraz 24 przysporzyły mi najwięcej problemów. Być może zmęczenie materiału, a być może trochę szczęścia zabrakło przy ich zdobywaniu.
Punkt 27 zdobywam po niesamowitej kombinacji alpejskiej. Mimo chęci zdobywania go terenem, celowym wspinaniu się 200metrów n.p.m. w lesie i na singletrackach, nie udało mi się go zdobyć.

Kilkukrotnie przekraczałam strumyk.



Wreszcie znajduję "skrzyżowanie ścieżki ze strumieniem" który faktycznie nie jest tym które powinno być. ;-) ("ścieżka" 50 metrów nad strumykiem z mostkiem z poprzecznych żeliwnych prętów.) Jestem zdecydowanie za blisko. Słysząc odgłosy z szosy, kieruję się w jej kierunku. Odnajduję się w Starym Imielniku. Obieram taktykę zdobycia punktu od dróg na przeciwko przydrożnych kapliczek (na mapie w postaci krzyży). Pisząc relację dostrzegam, że w drogę przy "krzyżu" który stał bliżej na wschód w ogóle nie powinnam wjeżdżać - bo nie ma tam drogi tylko zabudowanie. :-) Albo było to ewidentne ewakuowanie się z mózgu szarych komórek na leżaczki pod parasoleczki z drinkami przyklejone na moim kasku ;), albo myślałam, że jest to już ten "krzyż" od strony zachodniej. Nie pamiętam, ale prawdopodobnie ta druga wersja, bo żadnych leżaczków na kasku nie stwierdziłam ;-) Nie mniej jednak, skręcając w południową drogę od drugiego "krzyża" nieoczekiwanie napotykam na przydomowy ogródek, oraz brak ścieżki. Więc się wycofałam. :-[
Dużo czasu na tym straciłam, wreszcie decyduję się na 4!!! szansę i zdobywam punkt wstępnie kierując się zielonym szlakiem doprowadzający mnie niemalże do samego punktu. I to był wreszcie dobry strzał :-) Punkt bardzo pięknie usytuowany, nad strumykiem :-)

Wreszcie jest!!! :-)



24 - DNO WĄWOZU


Wszelkich wielbicieli mojej samotnej orientacji informuję już na wstępie, że punktu 24 nie udało mi się odnaleźć. Wąwóz - tak, - PK - nie. Próbowałam go zdobyć i od strony północnej i od zachodniej, krążyłam przy gospodarstwie w lesie, byłam w wąwozie gdzie poparzyły mnie pokrzywy i oset, napotkałam boisko z dwoma białymi bramkami, napotkałam jakieś letniskowe miejsce na biwak, napotkałam pole paintball'owe - zobaczyłam wszystko co jest do zobaczenia w tym małym zadupiu na pewno w obrębie max 200 metrów tylko nie lamion :D Z rozmów z Pawłem wynika, iż lampion był tuż za boiskiem. :-(
Zrezygnowana i opuszczona z sił witalnych wspinam się na punkt widokowy. Jest pięknie, aczkolwiek... czegoś brakowało. Patrzę na mapę i rozmyślam o powrocie do mety. Droga wielkimi płytami dłużyła się, a kark już swoje nawalał, odzwyczajony od długodystansowej jazdy na rowerze o ile 82 km można tym nazwać hehe :-P

Do mety docieram nie na skróty ;) Bo ulicą :P Mam dość już terenu tego dnia. Na mecie próbują mnie zachęcić jeszcze do drugiego etapu, jednak krzyczy we mnie mały głód i wali pięściami w brzuch :P.

META :-)

Niestety w bufecie brak wegetariańskich przysmaków... :-P Klucze od domku "posiadł w posiadanie" przecinak Jacek, a po nim ani widu ani słychu, rzeźniczy gdzieś na trasie. Lipa. Do wieczora raczę się tylko pieczonym chlebkiem na ognisku. Ostatni taki pyszny chleb jadłam na zlocie Owczarków Niemieckich więc pocieszam się tym, że mam wyjątkową okazję na upieczenie sobie go w zamian za niedogodności dzisiejszego dnia ;-) Piekąc chlebek i rozmawiając z Rymo (pozdrowerek ;) ) powolutku zjeżdżają się BikeOrientowicze. Jest mi zimno ;-P Bluza też jest w domku. Ogrzewam się przy ognisku i nie odstępuję swego ciepłego miejsca pod pretekstem pieczenia kiełbasek dla BikeStatowiczy :-) Jak co roku, zwyciężamy ;) jako najliczniejszy TEAM. Losuję również upominek w postaci pompajki. Hmmm... szkoda ze nie wylosowałam kilograma dętek i łatek na kolejne 25 edycji BO które zostawiłabym w bazie rajdu na wieczne czasy mego roztargnienia :D, no ale polakowi nigdy się nie dogodzi ;) Po teletomboli, dowiaduję się od pewnego BikeStatowicza że mój pies potrafi jeździć na hulajnodze ;-)
Abstrachując od bikeorientowego tematu, ta mała kudłata hulaj-dusza to główny winowajca mojej formy... nic tylko tuptanie tuptanie i tuptanie, piłeczek rzucanie :P Jeszcze z pół roku posłuszeństwa do wyrośnięcia Niuńka i mam nadzieję że będziemy stopniowo i pomału jeździć bo kolejnej takiej wtopy na BO nie chcę zaliczyć ;) Myślę też nad trasą w przyszłym roku rower + pieszo z psem ;) (wersja dla Bikestatowicza: pies na hulajnodze:D )



Podsumowując, jak co roku, czwartego już roku - impreza BikeOrient stworzona została z pasją. :-) Zarówno od strony "papierkowej" jak i od tej rowerowej. To właśnie dla takiego klimatu, człowiek zrywa się z sobotniej roboty. Miałam wybór - BikeOrient - Dog Trekking - KujawiaOrient. O zgrozo wszystkie imprezy organizowane są w sobotę i kultywując tradycję jak magnes zostałam przyciągnięta na BO. Hmmm przyciągnięta to mało powiedziane, przecież zarezerwowałam sobie tę sobotę 364 dni temu ;-)
Dziękuję wszystkim za udaną edycję. Jesteście W-I-E-L-C-Y. Podziwiam i szanuję za to co robicie. :-) Oby tak dalej!

/Agnieszka.

Dane wyjazdu:
86.19 km 35.00 km teren
04:35 h 18.81 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

tama, rezerwat żubrów,

Niedziela, 22 czerwca 2008 · dodano: 24.06.2008 | Komentarze 0

tama, rezerwat żubrów, niebieskie źródła, itd itd itd ;)
max sp. 41,38

Dane wyjazdu:
113.23 km 60.00 km teren
06:02 h 18.77 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Bike Orient - wielkie starcie II

Sobota, 21 czerwca 2008 · dodano: 24.06.2008 | Komentarze 12

Bike Orient - wielkie starcie II

Po udanej wieczornej impresce czas wstawać. Pogoda i to samo co sprzed roku skwilenie skowronka zachęcało do ruszenia tyłka...
No niestety, ja nigdy nie mogę dospać do tej 8'mej chociażbym chciała...
fakt faktem, mogłabym porobić w tym czasie coś pożytecznego
Trochę się pokrzątaliśmy, uszykowaliśmy potrzebny na trasę asortyment i całą ekipą ruszyliśmy do Wolborza, po drodze fotografując siebie nawzajem ;P

Najfajniejszy zawsze jest wjazd na miejsce startu, masa rowerzystów i samochodów, lubię ten kociołek.
Udaliśmy się po numerki, Łukaszowi oddaliśmy na przechowanie nasze koszulki i przyszła pora na start.
Ustawiłam się mocno z przodu, bo z doświadczenia wiem, że kiedy ustawię się gdzieś z tyłu, kto inny będzie na tyle mądry że ustawi się z przodu :P
Ruszyliśmy... czekałam aż ktoś z BikeStatowiczy mnie przegoni, długo długo nie było nikogo, aż zjawił się Tomek - Flash z Krzyśkiem - Kitą... za drogą nr 8 chwile posiedziałam im na kole, ale nie dotrzymałam im długo tempa... postanowiłam, że jeśli nie znajdzie się spontanicznie nikt do pary, grupy itd, to zmierzę się sama z mapą :P A co ;)
Siedząc na kole to jednej osobie, to drugiej, dojechałam na PK8. Tam, wszyscy zebraliśmy się w jedną grupę i pod przewodnictwem Kitek, Fleszy i Pixonów daliśmy się ponieść fantazji i rozjeździliśmy runo w niewiadomo jakim lesie ;) Chyba wyścig po ścieżkach obrośniętych jeżynami i gdzieniegdzie obsypanymi grubymi kijami należał do najekstremalniejszych rzeczy na trasie(nie wliczając piachów w późńiejszym etapie) na trasie :P Na koniec wylądowaliśmy na ścieżce w zbożu.... ukhm..... no nawet nie było tak źle, bo za chwile znaleźliśmy szosę (ale nie pamiętam za bardzo dokąd prowadziła).
Później całą grupką udaliśy się na PK2... tutaj już niestety tempo wybitnie mi się nie podobało i co rusz traciłam pozycje do lidera.... aż w końcu zgubiłam towarzyszy i pedaliłam sama, ale okazało się że nie tylko mnie zgubili, bo również brata siostry która leciała w tamtym peletonie (yyy zakręciłąm sie :P);) :P Przy hotelu w Bronisławowie Małym dołączyła pełna werwy i energii Asica - yeahh tego nam było trzeba, świeżego mięska!!!! ;)
No i tutaj zaczął się drugi hardcorowy element naszej trasy - mianowicie - ok. 1-1,5 godzinna szukanina PK2 po piachu :P
Wylądowaliśmy nawet w Borkowicach Mokrych - bardzo miła miejscowośc ;)
Ok godziny 13 (może wcześniej, a może i nawet późńiej :P) zameldowaliśmy się wreszcie na PK2!!!!!!!!!!! Zmęczeni, nieco rozczarowani, ale szczęśliwi że znaleźlismy ten najbardziej UPIERDLIWY PUNKT :P tyle piachu w butach to ja nie miałam nawet bawiąc się xx lat temu w piaskownicy :P
Zrobiliśmy sobie mały popas i co się okazało..... zjechał Tomek - Flash, informując nas że to również jego drugi punkt - hehehehe no to nie byliśmy sami z taką ilością PK hurraaaa ;)
Obknuliśmy wstępny plan na kolejne zdobywanie PK i po piachach ruszyliśmy przed siebie, oj...... wreszcie koniec piachów!! Byliśmy już nieco zagotowani w sobie i na zewnątrz też, dlatego poszukaliśmy sklepu z zimnymi napojami.
W drodze postanowiliśmy jednogłośnie po długich dyskusjach że rezygnujemy z 9'tki i 1'ki, która są daleko oddalone i spróbujemy zdobyć pięć północno-wschodnich punktów. Tak też zrobiliśmy, pod osłoną Asicy ruszyliśmy przez Smardzewice na 10'tkę, późńiej 7'kę, 3'kę 6'kę... chyba 4 ominęliśmy. Asia z Kolegą dogadywali się świetnie przez co dużo nie błądziliśmy.
Najciekawszym PK, okazał się jaz na strumieniu, gdzie nasza ASIA > ASICA > JAHOO81 > popisała się zdolnościami takimi jak:
-ODWAGA
-RÓWNOWAGA
-ODWAGA
-OPANOWANIE
-ODWAGA
-AKROBACJA
przechodząc przez ten jaz by podbić nasze karteczki. [B]BRAWO ASICA!!!!!!!!

Mnie na samą myśl serducho kołatało, a aparat robiący Asi zdjęcia trząsł się galaretka Gellwe :P
Widać było na twarzy Asicy zadowolenie, cieszę się że jej się tak podobało :)
Niewątpliwie okolice PK3 były naprawde urocze.....


Nie wiem w jakiej kolejności ruszyłyśmy na 10'tkę, ale wiem że było tam naprawdę sympatycznie i spędziliśmy troszkę więcej czasu....
no i zachciało nam się penetrować ciemne i zimne groty schronu :) Niestety lampka Asicy nie dawała rady :( ale wrażenia i tak bezcenne!! Nie wyobrażam sobie być tam po zmroku, lub nawet i o świcie, gdyż nawet w dzień było tam mroczno, strasznie i tajemniczo...... :)
dalszej kolejności PK nie potrafię sobie przypomnieć, ale wiem że 5'tkę sobie odpuściliśmy. z 1,5 godziny w zapasie ruszyliśmy w stronę Wolborza, gdzie szacowaliśmy że powinniśmy się do 18'stej wygimnastykować i zdążyć....
Po takim dystansie nastąpiło niestety już zmęczenie materiału, mianowicie kolano Asicy odmawiało posłuszeństwa, a Kolegę (nie pamiętam niestety imienia) dopadł jakiś kryzys. Nic dziwnego, Asia napierała przez 90% trasy przodem, prowadząc nas! Należała jej się nie jedna kiełborka za to, niestety przysługiwała mi na mecie tylko jedna ale zawsze coś hehe ;)
Wspólnie postanowiliśmy, że nie zostawimy Kolegi samego i jakoś go podholujemy. Udało się, na skrzyżowaniu z krajową 8'ką spotkałyśmy "konkurencje" i oczywiście w oczekiwaniu na zielone ściema - "jeesuuu już nie mogę......." heheh zielone, pomarańczowe - FRRRRRRRRRUUUUUUUUUUUU przed siebie, Asica zapuściła taką strzałkę jakiej świat nie widział ;) Coraz bardziej dokręcała, coraz silniej, coraz mocniej, myślałam momentami że jej nie utrzymam tempa, ale nie dałam się, przecież do mety już tak blisko a za nami rywalki..... już koniec, już ostatni zakręt, szeroki łuk.... biurko zawodów, oddajemy kartki...... łi ar de czempions :)
dołączyliśmy do oczekującej ekipy BikeStatowiczy, zmordowane ostatnimi kilometrami trasy, ale szczęśliwe :)
Pragnę w tym miejscu podziękować za zdolności orientacyjne i fizyczne Asicy, to był bardzo dobry rajd :)
późńiej dekoracja... w tym roku nie daliśmy się PGR i wystawiliśmy najliczniejszy Team na BO :P nie wiem po co to pisze bo każdy to wie, ale jakoś tak mi się napisało.
Wieczorem after party..... ale już nie tak długie jak dnia poprzedniego (w sumie i dzisiejszego poranka) hahaha

Generalnie piękny rajd. Jak tradycja nakazała, okolice Jeziora Sulejowskiego okazały się świetnymi terenami do jazdy i żeby nie było - do chodzenia też :P
Dziękuję Organizatorom, Sędziom z PK i Uczestnikom oraz wszystkim którzy przyczynili się do powstania tak wspaniałych, luzackich a zarazem emocjonujących zawodów. :)
Do zobaczenia za ROK! :)
v.max na finishu z(a) Asicą 43,4 ;)

Dane wyjazdu:
35.71 km 0.00 km teren
01:53 h 18.96 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Ostatni dzień ZLOTU :)

Czwartek, 16 sierpnia 2007 · dodano: 16.08.2007 | Komentarze 4

Ostatni dzień ZLOTU :)

Dzisiaj po Pogoriach z Moniką... Zawsze chciałam zobaczyć to miejsce
:) Takie małe zacisze w środku wielkiego miasta 'z kominami'.....







Spowrotem do domku po plecak, zjadłyśmy pyszne lody itd...... no i niestety wszystko co dobre szybko się kończy, nadjechał mój ciapąg i trzebabyło rozpocząć podróż do domu.....

A tak ciapąguje się ze mną mój Przyjaciel.....


Poczatkowo nei chcialam go rozkladac, ale jakis pedałowany konduktorek się do mnie doczepił, obudził mnie i w ogole sie darł że ludzie na korytarzu stoja i ze mam wykupic przedzial ;D no ciekawe.... zadnych ludzi nie widzialam ;D i jak go rozłożyłam nikt sie nie dosiadł, bo nikt nie przechodził heh co za matoł ;P Ja rozumiem 'pouczenie' ale krzykiem nikt do mnie sie zwracac nie bedzie ;p


Mimo 8 godzin jazdy, było przesympatycznie, bo miałam o czym myśleć :)
W dodatko ostatnie dwie godziny zlecialy bardzo mile, dosiadl sie pewien Kolega, porozmawialismy o rowerkach bo tez sie interesuje :) A chwile później dosiadła się pewna Pani...... która również uwielbia sport..... i mam nadzieję że się Pani do Nas odezwie :)

JESZCZE RAZ WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ ZA WŁOŻENIE 'SIEBIE' W TEN ZLOT :)





aaaa czekam na zdjęcia z Waszych aparatów :)

Dąbrowa Górnicza - Pogorie - Bydgoszcz Wschód - Dom

Dane wyjazdu:
45.04 km 0.00 km teren
02:43 h 16.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Równica - zlot cz. VI

Środa, 15 sierpnia 2007 · dodano: 15.08.2007 | Komentarze 9

Równica - zlot cz. VI

Dzisiaj zaplanowany wjazd na Równice :)


Na dzien dobry mały lans po miescie ;) Jak sie pozniej okazalo mielismy duzy zapas czasu i nigdzie nie trzebabylo sie spieszyc....

Pod stopami nurt znajomej mi rzeki..... no to może na spływ kajakowy Ustroń - Bydgoszcz?
Ostatnia fotka sprzed wjazdu na Równicę – 8:38



Poszło poprostu PIęKNIE!! Za jednym zamachem :) ok 38 minut, tetno 164-169 zeby sie nie przemeczac :) av ok 8km/h

Pierwsza fotka na Równicy już o 9:28 :)



Wtedy nie byłam świadoma że byłam już u celu... po sfoceniu, pognałam jak piorun dalej i wyżej, wyżejjjjj...... :)


po kamyczkach w górę, małe dwie podpory nogą i wpiełam się na samą górę, odnajdując żółty szlak w... dół.....
i chwila przemyślenia.... czy na pewno dobrze jadę?:> a gdzie ekipa!! zaczęłam analizować sytuacje i stwierdziłam że na pewno Równice już dawno zdobylam.... tak tak to pewnie był ten asfalt na którym fociłam:)
jeżdżając w dół zaczepiła mnie pewna niezwykła rodzinka...."Dziewczyno czeko na Ciebio, tam na dola, a podobno Ty komorko nie mos" :D

Tutaj już na Równicy, z widokiem na wczorajszą zdobytą Czantorię.....


Nie mogłam się oprzeć pokusie toru saneczkowego :)



Niestety niedługo trzebabyło już się zbierać......

Moje serduszko było zniesmaczone powrotem i postanowiło tak oto uczcić WYJAZD z Ustronia Zdrój ;D


A Monika skorzystała z okazji i przedstawiła dokładny opis moich uczuć ;D


Chwile później znęcałam się nad robalkiem...... który pozował w kształcie........... ;) czas opuszczać piękne góry.....



JEST PIęKNIE!!!!!!!!!

puls [od poczatku wycieczki + wjazd na Rownice] time 1:10
av 161
max - ? ok 178 [303 lol spiecie w inkubatorze ;) ]
2
16
79


Dane wyjazdu:
56.44 km 0.00 km teren
04:01 h 14.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zlot BikeStatowiczy cz. V [dwu-osobowy squad BS] :)

Wtorek, 14 sierpnia 2007 · dodano: 14.08.2007 | Komentarze 9

Zlot BikeStatowiczy cz. V [dwu-osobowy squad BS] :)
Z uwagi na to iż jest to mój pierwszy wypad w góry, proszę się nie denerwować wyższością koloru różowego nad zielenią ;)

Drrrrrrrrrrrrrrrrr :D Rozbrzmiewał dźwięk budzika Moniki komórki, już koło 8 rano :) No to czeka nas cały dzień przygód...... za cel obieramy [obalamy :D ] CZANTORIę!


Asfaltowy podjazd był tylko pikusiem..... najcięższe dopiero przed nami :)


Chwila odpoczynku ;) uzupełnienie płynów w organiźmie itd.... W sumie wlasnie tak sobie wyobrazalam gory........


.......... i to co zobaczyłam chwilę później przerosło moje najśmielsze oczekiwania :D "Że co??!!??!! Mamy tam wjechać?!?!?!?! :o " :D

Big kamienisty, stromy podjazd, to jedna z wielu atrakcji turystycznych na szlaku :) W pewnym momencie dopadła mnie mała 'niemoc', irytacja że NIE POTRAFIę sobie z tym poradzic ;P No nie szło mi - z nizin pochodzę, to ruszać na takich podjazdach i utrzymać się na nich najlepiej nie potrafię :P
Na zdjęciu...... MISTRZYNI GóRSKICH SZLAKóW!!!!!!!!! KOSMACZ OGNIAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :-)



Ale....... moje po chwili moje trudy ze sobą, tachaniem rowera i siebie pod górę odwdzięczone zostały takim o to widokiem......



Fotek nastrzaskaliśmy masę!!!!!!!!!!! to tylko niektóre z nich, ale nic nie odda tego co tam przezylysmy :)

Jeszcze mały trawiasty podjazd....... i po chwili...... MAłA CZANTORIA ZDOBYTA!!! Cudowny widok, piękna chwila...... ajjjjj...... :) ;* :D


Ani myślę opuszczać to miejsce :) Mój punkt widokowy...


Po małym odpoczynku trzebabyło ruszyć się w dalszą trasę... Czekał nasz zjazd...... WYDYGAłAM!! :D Ale było PIęKNIE, MóWIę WAM, CUDOWNIEEEE!!!!!!!!!!!!! :p



Opuszczona chatka na łące.....



HA! I kto to teraz będzie sprzątać po zlocie????? Oj nabroiliście Kochani nabroliście :D:D:D:D:D




W górę, w górę..., wszyscy ,wszyscy..., razem, razem,..... JAZDAAA :D Eeeeeee po co, lepiej się patrzy :D


No ok, koniec gapienia się, trzeba się wziąć do roboty ;)



:)



Czantoria jest nasza!!!!!!!!!!!!!!!!! :)





I spotkalismy funfla :)


Z punktu widokowego.......... Czyż nie pięknie....... Nigdy tego nie zapomnę!! Pejzaż przepiękny, błękitne niebo i zielone drzewa... takie inne niż te u nas w Bydgoszczy :)



A Monika podziwiała widoki..... z dołu ;)



panorama



GRZECZNE PANNY :D pffffffff znudziły nam się nasze rumaki, a że jesteśmy lwice w tym samym dniu urodzone, to postanowiłyśmy zjednoczyc nasze siły.... dobry pomysł co? ;))) :D


MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE :)



razem z nowymi kumpelami :) meeeeeee :D


a praca wre....... i szkoda ze nie natrafilismy na slad chaty Małysza ;P


... a obok taki piękny potok...... CUDOWNY!


widziałam oooorła cień ;D mini wodospad niagara ;D


<zakochana>


przyleciały za nami z Pogorii ;D


no to kto zgadnie co to jest;> łabędź, kaczka czy kurak :P


Ja nic nie mowilam, ale ten widok byl olśniewający i.... ta sciezka za tym stawikiem.... mialam ochotę się tam wdrapać!! ;D i jeszcze się kiedyś wdrapie!!


lans ;) podobała mi się ta chatka za mną.....


hehehe znowu coś popsułam ;D nie trafimy do domu! :P


mmmrrrrrrrrraaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu :)


wreszcie mogłam umyć nogi ;) heheh u stóp Wisły :) teraz ten brud pewnie jest w połowie do Bydgoszczy ;)


a wieczorem...... ;D no zobaczcie gdzie jest piłeczka, no przecież to na pewno ja wygrałam 3:0 co nie!! ;D nie słuchajcie Moniki, że jest w tym mistrzem, nie do pokonania, bo kłamczuszka ;D
NA FOTCE...... inwalids team ;D


PODZIęKOWANIA DLA MONIKI. BARDZO SIę CIESZę, żE MIALAM OKAZJE POJECHAć W GóRY.... DZIęKUJę MONICE ZA WSZYSTKO, ZA ZORGANIZOWANIE TRASY, DNI I GODZIN ZA CZUWANIE NAD BEZPIECZEńSTWEM MłODZIEżY HEHEHEH ;)) OK GłUPI żART ;))) ;ppp ZAAAA CENNE WSKAZóWKI NA TRASIE I ZNOSZENIE BABSKICH HUMOROW HEHEHE


puls
time 2:52 [mhm czasami zapomnialo mi sie wlaczyc start]
av 151
max 188
16
33
47


Dane wyjazdu:
60.43 km 0.00 km teren
04:18 h 14.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zlot BikeStatowiczy cz. IV [dwu-osobowy] ;)

Poniedziałek, 13 sierpnia 2007 · dodano: 13.08.2007 | Komentarze 4

Zlot BikeStatowiczy cz. IV [dwu-osobowy] ;)


Góry, góry - nasze góry :)
Nadszedł ten dzień....... :) Majac dziesiatki lat na karku dane mi było ujżeć i ujechać góry :)

Ojjjjjjjjjj fantastyczne przeżycie :D:D:D
Na poczatku było nam troszkę tęsko do ekipy z którą balowaliśmy, wszyscy nas opuścili, a jak wiadomo najdłużej gosciła u Moniki najsłynniejsza i najbardziej rowerowszo rowerowa rodzinka Wioli i Cześka :) :)

Ahhh pogoda nas rano nie rozpieszczała :) Było mokro i zimno...... podjechałyśmy na miasto pozałatwiać kilka spraw i zadecydowałyśmy [w sumie juz nieco wczesniej] że w taką pogodę rowerami w góry nie zajedziemy. Wpakowałyśmy się do ciapągu, dołączył w miedzy czasie do nas kolega Moniki. W ciapągu widoki niesamowite, aż dech zapierało :)

Wsiąść do ciapagu, [nie] byle jakiego........ :)



Jesteśmy jeżdżącą reklamą serwisu ;)) Ale za to jakiego! :) HA!



Witamy w Ustroniu Zdroju :D Czeka nas......... wyśmienita zabawa :D:D:D:D jepppaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa :D



Czas na małe conieco :) Na obiadek skosztowałyśmy pizzę, coniektórzy z dodatkiem bumbelków ;) Wieczorem szykował się objazd okolicy:)
Coś dla koneserów zamulaczy ;) |Advocat? A moze Cherry Brandt z widokiem na góry? ;>


Hmmmm....... wyśmienite towarzystwo ;))


W drodze do Wisły....... :) Onieśmielał mnie ten widok gór, miałam tak wielką ochotę się na nie wdrapać..... a trzeba było czekać na kolejny dzień :)


1743
Piękne centrum Wisły o zmroku............... sklepy z pamiątkami, pizzernie, lody...... wakacyjny klimat!!!!! :) Lepiej niż nad morzem! :P



Pani z wielkimi....... rybkami ;)))


Gdzieś koło 23 poszliśmy spać, bo na drugi dzień wypadałoby w miarę wcześnie wstac :)


















Dane wyjazdu:
16.57 km 0.00 km teren
00:50 h 19.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zlot BikeStatowiczy cz. III :)

Niedziela, 12 sierpnia 2007 · dodano: 12.08.2007 | Komentarze 3

Zlot BikeStatowiczy cz. III :)

Od rana pożegnania ze wspaniałą ekipą...... nie lubie pozegnan...... ;( było przesymatycznie i każdy ten wypad bedzie pamiętać jako..... udany, wyjątkowy, niesamowity, ujeżdżony itd itd itd ;)

kielbaska byla pychaaa ;)))

gdzie sa fotki pieczonki! :D

Po wczesniejszym dniu malo kto mial sily krecic, ba, nawet coniektorzy mieli problemy ze wstaniem z wyra :D :D :D :D

Ranne ptaszki wyfrunęły z gniazdka.......


Jako że śpiochy z nas niesamowite, nasze uroczyste sniadanie nastąpiło chyba po godzinie 10 ;)) A mielismy isc pojeździc!! :D
ładnie to tak? :P
Powspominalismy dzien wczesniejszy :) Niektorzy cos niedomagali hehehehe

Jak juz wstalismy i zmylismy z siebie wycisk dnia poprzedniego, agenciara musiala odwalic akcje typu "puść Nestora luzem, to dostaniesz w czape" :P ojjjjjjj już miałam szubiennicę zaciśniętą na szyję ale NA SZCZęśCIE MONIKI I PIESKA I MOJE psinka się znalazła mykająca po chodniku ufffff.....!!


'Odgruzowywanie' mieszkania :D Oooooo ciekawy 'śmieć' :D



Dane wyjazdu:
88.00 km 0.00 km teren
04:11 h 21.04 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Zlot BikeStatowiczy cz. II :)

Sobota, 11 sierpnia 2007 · dodano: 11.08.2007 | Komentarze 3

Zlot BikeStatowiczy cz. II :)


Dąbrowa Górnicza, Pogoria, Pustynia Błędowska, super teren, Podzamcze - Ogrodzieniec itd :)

Po przyjeździe Tomka o 4 rano, brakowało nam jeszcze do szczęścia Mateusza i Piotrka :) Kiedy się już zjawili, wzięliśmy się za przygotowania do wyprawy. Tomek zmieniał styraną zyciem dętkę i oponę a reszta konsumowała śniadanie :) Ruszyliśmy do rowerowego, a później już na wyprawę.............................

No ciekawe kto tak bardzo chciał zobaczyć słynną Pogorię :D Hurrraaaaaa pierwszy cel osiagnięty!!!!! :D:D:D:D









Razem z Wiolą, Moniką, Cześkiem i Tomalosem, pędziliśmy na imprezkę do Moniki Taty którego pozdrawiam i DZIęKUJę ZA GOśCINę!!!!!!!!!!!!!

Po drodze wykukaliśmy kwika dla Mateusza, ale kwik był na tropie Tyskiego i nie dał się skusić Piastem ;))) Niestety tego wieczoru obeszło się bez wieprzowinki ;D


W drodze na Pustynię............... 'maszerują' bikerzy ;)


Niektórzy nawet skaczą i.............


........... gonią się? ;D









na Pustyni fantastycznie sie bawilismy, a te widoczki :)


Pustynia Błędowska - OBŁĘDNE miejsce!!!!!


Tutaj chwilowo rozstaliśmy się z Wiolą i Cześkiem którzy popędzili asfaltem :)....


Później kamienistym szlakiem pieliśmy się pod gorę, zaliczyłam małą glebkę :) Kto nie wierzy niech zobaczy moja noge ;) hahah ;)))


No i ten czarny szlak hah...... poczulam ze pompa cos nie pracuje tak jak powinna ;P Ale to był tylko techniczny przedsmak tego co działo się w Beskidach ;))

Śmigaliśmy czarnym szlakiem niestety niepamiętam skąd dokąd, ale było momentami hardcorowo, takie piaseczki, strumyczki i korzenie pod gore ;)) Tylko quad i motocross dały radę tam podjechac :) Pędząc przed siebie i zjezdzajac juz na asfalt, zabraklo nam pewnej osoby..... Monika cos dluzej nie wracala :) Na ratunek popędził Mateusz, ktory o dziwo też długo nie wracał ;>...... Ciekawe co tam robili?? No co?? :D
Psuli dętki ;)


Pozdrowienia dla Pana z gospodarstwa i Syna za pozyczenie dętki Monice ;) i zapraszamy do zarejestrowania się na Bikestats.pl :)

aaaa podążając na zamek w Ogrodzieńcu dopadł nas po raz drugi w tym dniu przesympatyczny deszczyk ale oczywiscie humorki dopisywały, troche psikusów było i szaleństw a kto był ten wie kto jest największą wierciłydką ;)))))
podpowiem ;)
1. Piotrek
2. Mateusz
hm...... ten DUET zasługuje na to miano :D Są niesamowici hehehehe łobuzy :P




W ogrodzieńcu przywitali nas z usmiechem na twarzy Wiola i Czesiek, dosiedliśmy się i skonsumowaliśmy razem obiadek :) A mnie szczegolnie zasmakowal plastykowy widelczyk ;)) mniam mniam hehehe :D:D














Wieczorem..... a wieczorem to się dopiero działo :D:D:D:D

Monika specjalnie na Nasz przyjazd 'kazała' nam przyrządzić pieczonkę :) Hmmm każdy miał jakąś fuchę ;) Np. mi przypadło obijanie się ;)) NO... czasami doglądałam paleniska ;))))) Bo ja mam dwie lewe ręce do krojenia ;)))
wieczór był wspaniały jak i cały dzień. Ale opowiastki na ten temat są ukryte w naszych serduszkach :D:D:D Te nocne rozmowy przy stole za domem były super :D:D szczególnie jak już wszyscy byli głęboko rozluźnieni heheheheh
gdzies po 2'giej wymiękliśmy po niedospanej wczesniejszej nocy i dlugim dniu :)
Pierwszy udał się na miejsce śpiochania Tomek..... i bardzo dobrze, bo mial za sobą ciężki dojazd i dzien :) hah Monia poległa druga czekajac na Piotrka z nieznalezionym filmem 'chłopacy nie placza' :)
hah gdzie ta fota gdzie Monia tworzy śpiące akrobacje????? :D

Ajjjjj są tutaj piękne tereny do śmigania, super widoczki... chciałoby się tu jeszcze nie raz wrócic :):)

Wrazenia....... BEZCENNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
POZDRAWIAM CAłA EKIPę BARDZO GORąCO!!!!!!!!!!!!!!! :)

puls [a tu z kolei zapomnialam spauzowac ;) ]
4:37
av 141
max 188
15
37
34


Dane wyjazdu:
13.72 km 0.00 km teren
00:40 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Wyprawa na Zlocik do Moniki :)

Piątek, 10 sierpnia 2007 · dodano: 10.08.2007 | Komentarze 2

Wyprawa na Zlocik do Moniki :)
Bydgoszcz - Dąbrowa Górnicza :D:D (fordon- dworzec Pkp)

Moja komorka zaczela kwilić już o 4... był to dźwięk ktory nakazywał rozpocząć piękny dzień i ruszyć w poszukiwaniu przygód. :) Przygód jak się okazało bylo NIEzliczenie, NIEskończenie, NIEsamowicie i (NIE wiem jeszcze jak to określić ) absolutnie wiele ;)

Małe pakowanie, śniadanie... o 6 wyruszyłam na Bydgoszcz Wschód. W okienku kasowym, bardzo przemiła kasjerka, uświadomiła mi, że wybrane przeze mnie połączenie będzie mnie słoooono kosztować :) Dlatego zapronowała mi o 'większą' połowę tańszy ciapąg z Bydgoszczy Głównej.....
no i powiedziała na koniec......
"ale będzie musiała tam Pani dojechac" ;)
hah spoko spoko, czy dalam rade dowiecie się później :D:D:D:D (hmmm aż 5 km :D )

W ciapągu co rusz dosiadały się nowe osoby, i przed samym wyjazdem naroiło się ich mnóstwo :) Również zakonnica ;> Która modliła się siedząc bardzo blisko ramy o pomstę za mój rower.... No i oczywiscie dojeżdżając do Zawiercia okazało się, że spsuły się zaciski od piasty i...... uwaga uwaga :D:D:D LOKOMOTYWA :D
z rama pod pacha i kolami w drugiej rece przetransportowalam sie do drugiego ciapągu i jakos dojechalam :) W Dąbrowie czekali już na mnie Ci, których bardzo chciałam zawsze poznać czyli Wiola i Czesiek, oraz lwica Monika ;)
Zdobyłam nowe zaciski i pomknęlismy przez miasto do Moniki......
imprezka byla przednia :) do drugiej rano czekałam na Tomka, i padłam :) O 4 dojechał do nas z Sieradza, z WIELOOOOOOMA niespodziankami losu ... ale twardziel!!! :) Troche sie martwilismy itd, bo byla to dosc chlodna noc, a przecież terenen nieznany. o 2 juz wymięklam, a o 4 Tomek się pojawił... uf!! :) zguba się znalazła!! :)
i tak oto zakończył się pierwszy dzień... oczywiscie piękny dzień :) Zniecierpliwiona zasnęłam i czekalam na jutro :)