Info
Ten blog rowerowy prowadzi Aga z miasteczka Bydgoszcz-Fordon. Od czasu do czasu, towarzyszy mi i beszczelnie zaniża średnią ;) łofcarek niemiecki - Nazgul Dorplant. Nazgulko po 10 latach pobiegł na chmurkę i tam spogląda na mnie, ja na niego, kiedyś jeszcze się spotkamy... Mam przejechane 16407.57 kilometrów w tym 3745.08 w terenie. Jeżdżę z prędkością ponad świetlną17.16 km/h i się wcale nie chwalę. ;)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Sierpień2 - 0
- 2022, Wrzesień1 - 0
- 2022, Lipiec1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 0
- 2021, Lipiec1 - 0
- 2021, Czerwiec1 - 0
- 2021, Kwiecień4 - 0
- 2019, Lipiec6 - 0
- 2018, Czerwiec2 - 1
- 2018, Kwiecień1 - 0
- 2017, Maj1 - 2
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Sierpień2 - 2
- 2016, Lipiec3 - 1
- 2016, Czerwiec2 - 0
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Marzec1 - 2
- 2015, Listopad2 - 0
- 2015, Październik1 - 0
- 2015, Sierpień7 - 4
- 2015, Lipiec2 - 0
- 2015, Maj5 - 3
- 2015, Marzec1 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Wrzesień3 - 1
- 2014, Sierpień8 - 0
- 2014, Lipiec7 - 1
- 2014, Czerwiec3 - 1
- 2014, Maj3 - 0
- 2014, Kwiecień2 - 4
- 2014, Marzec1 - 0
- 2014, Luty2 - 4
- 2014, Styczeń1 - 1
- 2013, Listopad3 - 3
- 2013, Wrzesień2 - 3
- 2013, Sierpień6 - 6
- 2013, Lipiec1 - 0
- 2013, Maj1 - 1
- 2013, Marzec1 - 1
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec1 - 3
- 2012, Czerwiec2 - 11
- 2012, Maj1 - 1
- 2012, Kwiecień1 - 2
- 2011, Listopad1 - 14
- 2011, Październik1 - 11
- 2011, Sierpień2 - 5
- 2011, Lipiec3 - 3
- 2011, Czerwiec1 - 8
- 2011, Marzec2 - 31
- 2011, Luty2 - 19
- 2011, Styczeń1 - 14
- 2010, Grudzień1 - 3
- 2010, Listopad3 - 9
- 2010, Październik4 - 18
- 2010, Wrzesień3 - 16
- 2010, Sierpień2 - 12
- 2010, Lipiec1 - 4
- 2010, Czerwiec4 - 32
- 2010, Maj3 - 8
- 2010, Kwiecień1 - 11
- 2010, Marzec1 - 13
- 2010, Luty2 - 17
- 2010, Styczeń1 - 9
- 2009, Grudzień3 - 18
- 2009, Listopad2 - 14
- 2009, Październik1 - 9
- 2009, Wrzesień2 - 7
- 2009, Sierpień4 - 17
- 2009, Lipiec11 - 49
- 2009, Czerwiec12 - 50
- 2009, Maj9 - 23
- 2009, Kwiecień11 - 31
- 2009, Marzec5 - 4
- 2009, Luty4 - 0
- 2009, Styczeń2 - 0
- 2008, Grudzień3 - 0
- 2008, Listopad6 - 25
- 2008, Październik11 - 47
- 2008, Wrzesień12 - 90
- 2008, Sierpień14 - 76
- 2008, Lipiec14 - 68
- 2008, Czerwiec20 - 167
- 2008, Maj19 - 132
- 2008, Kwiecień12 - 275
- 2008, Marzec10 - 194
- 2008, Luty9 - 120
- 2008, Styczeń8 - 63
- 2007, Grudzień4 - 46
- 2007, Listopad5 - 131
- 2007, Październik9 - 147
- 2007, Wrzesień15 - 179
- 2007, Sierpień18 - 121
- 2007, Lipiec10 - 122
- 2007, Czerwiec9 - 96
- 2007, Maj11 - 143
- 2007, Kwiecień16 - 301
- 2007, Marzec5 - 28
- 2007, Luty1 - 12
- 2007, Styczeń2 - 13
- 2006, Grudzień3 - 33
- 2006, Listopad1 - 0
- 2006, Sierpień1 - 0
- 2006, Lipiec1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2012
Dystans całkowity: | 122.66 km (w terenie 80.00 km; 65.22%) |
Czas w ruchu: | 08:19 |
Średnia prędkość: | 14.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 31.88 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 61.33 km i 4h 09m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
65.33 km
50.00 km teren
04:28 h
14.63 km/h:
Maks. pr.:31.88 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Bike (Busz;) ) Orient 2012
Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 14.06.2012 | Komentarze 9
Wstęp ;-)PIĄTEK
Myślał by kto, że mogłam się cieszyć z tego, że w tym roku równolegle do BikeOrient'u toczy się impreza DogOrient.
Nic bardziej mylnego - sierściuch na upalny BikeOrient się nie nadaje - za szybko się przegrzewa na 5'tym biegu w czerwcowe temperatury co zaserwował mi na zeszłorocznej edycji. A gdybym startowała na DogOriencie to czułabym się nie spełniona - tradycja musi być, musi być na rowerowo!
:)
W piątkowe popołudnie docieram do Bud Grabskich, nawet było łatwo dojechać ale jak zawsze nie mogę odnaleźć wielkiego plakatu "to tu" vel. Baza BO ;). Napotkany szczęśliwie Organizator Piotr wskazuje miejsce parkingowe które jest nieopodal miejsca gdzie stoję na środku drogi swoim papamobile ;)... Dłuższą chwilę odpoczywam po podróży, montuje rower i z jak zawsze wielkimi bagażami maszeruje na bazę. Poznaje kilka osób z psich zawodów, a że za niedługo mecz, wszyscy zbierają się przed samym TV... Ja zajmuje honorowe miejsce na tyłach sali meczowej co by wytrawnym kibicom nie zajmować loży VIP'owskiej, ale przysnąć po męczącym dniu (wyjazd o 1 w nocy) się nie udaje ;).
Rozmawiam też przez chwilę z Panem który zarządzał obiektem - martwił się o jutrzejszą pogodę - ale nie wierzył, że jak ja jestem na zawodach to ZAWSZE JEST POGODA. Nie obchodzi mnie noc, czy piątek - w sobotę kiedy jestem w trasie zawsze świeci słońce hehe i tak było :). (Z wyłączeniem zeszłorocznej pogody, bo wtedy byłam z Nazgulem, a on zawsze przynosi pecha do pogody, serio!!!!)
Pod wieczór a nawet nocą, fajny spacer z psami nad Rawkę - dopada mnie mały głód bo z krótkiego wypadu zrobiła się nocna wycieczka :)
SOBOTA:
Rankiem jak na moje zwyczaje nie wczesnym (pozdr dla tych co mnie "wyzywali" na każdym BO za poranne pobudki :):):) ) bo po 7 rano udaje się na trekking do auta. Parking stanowczo za daleko od bazy rajdu i ubywa mi z 15 min zanim zapakuje do niego i wypakuje to co trzeba żeby drugi raz się nie wracać o pierdołkę. A ja nadal na głodzie. Dobrze byłoby coś zjeść...wczorajsza pizza na wynos nadaje się na śniadanie idealnie, smaczne, szybkie i poręczne. A jak się okazało w trasie - całkiem
sycace ;).
Klik do mapy BO w formacie .pdf:
mapa BO 2012
BikeOrient START.
Kilkanaście minut przed "godzina 0" otrzymujemy mapy. Nie wiem czemu ale rzadko kiedy na starcie mogę się skupić. Zawsze wydaje mi się jakby 1cm na mapie to setki kilometrów...
Wybieram 12 punktów do zdobycia z 20'stu, dziwiąc się ogromnie co to za przypadek że na mapie figurują takie nazwy jak "Norka Kosmy" czy las Buciaka.... Ale fajne miejsca!!! Jaki fajny przypadek! :)
Ale o tym przypadku dopowiem jeszcze później :)
Pada magiczne START!
PK1 - skrzyżowanie dróg:
...i ruszamy przed siebie, miała być długa prosta i skręt w lewo, nie mierze odległości bo po co co nie ;)..., nie patrzę zbytnio na mapę. Pewnikiem jadę na czuja bo muszę przeciąć strumyczki które są naniesione na mapę - wtedy będzie można skorygować swoją pozycje. I tak jadę i jadę, krążę i krążę bo na swej drodze napotkałam płot - a strumyczka dalej jak nie było tak nie ma :P. Dojeżdżam wreszcie zdziwiona okrutnie do szosy!!!!
Spotykam kogoś - i przedzierając się przez las padają mniej więcej słowa:
* może pojedziemy pomarańczowym szklakiem"........
# pomarańczowym? Ale na jaki jedziesz punkt?
* No na 2'ke ....
# (Upssss to się porobiło....) - ja na jedynkę, także nici, na razie ;)
Nie było mi do śmiechu, tyle czasu pobłądziłam, że niektórzy zdążyli już zdobyć pierwszy punkt - biję się jakiś czas w myślach - "brawo Aga"!!!
Okrążam szosą las i po wielu przemyśleniach trafiam wreszcie na punkt... początek iście diabelski, może to przez zapożyczony numerek startowy? ;)
Patrząc na moje położenie na mapie z Punktu no. 2 na chwilę obecną rezygnuję. Jest blisko mostku na Rawce - także zostawię go sobie na kolację. ;)
PK3 - koniec drogi:
wyjeżdżam na szosę i Traktem Walentowskim śmigam na kolejny punkt... po drodze spotykam Anię która wyjeżdża z prostopadłej drogi i po chwili mnie wyprzedza - kolejna bitwa w głowie - "ale mam kondycję, jak ja zdobędę 12PK?!"
Odmierzam dystans, ok 3,5km, po przejechaniu 3km spotykam Anię która jedzie w przeciwnym kierunku, zawróciła i mówię jej jeszcze że jeśli tam gdzie jedzie jest pomarańczowy szlak to słusznie zawróciła. Jak się okazało - ten szlak który mijałam to był "ten" pomarańczowy - no tak, źle obliczona odległość, trzeba się bardziej pilnować i nabrać precyzji...
Finalnie punkt zdobywam i na coś wyzywam, już nie pamiętam na co :). Gapię się w mapę i sama nie wiem kiedy na punkcie zostaję sama. Wypatrzyłam przepiękną drózkę która krętą drogą prowadzi na wschód - na 10'tkę...
Chcąc wyprzedzić moich rywali, obieram diabelski plan jechania ową dróżką. Dróżka całkiem przyjemna, dopóki nie zaczyna zarastać chaszczami........ jako wytrawny uczestnik BO, nie poddaję się i próbuję przedzierać się przez te chaszcze niejednokrotnie używając kompasu...
.........
....
....
bez komentarza....
Spędziłam z 15 minut na odnalezienie pomarańczowego szlaku (a w sumie to jakiejkolwiek drogi gruntowej!!!) błądząc po chaszczach oplatające zewsząd jakiś rów z wodą którego w ni cholere nie wiedziałam czy mam przeskoczyć czy iść wzdłuż bo kompas pokazywał co innego i mapa (teoretycznie) co innego :P. Wreszcie postanowiłam rów przeskoczyć, przecież kompas nie może się mylić - i po kilkudziesięciu metrach moje wybawienie - nie będę nocować z kleszczami w ciemnym lesie - JEST DROGA!!!... :):):):):):):):):) Jeden z piękniejszych widoków tego dnia, serio :) :)
PK10 - polanka przy drodze:
Po przygodach Agi leśniczego mój dzisiejszy nie fart rozwesela pewna tajemnicza "Norka Kosmy" :)
Punkt odliczony co do metra, jednak bardzo się zdziwiłam jaka dróżka na punkt prowadzi - na pewno gdyby ktoś z niej nie wyjeżdżał bym w nią nie skręciła :P. I od tego momentu dopisywało mi szczęście hmmm a może nie tyle co szczęście co włączyłam myślenie i skończyły się większe orientacyjne wpadki :).
Norka Kosmy :)
Kosmacz, nie byłaś na BO ciałem, ale byłaś BikeStats'owym duchem hehehe :):):)
Kolejny raz zostaję niemalże sama na punkcie (wciąż ktoś dojeżdża), obliczam trasę i kieruję się na...
PK17 - ambona:
punkt 17'sty na który dojeżdżam Traktem Bolimowskim i oczywiście Śmiejową Drogą :)
Jeden mały błąd się wkradł, bo nie dość że przepatrzyłam ambonę, to najwyraźniej źle odczytałam ścieżki w lesie i skręciłam o jedną ścieżkę za daleko i wjechałam z kimś w chaszcze :P.
Po dobrych 100 metrach zorientowaliśmy się że w takich chaszczach ambony nie będzie i zawróciliśmy w drogę która była 30 metrów wcześniej - ambona jak malowana odnaleziona :) na dodatek widziana pięknie z drogi, tak to jest jak się nie patrzy po okolicy tylko dziób w mapę ;).
chwilę wcześniej eksplorowałam chaszcze "po prawej stronie zdjęcia" ;)
PK14 - skrzyżowanie dróg:
Cofam się na Śmiejową Drogę i ponownie Traktem Bolimowskim pędzę na północ w kierunku kolejnego punktu. Trafiam na niego bezbłędnie po wcześniejszym policzeniu odległości... wreszcie coś zaczyna mi świtać w tym moim małym móżdżku ;)
Na punkcie zastanawiam się jak zwykle nadzwyczaj długo jak zdobyć kolejny punkt. Problem w tym, że kolejne punkty które chcę zdobyć są po drugiej stronie rzeki Rawki. Mam do dyspozycji albo mostek "po środku mapy", lub jechać przez Bolimów - co wstępnie wykluczałam, ale ktoś zasugerował mi taką opcję bo miał (nie)przyjemność jechać po piachach wzdłuż A2, to czemu by nie, szosa kusi :)... i tak też zrobiłam :P
PK5 - dawny cmentarz:
Wyjeżdżam na szosę i czeka mnie dłuuuuuuugie nuuuuudne mozooolne kręcenie po niej. Dojeżdżam na most nad A2 i tam przemyślam swoją decyzję czy aby słuszna.
Nad ałto-blachosmrodo-stradą:
Spoglądam w dół i widzę 3 osoby które decydują się na jazdę po niezachwalanym piasku... zatrzymują się i również myślą. Wtedy już wiedziałam, że jeśli trzech facetów rozmyśla nad drogą, to ja na pewno nie chcę się mocować w takim terenie. W końcu w razie "W" mam ze sobą kompas i nie zawaham się go użyć :).
Odmierzam mniej więcej na mapie kilometrówkę i jak z bicza strzelił przedostaję się na drugą stronę Rawki.
Bolimów i przydrożna kapliczka:
gdzie zatrzymuję się na dłuższą chwilę porobić zdjęcia:
i przypomina mi się moja wyprawa na Bornholm :)
Jadę szosą napotykam rozwidlenie - nie jest ciekawie bo zaczynam wyjeżdżać po za mapę, ale PK5 jest bardzo blisko drogi która leci północy-na południe więc się za dużo nie martwię. Co chwile sprawdzam swoją pozycję, w oddali słyszę ruch aut na autostradzie, trochę się boję, na chwilę się zachmurzyło co mnie nie pociesza, ale jadę... w razie czego zawsze mogę zawrócić. Coś mi się droga dłuży i zaczynam szukać byle jakiego odbicia "w prawo"... skręcam w asfaltową dróżkę i ląduję idealnie na moście czy tam wiadukcie nad A2 - to był skrót :) yeahhhhh!!!!
Wszystko się zgadza jest i leśniczówka, a koło niej PRZEŚLICZNA droga w las, wydawać by się mogło prosto na punkt. Ale jak to na dzisiejszym rajdzie bywa - droga staje się coraz to mniej wyraźna, mniej przejezdna, bardziej do przejścia, mniej do przejścia, rzadziej obsadzona pokrzywami po czym zamienia się w nieprzejezdny, bez przejścia LASEM Z POKRZYW, CHASZCZY I CZEGO BYM MOGŁA SOBIE TYLKO ZAPRAGNĄĆ NA BIKEORIENCIE!!!!!! ;P Ale las pokrzyw rekompensuje przepiękna obrośnięta bluszczem ambona skryta w obrośniętym lesie... cudowny widok, do dzisiaj żałuję że nie zrobiłam zdjęcia :(
Wracając do tematu... tak tak, już ja znam tą pomysłowość naszych Organizatorów, zadarłam kiecę i się cofnęłam do asfaltu próbując swoich sił wzdłuż siatki przy A2 :)
Jadę i się śmieję że nie będzie lekko, aż tu nagle z lasu.......... wyłania się niczym z nicości 2 BuszBikeOrientowiczy w całkiem dobrych humorach hihihi. Wymieniamy kilka zabawnych zdań jaka to cudowna droga przez busz jest na PK5 i każdy pędzi w swoją stronę :) No cóż... jest busz jest impreza :) (Pozdrawiam ;) )
Moja droga nie zachęca do jazdy na rowerze, trochę ekstremalna, ale LEPSZA KOMBINACJA ALPEJSKA OD BUSZU POKRZYW!!!! :P
Dalej już poszło gładko, spotykam kilku zawodników którzy przedzierali się z różnych stron przez chaszcze :):):) i przeprowadzam chętnych "moją" drogą wzdłóż siatki na bezpieczną szosę :).
Gratuluję pomysłu na PK5, takie zakamarki zawsze będą mi się kojarzyć z BO w Spale z pewnym PK schowanym w rowie przy drodze gdzieś nieopodal kamieniołomów i chociaż nie miałam problemów z jego odnalezieniem, to widziałam miny niektórych nieświadomych osób którzy nie dowierzali że w tamtych chaszczach może być PK :):):):) Ciekawe czy da się mnie kiedyś czymś zaskoczyć? ;-)
PK6 - miejsce biwakowe:
Wracam na Drogę Tartaczną i pędzę na bufet - dobrze że jest, bo naszła mnie slinka na arbuza ;);););) Na punkt docieram "na węch" ;).
Na punkcie jak zawsze fajne towarzystwo i jedzonko, dłuższą chwilę rozmyślam nad mapą wcinając arbuza i banana. Pokazuję Mavickowi jakie fajne punkty są na mapie - Norki Kosmy, Lasy Buciaka, po czym rzuca hasło że "też tutaj jesteś".... - ha ha ha jasne, nic sobie z tego nie robię myśląc naprawdę że to przypadek i...
nie omieszkam też dorwać kilka kózek, na chwilę przestało mi się chcieć jechać dalej ;)
Mniam niam niam ;)
Kozie hipnotajzing ) łoczyska:
Fajnie się siedzi, ale trzeba zmykać powolutku na kolejne punkty bo plan dotarcia dopracowany :)...
PK13 - pagórek:
Punkt bardzo łatwy w odnalezieniu, zielonym szlakiem, później obok zawalonej drewnianej stodoły/domu i pagórek zdobyty, nie musiałam zbytnio pilnować mapy bo wjechałam w tę drogę, skąd inni wyjeżdżali, a co, trochę odpoczynku od gałowania w mapę musi być ;) :P
na pagórku:
PK7 - ruiny budynku (wiedziałam że tak będzie :) ):
Cofam się do zielonego szlaku i bez problemu kieruję się na Trakt Miedniewiecki. Za mną słyszę odgłos silnika - straż leśna tudzież jacyś inni panowie siedzą mi na kole, postanawiam zjechać z drogi sięgając po batonika i w zamian otrzymałam b. miłe "dziękuję" :) :) :). Po drodze mijam leśniczówkę, gdzie zebrała się kooopa rowerzystów w odblaskowych kamizelkach, który mój przejazd komentowali że "chyba jakiś rajd tutaj jest" ;).
Skręcam w prawidłową scieżkę, spotykam się z jakimś bikerem, przede mną 2'ch... wyliczyłam precyzyjnie dystans do ruin, bodajże było to 650metrów. Koledzy przed nami "olali" pewien skręt w lewo, gdzie dojeżdżając do niego spojrzałam i też pojechałam dalej - ale po kilu metrach z wyrzutem sumienia bo spojrzałam na licznik - te chaszcze to NA PEWNO BĘDZIE PUNKT. Zawracam się z bikerem bo dystans zaczyna mi się nie zgadzać - wjeżdżam na pewniaka i co widzę...... śmieję się znowu bo na pewno kilka osób dało się nabrać na szukanie ruin zamiast słynnych z poprzednich BO ruin ruin :) :) :) :) W dniu dzisiejszym ruinami okazały się ruiny ruin fundamentu :) Oh, uwielbiam za to BO :)
I humorki dopisują towarzyszom "nazbyt zrujnowanego punktu" ;)
Zostały mi jeszcze 3 punkty do zrobienia, jest fajnie, przepiękna pogoda, brak zmęczenia z racji tempa wycieczkowego - jest dobrze. Przez chwile towarzyszy mi Biker, jednak mówię jak jest - że ja się nie spinam i jadę swoim ślimaczym tempem - po chwili się żegnamy bo nie przyjechałam tutaj wypruwać z siebie flaki, a pobawić się w nawigowanie przy okazji sobie troszkę pojeździć.
PK8 - mostek na strumieniu:
Cofam się na Trakt Miedniewiecki i szosą bezbłędnie zdobywam punkt..... przyglądam się spontanicznie mapie i nie wierzę własnym oczom co jest na niej wygryzmolone pod PK13 - LAS AGENCIARY...... YYYYYY???? No to chłopaki pocisnęli, czyli to jednak nie przypadek hahahahahaha. :) Jesteście wielcy za te nazwy, Trakt Wikiego, Brudło, Las Corteza, Xzibiego i wiele innych hehe dobre, Wasza pomysłowość nie zna granic :) dzięki ;)
PK9 - mostek na strumieniu:
z 8'mki cofam się ponownie na szosę "północ południe" i po kilkudziesięciu setkach metrów ;) bezbłędnie trafiam na kolejny mostek nad strumyczkiem - baaaaaaaardzo klimaciarskim z resztą!
Zauroczyło mnie to miejsce! Z resztą cała trasa była wspaniała!!!
Z 9tki został mi już tylko jeden punkt do zdobycia, nieszczęsna dwójka...
PK2 - skrzyżowanie drogi i strumienia:
Znowu się cofam i kieruję się w stronę zielonego szlaku, który przebiega przez mostek na Rawce. Przez kilkadziesiąt metrów tracę orientację i zaczynam jechać drogą na zachód...... na szczęście w porę zareagowałam, chwilę postałam z kompasem w łapie i postanowiłam się zawrócić - chciałam się puknąć w głowę za swoją głupotę, ale po pierwsze przez kask nie wiele by to dało, a po drugie nie wiele odjechałam od skrzyżowania ;-)
Mając na uwadze że do mety już niedaleko, zdobywam punkt od południowej strony. Droga w którą wjeżdżam jest przepiękna... jednka po kilkudziesięciu metrach zamienia się z tragedii - powalone drzewa - w horror, czyli "drogi brak". Myślę - ostatni punkt, zostawię rower i pójdę przed siebie. Obok bagienka a ja sobie idę i idę - wg licznika miałam tak iść ze 100 metrów a punktu brak. Komary żrą na potęgę - nie ze mną te numery - zawracam i jadę na około!!!
I to był słuszny wybór - punkt jak malowany, zdobyty od szosy. Tylko coś perforator nie domagał to postanowiłam zrobić zdjęcie.
Kuniki w drodze w tę i nazad na 2'kę:
Na metę docieram wypoczęta :D, wyluzowana, spełniona........ nie wiem do dzisiaj jakim cudem nic się nie zmęczyłam mimo braku kondycji :)
Dekoracja:
"Rzeźniczki na trasie GIGA - szacun!"
Jak na BikeOrient przystało, Organizatorzy jak zawsze stanęli na wysokości zadania jeśli chodzi o trasę. Pomysłowość i nieśmiała piekielność w ukrywaniu punktów jak zawsze na ogromne 6+. Nie żałuję przejechania 500km w tę i nazad na BikeOrient, dzięki za świetne zawody i standardowo do zobaczenia za rok!!! :)
Po przyjeździe do domu i zobaczeniu wyników... w tym roku mała odmiana... z ostatniego miejsca w OPEN ;) trafiłam na pierwsze w kategorii K... baaardzo miłe zaskoczenie tym bardziej że jechałam ze ślimaczą, "turystyczną" średnią :)
Pulsometru brak, ale jest traska z Endomondo, niestety znowu przypomniało mi się o włączeniu jej po jakimś czasie....
///dystans i czas "na oko" bo gdzieś posiałam licznik a po nocy nie chce mi się szukać, jak znajdę to uzupełnię :)
Kategoria BikeOrient.pl
Dane wyjazdu:
57.33 km
30.00 km teren
03:51 h
14.89 km/h:
Maks. pr.:31.88 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Złoto Dla Zuchwałych - Szubin
Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 2
Rajd na Orientację Złoto Dla Zuchwałych.Świetna pogoda, bo jakże mogłoby być inaczej... jeszcze rano miałam niechęć jechać w taki mróz, na dworze raptem 8 stopni... Jadąc na start prało z nieba żabami, wykładaliśmy rowery z auta w deszczu... a w sumie to Kita wykładał, bo ja miałam niechęć wysiadać z auta w ten deszcz i to zimno... Jednak finalnie jakimś CUDEM startując o godzinie 17 na starcie ZACZĘŁO ŚWIECIĆ SŁOŃCE!!! I świeciło do samego końca dnia!!!!!!!!
Dlaczego tak się stało - nie wiem, nie mam pojęcia, ale często jak jadę na jakieś imprezy to się wypogadza.......... (*no, może na jednym BO padało na starcie ;P) Szok.
Traska przyjemna, na początek wykreśliłam na starcie dwa PK których nie chciałam zdobywać, jednak będąc już na trasie zadecydowałam że jednak je zdobędę... mimo braku kondycji udało się dotrzeć na wszystkie 7PK.
Trasa, Start i Meta w tym samym punkcie (nr 46) - za późno włączyłam aplikację.
Fajna rozgrzewka przed BO... a w sumie nie rozgrzewka, tylko przygotowanie... na BO nie zamierzam zrobić dystansu trzy cyfrowego bo najzwyczajniej w świecie nie stać mnie fizycznie na to. :P
Temperatura - ok 8 stopni - masakra.
Powrót do domu z małymi przygodami, ledwo co wrzuciłam trójetę w aucie, a "Misiaczki" zaprosili mnie na boczek... Żeby nie było tak łatwo, Misiaczek poprosił mnie o pokazanie gaśnicy i trójkąta hmmmmm... szczyt znęcania się nad biednymi turystami ;). Nie moje auto, w bagażniku rower - myślę będzie ciekawie. Otwieram bagażnik i rozmyślam... w tym momencie Misiaczek rzecze do mnie "gaśnica jest...". Ooooo super! Jest gaśnica, jedno mniej do szukania :).... w miejscu gdzie była apteczka kiedyś był trójkąt... ale na szczęście już mi go darował kiedy widział że chcę nurkować na sam przód bagażnika uffff :) Kurczę, już drugi raz (na dwa razy) spotykam miłą kontrolę drogową, oby nie do 3 razy sztuka :P
P.S. Dzisiaj trójkąt się odnalazł, oczywiście był na samym przodzie zasłonięty ramą i dwoma kołami i całą zgrają bagaży, mandaciku by nie było:P
Opis trasy nastąpi ;)