Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16392.07 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.69 km/h i się wcale nie chwalę. ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Serwis aparatów cyfrowych
Bydgoszcz



Szkolenie psów, Hodowla, Sport
Dorplant.pl




Forum właścicieli psów rasy owczarek niemiecki forum.owczarkopedia.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Aga.bikestats.pl

Archiwum bloga


Dane wyjazdu:
109.88 km 80.00 km teren
06:48 h 16.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

III maraton na orientację Bike Orient - Ręczno 2009 :-)

Sobota, 27 czerwca 2009 · dodano: 28.06.2009 | Komentarze 5

27 czerwca - dzień wyczekiwany 360 dni :)

Od wczoraj, w podróży do miejsca startu był Flash... ale nikt nie wiedzial o której do nas dojedzie :)
Ok. godziny 5 rano, zbudził mnie dziwny hałas dobiegający ze strony przechowalni rowerów, rąbania, trzaskania - a ja swoją czujnością zbudziłam Kitę ;) Do tej pory nie wiem kto to tak walił, ale wyglądając przez okno ktoś wbił się do pomieszczenia obok, nic nie wyglądało na włamanie więc poszłam dalej się położyć. No niestety, czasami zdarza mi się usnąć w stanie czujności... ;P Położyłam sie spać, przecież byłam zajechana po wczorajszej imprezce :)
Przed godziną 6 otrzymałam sesemesa od Tomka, że czeka na dworze... nim się skapnęłam, że wypada odczytać sms'a który mnie zbudził, było to pewnie dobre 20 minut hehehe ;) Zaprosiłam naszego Gościa do nas i w miłym NIE ŚPIĄCYM towarzystwie zjadłam leniwie wstęp do śniadania ;) Co najlepsze, Tomek przyjechał na rajd swoim ostrzakiem..... czyli rzeźnik zabrał ze sobą swój zakład rozbiórki mięsa;D i przecinal trawę, piach, haszcze na oponach zapewne 1' ;D;D;D aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! ;D
Pogadaliśmy i kiedy wszyscy się zbudzili poszliśmy na śniadanie - tam, okazało się, że pogoda nie jest cudna i zaczęło padać. Przez chwile naszły mnie czarne myśli, że może lepiej zostać w pokoju ;D , ale ferwor walki o dobrą zabawę szybko przegonił ten pesymizm :)

I ETAP:

Wreszcie nadeszła ta godzina i stanęliśmy na starcie III edycji BikeOrient, ahh!! :)
Otrzymaliśmy mapę i w drogę!.......
Dziękuje Józkowi za przekazanie mi swojej mapki w wersji "small" ;)
Na pierwszy ogień wyruszyliśmy na...


PK 1 - gospodarstwo agroturystyczne nad lewym brzegiem Pilicy.

Dojechaliśmy tam bez problemu, asfaltem, przeganiało mnie mnóstwo ludzi i już wiedziałam że będzie mocna rywalizacja! Do punktu dostaliśmy się chaszczami, za innymi uczestnikami rajdu, dojechaliśmy nad brzeg by podziwiać szybszych od nas zawodników przechodząco-przepływających przez Pilicę - szok, tak od razu się moczyć? :) Widocznie byli spragnieni tak bardzo przygody, że musieli ;)
Za kolejny punkt do zdobycia obraliśmy...


PK 4 - prawy brzeg strumienia.

Pojechaliśmy szoską na Paskrzyn, stamtąd mały mętlik która droga jest tą właściwą, i dlaczego kapliczke mam po prawej, a nie lewej stronie ;) Dobrze, że Łukasz miał kompas, a Józek mnie przegłosował, bo pojechaliśmy tak jak faceci mówili czyli "kapliczka po lewej stronie ręki" ;)
Zaczął się teren i szukaliśmy coś, czego nie ma ;) Nagle zauważyliśmy grupkę rowerzystów stojącą na środku drogi i wychodzących z chaszczy hmmm... czyżby tam był punkt? No niestety ;) Sama w życiu bym go tam nie odkryła!!!!!!!!!!!! :P
Szczęśliwi, z tłoku na punkcie. Ale zdezorientowani... Czyżby kolejne punkty były nie mniej fantazyjnie ukryte? ;> Wreszcie ruszyliśmy na 9, którą początkowo mieliśmy omijać.

PK9 - teren poszukiwań węgla brunatnego - dół.

Tam dotarliśmy bez większego problemu, przewidująco zapuściliśmy się na oklep przez las i punkt został odnaleziony :)
z 9, pojechaliśmy na: PK7

PK7 - koniec drogi...

Oj tak, tam wszystkie drogi się kończyły :) Spędziliśmy na tym punkcie dobre pół godziny, roztrajając się i go szukając... a po nim ani widu ani słychu! :D Wreszcie zrezygnowani, totalnie zrezygnowani, bardzo, bardzo zrezygnowani zadzwoniliśmy do Kity, który potwierdził, że PK rzeczywiście tam istnieje hmmm....??? Na szczęście faceci wpadli na pomysł pojechać w kolejną drogę i tam znaleźli punkt... a ja? chłopaki stoją, coś robią, ja wjeżdżam za nimi, patrzę... i?? "jest punkt!!!" ;D hehehehe oni widzieli go z daleka, a ja dopiero przejeżdżając obok niego ;))

PK2 - wał wydmowy przy ścieżce.

Na pk7 totalnie już się zgubiłam i zdałam się na orientacje chłopaków - tyle ścieżek w lesie, że też można je wszystkie skumać, która czyja? ;)
Po dłuższym jeżdżeniu natrafiliśmy na jakieś zabudowania - tam, pomoc z zewnątrz czyli spytaliśmy się "tamtejszych" która to ta Góra Kożubowa :P Trafiliśmy naprawdę idealnie, chociaż ja, znowu pojechałabym innym wariantem na rozdrożu dróg hihihi ;P

Pociachaliśmy nasze karty i ruszyliśmy dalej... dokladnie na:
PK6 - prawy brzeg pilicy


Po dłuższym czasie wreszcie udało się jakoś dojechać na punkt :) Po naszej stronie rozstawieni byli ludzie biwakujący, którzy na nasz widok zaczęli się śmiać hmm.. ciekawe dlaczego ;) Ale mieli rozrywkę! :)
A co się okazało... no to, że punkt jest po drugiej stronie rzeki i trzeba się tam dostać - jest Bród - super ;D Po obserwacji kąpiącego się plażowicza, przekroczyłam linię brzegową i heja banana :) Trochę orzeźwienia ;) Na punkcie - a był on żywieniowy - niestety nie było już śladu po bananach... szkoda, bo sama też nigdzie wcześniej nie kupiłam - nie lubię zielonych bananów ;/ A do słodkiego to mam przeogromny wstręt :P Na punkt po chwili dojechała Monia z Darkiem i Wiktorem... Monia była wielce zafascynowana podłożem jakie pieściło jej bose stopy tuż przed wyjściem na brzeg hehe ;)
Chwile odpoczęliśmy i pora było ruszać na kolejny punkt

Łukasz & ja w tle na "przejeździe przez pilice" :D - foto ze strony bikeorient.pl :)


PK8 - szczyt wzniesienia

nie pamiętam już jak tam dojechaliśmy, ale wiem, że na pewno terenem ;) Bo cóż by innego mogłoby dzisiaj być pod mymi kołami jak nie piach, szuter, trawa, leśna ściółka i Pilica ;)
Bardzo ładnie położony punkt, cisza spokój, szum traw i błękitne niebo :)


PK3 - Diabla Góra - pomnik

Wreszcie wyczekiwany przez Devila punkt - jego sanktuarium - Diabla Góra ;D
Dojazd do niej był naprawdę fajny, chyba najbardziej charakterystyczny, bo wzdłuż kamieniołomu, gdzie porobiliśmy sobie zdjęcia. Pod górę, natrafiliśmy na poletko jagód z których sobie gratis skorzystaliśmy ;)

Na Diablej Górze spotkaliśmy Wikiego, który punkt obstawiał :) Chwila odpoczynku i w drogę. Zostały nam dwa punkty :]


PK10 - skrzyżowanie dróg...

Wbrew opisowi, wcale skrzyżowaniem dróg miejsce owe nie było :(((
O ile dobrze pamiętam, droga na ten punkt to istna męczarnia... Sahara, niemalże taka, jak ta pamiętna z II edycji zawodów, gdzie razem z Asica szukaliśmy dostępu do wody a przy brzegu PK ;D


PK 5 - kępa drzew w ksztalcie okręgu.

Na brzeg Pilicy i kładkę, doprowadził nas, a raczej wskazał nam drogę - młody skory rowerzysta, którego bardzo gorąco pozdrawiam :)
Kolejne single tracki - tak tak, każdy znalazł coś dla siebie ;D i jesteśmy na kładce. O dziwo nie było tam punktu, szkooooooooda ;)
Szukając kępy drzew, mijaliśmy wiele okręgów z drzew, pięknych, okrągłych kęp... ale jak się okazało, ta najbardziej nie przypominająca z daleka okręgu była tą o którą chodziło organizatorom hehehe ;D Ja tam nie wiem, bo faceci znaleźli punkt, więc nawet nie przyglądałam się za mocno, ale jak na moje to byłoby ostatnie miejsce do którego bym się przejechała hehe - ale ze mnie orientatorka ;P

Powrót szoską, baaaaaaaaardzo szybko, gdzie na kole u Józka było bardzo hardcorowo i w mig rozładował mi bateryjki hihi
Na metę dojechałam pewnie czerwona niczym buraczek z lekkim niedotlenieniem czaszki, bo obecność mózgu już dawno nie stwierdzono ;)

II ETAP:

W powrotnej drodze Józek coś wspominał o drugim etapie hmmm... drugi etap?
Siedząc już na schodach po tym pierwszym, stety niestety zostałam psychicznie zmuszona ;D;D do wodzenia wzrokiem za wskazującym paluszkiem Józka, który zapętlał się między czterema PK na drugiej mapie ;D;D;D
Oooo raaajuuuu ;D wschód zachód północ południe taaaaaaa jaaaaaasne, nie mam sił ;)
"jem banana i absolutnie nigdzie się STĄD NIE RUSZAM! :D" - foto ze strony bikeorient.pl


Ale jednak, kilka wiadomości doszło do kanału słuchowego i nie wiele myśląc spryskałam łańcuch wd40 i ruszyliśmy zdobywać kolejne punkty ;D
A co tam raz się żyje, jak już umierać to konkretnie ;D
Zatem ruszyliśmy najpierw na grodzisko stożkowe, gdzie koledze ze Szczecina wskazaliśmy położenie lampionu ;) (wcześniej nabijaliśmy się ze zmęczenia naszego materiału z kogoś, że szuka po chaszczach z drugiej strony punktu ;D )
Po błyskawicznym zaliczeniu tego punktu, Józek z Łukaszem wywieźli mnie na PK14, czyli miejsce dawnego cmentarza cholerycznego, gdzie przebijaliśmy się w terenie, singletrackach... bardzo szybko punkt został odnaleziony :) Ale palmę dzisiaj już mi dobrze przegrzało, przez co niezbyt wiedziałam co ja tam robię i dlaczego nadal znajduję się w siodełku a nie w jaccuzii np. :D Cos tam sobie zaczęłam pod nosem podśpiewywać, nie wiele z tego pamiętam, ale wiem że na pewno było coś o uduszeniu pewnej osoby hehehehe... Chyba trochę z tym przegięłam (czyt. musze sobie kupić bardziej klimatyzowany kask ;D ), bo później Józek myślał że to było na poważnie hehehe :) W drodze powrotnej schodziliśmy z jakiejś skarpy, gdzie zerwałam sobie kwiatka motywatora i towarzyszył mi w kolejnych kilometrach aż do końca II etapu ;D
Z racji tego, że moje siły były już z deka na ukończeniu, odpuściłam sobie 12'stkę... i pojechaliśmy na kamieniołom piaskowca... tam, kiedy Hose pojechał szukać drogi, walnęłam się na rozwidleniu leśnych dróg i zrobilam sobie krótką przerwę... mogłabym tam leżeć tak z godzinę, ale droga się znalazła uuuuuu ;)
Odnalezienie Kamieniołomu poszło gładko, spowrotem, zjeżdżając z górki było bardzo przyjemnie, puściłam hamulce i...... zabłocone opony zaczęły się czyścić i dostałam w prawe oko poważną wartstwą błota:( Głupi ma zawsze szczęście, bo przyhamowałam o zamkniętych oczach i na szczęście utrzymałam prosty kurs roweru... a jedynie metr dalej zatrzymałabym się w kałuży;D Ufff z błotkiem w oku który już mocno nie przeszkadzał śmignęliśmy na metę... tam uhahani i zmęczeni wreszcie mogliśmy odpocząć, wyjąc błoto z oka ;D
Nauczka na przyszłość - za wszelką cenę kupić banany przed BO, bo tylko one dają powera :D

O dziwo, w czasie na metę dotarło 120 osób z 138... ciekawe co się stało z tymi 18stoma leniuchami?

Oczywiście tradycji stało się za dość i nasz team BikeStats.pl otrzymał kolejne wyróżnienie za najliczniejszy team :) super, tradycji stało się za dość :)

Wieczorem było ognicho, ale niestety padłam jak mucha i szybko zawinęłam się spać.

Generalnie imprezka na 6+, jak zawsze. Podziękowania dla naszych Orgów Piotrka i Pawła! Oraz dla wszystkich ktorzy współtworzyli ten rajd!!! :)

BRAWO!!!!!!!

//fotorelacja z niedzielnego rajdu nastąpi w kolejnym wpisie ;-)
Kategoria BikeOrient.pl



Komentarze
pichulec
| 13:44 sobota, 4 lipca 2009 | linkuj Fajna sprawa, gdyby to było bliżej to może też bym się pokusił ;)
flash
| 14:38 czwartek, 2 lipca 2009 | linkuj "Pewne rzeczy nawet fizjologom się nie śniły...";)
Aga | 13:40 czwartek, 2 lipca 2009 | linkuj Tomku, ja tez duzo rzeczy nie rozumiem... ;D Np jakim cudem OK wymiatalo tak w terenie? :> Gdybym nie widziala tego na wlasne oczy to bym nie uwierzyla :) hehe
Van - z roku na rok impreza staje sie coraz bardziej wyczekiwana :)
vanhelsing
| 08:24 czwartek, 2 lipca 2009 | linkuj Ale była impreza :)
flash
| 05:47 czwartek, 2 lipca 2009 | linkuj Gratulacje :)
Nie rozumiem, dlaczego zaczęliście od PK 1 :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!